piątek, 14 lutego 2014

THE GHOST CAT OF OTAMA POND (Kaibyô Otama-ga-ike, Japonia, 1960)



 The Ghost Cat of Otama Pond (1960) on IMDb

O co chodzi?

Tadahiko i Keiko są młodą parą, która w drodze do domu rodziców gubi drogę w odludnej, bagiennej okolicy. Aby wydostać się z pułapki podążają za czarnym kotem, który doprowadza ich do opuszczonej posiadłości. Postanawiają przeczekać w niej noc. Wycieńczona Keiko zasypia. Gdy się budzi nie ma obok niej Tadahiko, za to w jednym z pokoi dostrzega przerażającą staruchę, która w tajemniczy sposób opętuje Keiko. Dziewczyna traci przytomność. Zaniepokojony Tadahiko wzywa na pomoc lekarza, który jest także buddyjskim egzorcystą. Szybko orientuje się, że niedyspozycja Keiko jest wynikiem klątwy i zaczyna opowiadać o dawnych lokatorach zamieszkujących to miejsce. Bohaterami tej historii jest dwoje młodych ludzi: Yachimaru i jego ukochana Kozasa. Oboje bardzo się kochają, ale ich rody od pokoleń są ze sobą zwaśnione. Gdy Yachimaru wyjeżdża do Edo, Gensai, ojciec Kozasy przystępuje do swego zbrodniczego planu. Morduje rodzinę swego rywala, a siostrę Yachimaru, Akino oddaje w ręce miejscowego sędziego. Wydaje się, że popełniono zbrodnię doskonałą, ale ofiary morderców nie zapominają wyrządzonej krzywdy. Za sprawą ulubionego kota rodziny Yachimaru, Tamy odradzają się pod postacią żądnych zemsty duchów.

Z inspiracji Nobuo Nakagawą

Według pierwotnej religii Wysp Japońskich shintō wszystko przenika boski duch kami. Ludzie, zwierzęta a nawet przedmioty martwe, zjawiska przyrody są zjednoczone w tej duchowej esencji świata. Przyjęcie takiego założenia miało ogromne znaczenie dla ukształtowania się przeróżnych wierzeń dotyczących nadprzyrodzonego charakteru otaczającego ówczesnych Japończyków świata. Istniała na przykład wiara w niezwykłe właściwości poczciwych, dobrze nam znanych czworonogów - kotów. W Japonii koty były uważane za zwierzęta przeklęte, stając się tematem strasznych opowieści o bakeneko (dosłownie: "koci potwór") zwanych także kabiyo. Uważano m.in., że jeśli kot poliże krew zmarłego, to dusza człowieka może się odrodzić w ciele czworonoga. Tego rodzaju przesądy, w kraju słynącym ze swego duchowego, mistycznego charakteru, są wciąż niezwykle popularne. A to, co popularne zawsze zwraca uwagę twórców filmowych zwłaszcza jeśli są oni przedstawicielami kina grozy. „Kocie duchy” stały się więc bohaterami licznych horrorów z lat 50. i 60, gdy japoński folklor był w szczególnej cenie. Jednym z nich jest „The Ghost Cat of Otama Pond” Yoshihiro Ishikawy, zrealizowany na podstawie powieści Sotoo Tachibany.

Yoshihiro Ishikawa, reżyser filmu, zapisał się w historii japońskiego kina grozy przede wszystkim jako scenarzysta najlepszych kaidan eiga (adaptacji opowieści grozy) zrealizowanych przez Nobuo Nakagawe. Scenariusze do „Black Cat Mansion”, ”he Ghost of Yotsuya” i „Death Row Woman” są dziełem Ishikawy. Nic zatem dziwnego, że gdy ogląda się jego reżyserski debiut, „The Ghost Cat of Otama Pond” można odnieść wrażenie, że to kolejne dzieło „ojca chrzestnego” japońskiego kina grozy – Nakagawy. Fabuła przypomina nieco inną i bardziej krwawą wersję „Black Cat Mansion” z 1968 r. a niezwykła, niebywale malarska strona wizualna - „The Ghost of Yotsuya”. Za zdjęcia w obrazie Ishikawy odpowiadał zresztą Kikuzô Kawasaki, z którym Nakagawa pracował na planie pierwszego ważnego w jego karierze horroru - „Ghost of Hanging in Utusunomiya” (1956). Tak ścisły związek z twórczością „mistrza” nie pozostał bez wpływu na debiut Ishikawy. Pod względem fabularnym próżno szukać szczególnych innowacji, natomiast wizualny charakter obrazu scenarzysty Nakagawy zaskakuje intensywnością, stylowością i pięknem.

Hammer made in Japan

Imponujący jest już prolog. Zrealizowana w ulubionej przez japońskich twórców horroru lat sześćdziesiątych technice, Eastmancolor sekwencja początkowa przywodzi na myśl styl brytyjskiego studia Hammer. Odludna okolica, opary mgły leniwie unoszące się nad okolicznymi bagnami, noc rozświetlona blaskiem księżyca, cisza przerywana pohukiwaniem sowy a wśród złowieszczej natury zabłąkana para bohaterów, ciągle powracająca w to samo miejsce – ta scena mogłaby się pojawić w którymś z Hammerowskich horrorów wyreżyserowanych przez Terrence`a Fishera. Ale pojawia się w japońskiej opowieści niesamowitej i prezentuje się znakomicie. Paradoksalnie „The Ghost Cat of Otama Pond” służy widoczna sztuczność i teatralność świata przedstawionego, która nadaje fabule dodatkowego, odrealniającego charakteru. Ishikawa już od pierwszych scen wprowadza widza w znakomicie sfilmowaną, nastrojową opowieść grozy. Aż ciśnie się na usta słowo – „gotycką”.

Wysoki poziom realizacyjny film trzyma przez cały czas trwania. Bardzo stylowe, mroczne i tajemnicze są sceny grozy. Ich aranżacja być może nie zaskakuje świeżością tak bardzo jak w horrorach Nakagawy, lecz i tak ogląda się je przyjemnie, a nawet z nostalgią. W jakiej bowiem współczesnej ghost story zobaczymy nieruchomo stojącą w zielonym świetle postać ducha? Ishikawa jest nastrojowy, ale potrafi też zaszokować przyzwoicie wykonaną charakteryzacją jednej z ofiar pożaru. Jej poparzona, zniekształcona twarz, w czasach gdy na świecie nie było jeszcze Toma Saviniego i Ricka Barkera, naprawdę robi wrażenie. Jedynie postać kociego ducha, czyli staruszki z kocimi uszami i sztucznymi łapami, będzie wymagać od widza nieco więcej tolerancji. Niektóre osoby, nie znające ówczesnych standardów w zakresie ukazywania ekranowej przemocy, mogą kręcić nosem na sceny morderstw. Ale wystarczy obejrzeć kilka japońskich horrorów z tego okresu, by przekonać się, że „The Ghost Cat of Otama Pond” jak na czas, w którym był realizowany, jest obrazem zaskakująco brutalnym i krwawym.

Nie ma zbrodni bez kary

Fabuła, jako się rzekło, przypomina „Black Cat Mansion”. Mamy zatem historię ramową rozgrywającą się współcześnie oraz zasadniczą część, której akcja ma miejsce w epoce Edo. Co więcej para młodych bohaterów z historii ramowej okazuje się reinkarnacją pary kochanków z części środkowej. Tę zaś wypełnia opowieść o zbrodni i klątwie rzuconej przez ofiary zbrodni z pomocą … domowego kota. Zgodnie z prawem karmy skutki złych uczynków przechodzą także na potomków, jeśli zła energia karmy nie wyczerpała się w jednym pokoleniu. Głębszy sens nie wyróżnia się zbytnio spośród ówczesnych kaidan eiga i można go podsumować krótko: zbrodnia nie popłaca, sprawców dosięgnie ręka sprawiedliwości choćby zza światów i choćby w następnym pokoleniu.

A zatem krótkie podsumowanie. „The Ghost Cat of Otama Pond” jest produkcją ze wszech miar udaną, choć raczej typową dla klasycznego japońskiego kina grozy. Na pewno zwraca uwagę urzekającą stroną realizacyjną, natomiast fabularnie pozostaje na poziomie wyznaczonym przez inne, słynniejsze kaidan eiga, zwłaszcza Nobuo Nakagawy. Nie jest to jednak mankament. Wartością, nie tylko omówionego horroru Ishikawy, jest że przywołuje rodzaj kina kompletnie dziś zapomniany i lekceważony. Niesłusznie. Nawet namalowane na płótnie zachodzące słońce ma swój urok.

MOJA OCENA: 7/10


REALIZACJA 
W duchu mistrza Nobuo Nakagawy: stylowe, gotyckie, klasyczne. Jak przystało na kaidan eiga z lat sześćdziesiątych.



FABUŁA 
Zbrodnia i kara po japońsku. W klasycznej opowieści klasycznego kina grozy i w pełnej stylowego, nostalgicznego uroku oprawie Eastmancoloru.



DRUGIE DNO 
Mądrość japońska: jeśli wyrzynasz w pień rodzinę swego konkurenta – nie zapomnij o kocie. Bo przez niego możesz mieć kłopoty z tymi, do których kot należał.


FRAGMENT FILMU

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz