Nowość na moim blogu. Treść tej nowinki zawiera się w powyższym tytule tego posta. Nie zawsze mam czas i ochotę rozpisywać się nad obejrzanymi filmami (zwłaszcza nad tymi, które mnie zawiodły), a i też - i rozumiem to doskonale - nie zawsze jest czas i ochota czytać moje zazwyczaj długie recenzje i jeszcze dłuższe artykuły. Zatem "Na krótko" to chyba rozsądny kompromis pomiędzy mną a czytelnikami blogu. Gdy więc uzbieram z kilka azjatyckich tytułów na posta, to z pewnością pojawi się on w cyklu, którego inaugurację tym dzisiejszym wypisem rozpocząłem. Jest też jeszcze jedna zasada, której będę się trzymał: opisuje czy raczej komentuje w tym cyklu filmy obejrzane premierowo, nawet jeśli nie będą one najnowsze.
I to chyba tyle wyjaśnień
THE MAN FROM NOWHERE
(reż. Lee Jeong-beom, Korea Płd, 2010)
Kino akcji, thriller, dramat. Historia jakich wiele w kinie: twardziel o złotym sercu wypowiada prywatną wojnę handlarzom narkotyków, którzy porwali zaprzyjaźnioną z nim dziewczynkę. "Leon zawodowiec", "Człowiek w ogniu", "Uprowadzona", "Drive" można by jeszcze długo wymieniać, ale mimo tego ogląda się "The Man from Nowhere" z twarzą przy ekranie, siedząc na krawędzi fotelu. W recenzji piszę nie tylko o fenomenie tego filmu, ale także o koreańskim kinie i jego cudotwórczej mocy wskrzeszania zgranych do cna konwencji i wyeksploatowanych motywów. Chociaż zastanawiam się jak oni to robią, tak naprawdę dobrej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Jest za to film - małe arcydzieło kina akcji!
HANTU RUMAH AMPERA
(reż. Rudy Soedjarwo, Indonezja, 20089)
Horror. Tytuł można przetłumaczyć jako "Ghost of Ampera House" - tak mi się jakoś zachciało obejrzeć coś strrrrrasznego z egzotycznej Indonezji. Mam sentyment to indonezyjskiego kina grozy, więc choć "Ghost of Ampera House" okazał się typowym dla tego kraju przeciętniakiem z banalną w gruncie rzeczy fabułą i z całym mnóstwem zapożyczeń (tradycyjnie już "The Shutter", ale także "Sixth Sense"), to mimo tego - miło mi się oglądało. Ma ten film swoisty urok i nie sposób mu odmówić stylowej grozy, a ja doceniam, że twórcy obywają się w swym filmie bez typowych indonezyjskich upiorów: kuntinalaka i poconga. Dla ciekawych świata (grozy)
REAL
(reż. Kiyoshi Kurosawa, Japonia, 2013)
Science-fiction, horror, fantasy, romans. Jeden z najnowszych filmów Kiyoshiego Kurosaway (2013) i pierwszy kinowy, pełnometrażowy film od 2008 r. Do ok. 90 minuty: Kurosawa ze swego najlepszego okresu, mnóstwo motywów z jego twórczości (duchy, tożsamość, płynna rzeczywistość, wyobcowanie, problem tożsamości, apokalipsa, tajemnica itp. itd), zauważyłem też wiele podobieństwo do "Pulsu" (to plus, oczywiście) - krótko mówiąc do ok 90 min "Real" był w mojej czołówce filmów Kurosawy. Ale po 90 min. film wykonuje gwałtowny zwrot w kierunku nieco niepokojącym dla każdego fana twórczości Japończyka, ceniącego niepokój, niedopowiedzenia i aurę tajemniczości. Podpierając się na schemacie „zemsty zza grobu”, Kurosawa zaczyna snuć bajkową opowiastkę o sile miłości, wyrzutach sumienia i traumatycznej przeszłości. To jest dobry film, ale nie tak dobry, jak można by oczekiwać po twórcy tej klasy.
Wiecej: http://strachmaskosneoczy.blogspot.com/2014/01/the-man-from-nowhere-ajeossi-korea-pd.html
PROTECTOR 2
(reż. Prachya Pinkaew, Tajlandia, 2013)
Kino sztuk walki, kino akcji. Czyli to co tygrysy lubią najbardziej ;) Zrywane ścięgna, łamane kończyny, miażdżone kręgosłupy, czyli tajlandzki łomot w najlepszym wydaniu. Fabuła, jak to bywa w takich filmach jest wybitnie pretekstowa, ale w stosunku do pierwszej części przygód Khama i jego ukochanego słonia, jest o wiele bardziej rozbudowana i nawet rzecz by można skomplikowana. Co nie zmienia faktu, że jest dodatkiem do popisów Tony`ego Jaa, Jeeji Yanin, Marsee Crumpa i innych. Sceny walk są efektowne, w miarę realistyczne (ich realizm osłabia nadludzka odporność bohaterów i kilka niedorzeczności). Mnie to nie przeszkadzało i oglądałem nawet z zaciekawieniem.
GOD`S LEFT HAND, DEVIL`S RIGHT HAND
(reż. Shusuke Kaneko, Japonia, 2006)
Horror, mystery. Jeden z najbardziej niezwykłych filmów o seryjnym mordercy. Inspiracji reżyserowi filmu, Shusek Kaneko dostarczyła sześciotomowa manga Kazuo Umezu (który w jednej ze scen filmu pojawia się nawet osobiście) pod tym samym tytułem. Mangi nie znam, ale domyślam się, że to właśnie komiksowi Umezu film zawdzięcza swą zakręconą, groteskową fabułę, w której mamy psychopatycznego mordercę (w tej roli Tomorowo „Testsuo” Taguchi), przemoc wobec niepełnosprawnego dziecka (rewelacyjna, ledwie dziewięcioletnia, Momoko Shimizu), gumowe efekty gore oraz nieustaną grę między fikcją a rzeczywistością. Nie prowadzi ona do niczego głębokiego, poza zabawą w makabrę (niestety do poziomu Takashiego Miike daleko), ale seans uważam za interesujący i udany.
UNDO
(reż. Shunji Iwai, Japonia, 1994)
Dramat. Film o wiązaniu! :) Ale to nie jest to, co myślicie ;) Ten trwający ledwie 47 min skromny, kameralny film jest opowieścią o miłości: miłości tak wielkiej, że przeradza się ona w obsesję, w chorobę psychiczną. Wspomniane wiązanie to zarówno najważniejszy objaw choroby bohaterki (syndrom wiązania i supłania, jak wyjaśnia lekarz), ale także metafora. Metafora miłości rozumianej jako desperacka potrzeba bliskości, przynależności, przywiązania do drugiej osoby, ale także metafora poczucia utraty tej bliskości, braku czułości, braku miłości. Smutny film, bo ta bliskość realizuje się właściwie tylko w marzeniu (tak zrozumiałem zakończenie). Od strony odbioru natomiast – raczej nie polecałbym przypadkowym widzom. O wiele lepiej zacząć przygodę z Iwaiem od choćby „Love Letter”.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz