O co chodzi?
Miasteczko
Oba, w prefekturze Nagashima. Yoichi i jego żona Izumi pomagają w
prowadzeniu gospodarstwa, należącego do rodziców mężczyzny: ojca
Yoichiego – Yasuhiko i matki – Chieko. Sąsiadami rodziny Ono
jest rodzina Suzuki: Ken, Meiko oraz ich syn Mitsuru, który ma
dziewczynę Yoko. Ich codzienne zajęcia zakłóca pewnego dnia silny
wstrząs, wywołany trzęsieniem ziemi. Ponieważ w pobliżu
miasteczka mieści się elektrownia atomowa, wkrótce zjawiają się
ubrani w ochronne kombinezony przedstawiciele służb
radiologicznych. W wyniku wstrząsów poważnie ucierpiała pobliska
elektrownia i doszło do skażenia okolicy. Panowie w białych
kombinezonach rozwijają taśmę, która dzieli wspólne podwórko
rodzin: Ono i Suzuki. Ci drudzy znajdują się po stronie skażonej,
zostają więc zmuszeni do natychmiastowej ewakuacji. Rodzina
Yoichiego wydaje się bezpieczna, ale zaopatrzony we własny licznik
Gigera Yasuhiko wie co innego. Namawia syna, by wraz ze swą żoną
przeprowadził się do bezpiecznego miejsca. Yoichi i Izumi przystają
na radę ojca i przenoszą się do nieco dalej oddalonego od feralnej
elektrowni miasteczka. Izumi dowiaduje się, że jest w piątym
tygodniu ciąży. Nie czuje się w nowym miejscu bezpieczna. Z obawy
o zdrowie dziecka wpada w fobię na punkcie radioaktywnego skażenia.
Chodzi po miasteczku w ochronnym kombinezonie, stając się
pośmiewiskiem mieszkańców. Yoichi jest zaniepokojony zachowaniem
żony, ale mocno ją wspiera. Tymczasem rodzice Yoichiego, mimo
nalegań urzędników, nie mają zamiaru opuścić swojego domu.
Słusznie obawiają się, że tak jaki ich sąsiedzi, nie wrócą już
do swego domu. Rodzina Suzuki tuła się bowiem po prowizorycznych
schronieniach organizowanych w szkołach. Mitsuru opuszcza rodziców
i postanawia pomóc Yoko znaleźć rodzinę. Młodzi wyruszają do
strefy opustoszałych miast, zniszczonych przez fale tsunami.
11 marca 2011
Tę datę nie tylko
Japończycy, ale cały świat zapamiętał jako jeden z
najstraszliwszych przejawów nieokiełznanej potęgi natury. Tego
bowiem dnia o godz. 5.46 czasu zachodnioeuropejskiego
północno-wschodnią część Japonii nawiedziło trzęsienie ziemi
o rzadko spotykanej sile – 9 st. w skali Richtera. Ponieważ
epicentrum znajdowało się 130 km od brzegów wyspy Honsiu,
japońskie wybrzeże zostało zalane falami tsunami, które w
niektórych miejscach dochodziły do prawie 30 m. wysokości. Woda
wdarła się nawet do 10 km w głąb lądu, niszcząc na swej drodze
wszystko to, co przetrwało wstrząsy sejsmiczne. Niektóre miasta
jak np. Natori, Ishomaki czy Miyuki zostały niemal zmiecione z
powierzchni ziemi. Niestety ataku żywiołów nie przetrwała
położona w mieście Ōkuma, w prefekturze Fukushima, jedna z
największych na świecie elektrowni atomowych Fukushima I. W wyniku
stopienia rdzeni w trzech reaktorach doszło do skażenia środowiska
substancjami promieniotwórczymi. Liczba ofiar tego najgorszego w
historii Japonii trzęsienia ziemi wciąż nie jest zamknięta.
Według danych ogłoszonych w lipcu 2011 r. w kataklizmie zginęło
ponad 15,5 tys. osób, a ponad 5, 3 tys uważa się zaginione. Z
zagrożonych okolic ewakuowano ponad 400 tys. mieszkańców. Wiele
miast i miasteczek stoi opuszczonych po dziś dzień.
Powbijane pale
„The Land of Hope” w
reżyserii Siona Sono jest pierwszym japońskim filmem, który mierzy
się z tą olbrzymią traumą i wciąż nie zabliźnioną raną
narodu Japonii. W wywiadzie udzielonym podczas francuskiego Deauville
Asian Film Festival, Sono powiedział: „The Land of Hope” jest
zupełnie różny od moich pozostałych filmów, ponieważ z taką
fabułą nie miałem absolutnie żadnej potrzeby by prowokować lub
straszyć publiczność. Wolałem raczej, żeby widzowie mieli czas
na refleksje, żeby oglądali film na spokojnie. To prawda,
omawiany obraz Japończyka odbiega od jego poprzednich dzieł,
zwłaszcza z ostatnich lat, które przyniosły mu światowy rozgłos
i uznanie festiwalowej publiczności. W „The Land of Hope” nie
ujrzymy ani scen brutalnej przemocy, ani perwersyjnego seksu a
rodzina, która u Sono była siedliskiem wszelkich patologii i
zboczeń, w najnowszym obrazie jest ostoją miłości, poświęcenia
i czułości. Tym razem zagrożenie nie przychodzi od wnętrza,
gnijącej, podstawowej komórki społeczeństwa: rodziny, lecz
nadciąga z zewnątrz wraz z niewidzialnym gołym okiem radioaktywnym
pyłem, wydobywającym się z uszkodzonej elektrowni atomowej. Dramat
bohaterów nie polega tym razem na tym, że nie są kochani, lecz, że
kochając się, są zmuszeni ulec zewnętrznym okolicznościom. Te
okoliczności nie mają jednak charakteru tak do końca obiektywnego.
Trzęsienia ziemi są co prawda w Japonii niemal codziennością,
choć tylko nieliczne przynoszą ze sobą ogromne zniszczenia. To
raczej reakcja władz i urzędników wydaje się nieadekwatna do
sytuacji. Co bowiem czyni władza? Każe wytyczać absurdalne
granice, których najbardziej wyrazistym znakiem jest żółta taśma
rozciągnięta przez środek wspólnego dziedzińca rodzin Ono i
Suzki. W umowny, arbitralny sposób dzieli ziemie na strefę skażoną
i nieskażoną. Wraz z rozwojem fabuły okazuje się, że wszystkie
wyznaczone linie podziału, strefy, enklawy są iluzoryczne i tak
naprawdę bohaterowie nigdzie nie są bezpieczni.
Motyw dzielenia,
wydzielania i rozdzielania jest jednym z najważniejszych w filmie,
bowiem przewija się pod najróżniejszą postacią nieustannie.
Rozdzieleni zostają, żyjący od lat w zgodnej wspólnocie sąsiedzi;
rozdzielna zostaje rodzina Ono: Yoichi z Izumi opuszcza rodzinny dom,
w którym zostają rodzice mężczyzny; rozdzielona z rodziną
zostaje Yoko, dziewczyna Mitsuru, która bezskutecznie stara się
odnaleźć z pomocą chłopaka zaginionych bliskich. W filmie jest
wymowna scena, w której Yoko stoi przed ścianą zalepioną
karteczkami pozostawionymi przez osoby rozdzielone w wyniku
kataklizmu, ale także wskutek naprędce przeprowadzonej, źle
zorganizowanej akcji ewakuacyjnej. W innej z kolei scenie oglądamy
salę lekcyjną zamienioną na tymczasowe schronienie. Cała
powierzchnia pomieszczenia zostaje podzielona na malutkie sektory,
oddzielone prowizorycznymi przegrodami z kartonu. Wagę motywu
odseparowania, izolacji podkreśla też opowieść Yasuhiko o tym, co
w życiu jest największym wrogiem człowieka. To pale (aczkolwiek
angielskie słowo „stake” znaczy także „palikować” ,
„kołować”, „stawiać pale”, „przeprowadzać się”
„wyznaczać”). Pale wbija się w ziemie, aby wytyczyć granice,
przeprowadzić linię podziału, odgrodzić lub zagrodzić. „To
jest jak pal wbity pomiędzy nas” - mówi Yasuhiko do swego
syna, mając na myśli sytuację, w której znalazła się rodzina
Ono. Yoichi w pewnym momencie oczami wyobraźni widzi pokój, w
którym rozmawia z rodzicami, przedzielony przez powbijane w podłogę
pale.
Z miłością
wszystko jest możliwe
Sion Sono w „The Land
of Hope” opowiada o podzielonym świecie i ludziach rozdzielonych
przez sztuczne, ale często, zwłaszcza w sytuacji tak wielkiej
tragedii jak trzęsienie ziemi i jego skutki, niemożliwe do
uniknięcia podziały. Ale reżyser nie poprzestaje na tej
konstatacji. Nie rozkłada bezradnie rąk. Jego film to opowieść o
sile, która tkwi w każdym z nas. Tej siły żadne przegrody,
zapory, ściany nie powstrzymają. Japoński reżyser nie po raz
pierwszy okazuje się być w głębi duszy romantykiem. Bowiem to
miłość jest tym, co znosi wszelkie przeszkody. „Z miłością
wszystko jest możliwe” - mówi w ostatniej scenie filmu Izumi.
I to proste, ale jakże prawdziwe stwierdzenie, można by uznać za
najważniejsze przesłanie filmu.
W „The Land of Hope”,
w przeciwieństwie do takich obrazów, jak „Strange Circus”,
„Cold Fish” czy „Guilty of Romance”, Sono nie tapla się w
ludzkich brudach, nie opowiada o ludziach gnijących na dnie własnego
piekła. W tym filmie japoński reżyser ukazuje twarz liryka,
optymisty i romantyka. Jego bohaterowie nie zadają sobie cierpienia,
nie ranią się, nie krzywdzą a autentycznie się kochają. O
kochających ludziach nie jest łatwo opowiadać. Można poślizgnąć
się na ckliwości, patosie, tanim wzruszeniu. Ale twórca „Himizu”
jest zbyt wybitnym artystą, aby wpaść w pułapkę sentymentalizmu.
Udaje mu się jej uniknąć dzięki realizmowi: realizmowi świata
przedstawionego, jak też realizmowi psychologicznemu. Przejmujące
są sceny nakręcone w okolicach Fukushimy, przedstawiające zrównane
z ziemią miejscowości albo opuszczone i porzucone miasta widma.
Chyba nie bez powodu Sono buduje ukrytą paralelę między wymarłymi
okolicami elektrowni atomowej a zdjęciami, ukazującymi zniszczenia
dokonane przez zrzucone w 1945 r. bomby atomowe na Hiroshimę i
Nagasaki. Niewątpliwie „The Land of Hope” zawiera dość jasne
przesłanie skierowane przeciw energii atomowej, lecz Sono
wykorzystuje tę sfilmowane w dokumentalnym stylu wyludnione obszary
również jak tło dla swych bohaterów. Gdyby film kręcił Kiyoshi
Kurosawa dojmująca pustka wybrzmiewająca z tych plenerowych scen,
pewnie wyobrażałaby pustkę emocjonalną, ale u reżysera „Love
Exposure” staje się wyzwaniem dla bohaterów. Mimo
niewyobrażalnej tragedii, mimo absurdalnych podziałów
wprowadzanych przez niekompetentną, okłamującą naród władzę,
mimo pali wbijanych w rodziny, serca ludzi bohaterowie podejmują
trud, walczą i nie tracą nadziei. Nie przestają się wzajemnie
wspierać i poświęcać się dla drugiej osoby. Szczególnie pięknie
uczucie miłości zostało pokazane na przykładzie rodziców
Yoichiego. Yasuhiko opiekuje się zdziecinniałą, cierpiącą na
Alzheimera żoną, Chieko, wykazując ujmującą cierpliwość,
życzliwość, szlachetność i miłość względem pogrążonej we
własnym świecie małżonki. Niezwykła jest cała sekwencja, gdy
Yasuhiko szuka swej żony, która usłyszawszy głosy, uznała, że
zbliża się Festiwal Duchów. W poszukiwaniu tej uroczystości
Chieko zawędrowała bardzo daleko, ale jej kochający mąż,
przebiwszy się przez policyjną blokadę, odnalazł ją, tańczącą
pośród pustkowia, na którym niegdyś rozciągały się tereny
zamieszkane. Niesamowitą temperaturę emocjonalną zawiera także
scena, gdy rodzice Yoichiego, konsekwentnie odmawiający opuszczenia
rodzinnego domu, decydują się pozostać na ojcowiźnie na zawsze.
Wzruszający, choć też
zabawny jest wątek Yoichiego i jego żony, Izumi. Wątek ten jest
niezwykle istotny, ponieważ dziecko, które ma urodzić kobieta
staje się czytelnym symbolem nadziei i nowego życia – w dosłownym
sensie jak też metaforycznym. Nic dziwnego, że Izumi nie bacząc na
opinię innych ludzi, robi wszystko, aby życie, które nosi w sobie
ocalić od skażonego świata. Yoichi, mimo iż na każdym kroku,
spotyka się z niechęcią mieszkańców do żony, paradującej
ulicami w żółtym kostiumie ochronnym, nie opuszcza jej i nie
przestaje jej wspierać. Jest jeszcze trzecia para: Mitsuru i Yoko,
którzy wędrując po strefie zakazanej, jakby na przekór scenerii,
zbliżają się do siebie. „The Land of Hope” mógłby zatem
nosić tytuł „The Land of Love”, bowiem miłość, w różnych
odcieniach, pomiędzy różnymi osobami, jest w filmie Sono
najważniejszym bohaterem.
Aktorski koncert
Nie sposób, recenzując
obraz Japończyka, nie wspomnieć o aktorskim koncercie w wykonaniu
znakomitych aktorów pod batutą reżysera. Sono bowiem spośród
rozlicznych talentów, które posiada, potrafi jak mało kto,
wydobywać z aktorów i aktorek, to co mają najlepszego do
zaprezentowania. To on odkrył, że w seksownym ciele Megumi
Kagurazaki (od 2011 r. prywatnie żony reżysera) drzemie autentyczny
talent aktorski. Aktorka zaczynała jako gravour idol, czyli
dziewczyna w bikini, której jedynym atutem był obfity biust, ale
dzięki Sono dziś Kagurazaka zachwyca jako wyśmienita aktorka
dramatyczna. W „The Land of Hope” znów zaskakuje świeżością,
wszechstronnością i wiarygodnością. Jest zabawna, wzruszająca,
urocza, szalona i prawdziwa w każdej sekundzie istnienia na ekranie.
Lecz największym
aktorskim objawieniem filmu jest Isao Natsuyagi, który odtwarza
postać Yasuhiko, ojca Yoichiego. Wspaniała rola 72-letniego weteran
japońskiego kina. Wyważona, dostojna, emanująca ciepłem i
mądrością. Ale wiele jak najlepszych słów należy powiedzieć
także o pozostałych odtwórcach ról. Wymieńmy ich zatem
wszystkich: Nako Ohatani (Chieko), Jun Murakami (Yoichi, znany m.in.
z „Himizu”), Hikari Hajiwari (Yoko; znana z roli zbuntowanej
córki z „Cold Fish”) oraz Yutaka Shimizu (Mitsuru). Aktorzy
drugiego planu na czele z ulubieńcem Sono, Dendenem (rola seryjnego
mordercy z „Cold Fish”) dostosowali się do wysokiego poziomy gry
aktorskiej postaci pierwszoplanowych.
Kilka słów na koniec
Poprzedni głośny film
Siona Sono, „Himizu”, nota bene również poruszający,
ale w bardziej pośredni sposób, tematykę związaną z wydarzeniami
z 11 marca 2011 r., wydawał się wyczerpywać formułę kina krzyku,
które przez ostatnie lata uprawiał Sono. Patologie, perwersje,
przemoc, cierpienie i ludzie niewiele różniący się od zwierząt –
to zaczynało wyglądać na zmęczenie materiału. Pojawiły się
głosy o zjadaniu własnego ogona, o utknięciu w
turpistyczno-groteskowej stylistyce. „The Land of Hope” ucina
wszystkie te opinie, a głosy milkną. Tym filmem bowiem Sono
udowadnia, że jest w stanie zmierzyć się z każdym tematem i że
nie nie jest niewolnikiem żadnej estetyki. Wszechstronność i
utrzymywanie wysokiego artystycznego poziomu jest cechą
najwybitniejszych twórców.
I jeszcze jedno. W
przytoczonej na wstępie tej recenzji wypowiedzi Sono stwierdza, że
„Land of Hope” to film zupełnie innych od pozostałych przez
niego wyreżyserowanych. W jednym Japończyk nie ma racji. Omawiany
obraz to kolejny dowód, że niezależnie od tematu i formy, Sono
wciąż pozostaje tym samym wybitnym i znakomitym malarzem ludzkich
emocji. Kamera twórcy „Sucide Club” łapie życie na gorąco,
wnika w jego podskórną tkankę, filmuje prawdę pozafilmową. A tę
prawdą określają ludzkie emocje. Czasem skrajne, krzyczące i
bolesne jak ciernie wbite w ciało, ale czasem – jak w „The Land
of Hope” - subtelne, szepczące i piękne w swej urzekającej
prostocie. Zawsze jednak ujmująco prawdziwe.
MOJA OCENA: 8/10
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
W dokumentalnym stylu punktowanym momentami
filmowej poezji – mistrz Sono wciąż w znakomitej formie.
|
Sono opowieść o skutkach trzęsienia ziemi,
które nawiedziło 11 marca 2011 r. wybrzeża Japonii.
|
W podzielonym świecie, tylko miłość,
szacunek i oddanie są w stanie doprowadzić rozbite rodziny i
okaleczone jednostki do Krainy Nadziei.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz