sobota, 23 lutego 2013

ANEKS: 100 GREATEST ASIAN HORROR MOVIES




Oto i zapowiedziana przez mnie ponad tydzień temu niespodzianka. ANEKS do 100 najlepszych azjatyckich horrorów zawiera bowiem wszystkie te filmy grozy (używam świadomie tego zwrotu, bo w niniejszym zestawieniu jest też  kilka mrocznych thrillerów), które w skali od 1-10 oceniam na  „dobry” czyli „7” (a dokładniej na około „7” ). Dlaczego o nich wspominam? Bo warto. Nie znalazło się dla nich miejsce w pierwszej setce, ale są na tyle godne uwagi, że warto je polecić. Także i niniejszy aneks można potraktować jako swoisty przewodnik po azjatyckim horrorze: co warto obejrzeć szczególnie a co mniej szczególnie. „Propozycje” przedstawione w tym zestawieniu (jak i w „100 najlepszych”), choć to oczywiste, są moim subiektywnym wyborem. Za gusta innych nie odpowiadam. Ale mam nadzieję, że większość z przeglądających poniższe rankingi, będzie miało z nich wiele pożytku.

Enjoy!

    


ANGEL DUST
(Enjeru Danuto, reż. Gakuryū Ishii, Japonia, 1994)

 

Zanim na ekranach japońskich kin zagościł “Cure” Kiyoshi Kurosawy, pojawił się na nich „Angel Dust” Sogo Ishiiego. Wyrafinowany, oniryczny, tajemniczy i niepokojący – mógłby stanowić swoiste preludium do obrazu Kurosawy. Nawet skłania do podobnych pytań o tożsamość, alienację, samotność i zagubienie w mieście-molochu. Plus nieoczekiwany kontekst, której fabule nadaje atak terrorystyczny sekty Aum Shinrikyō na tokijskiej metro z 1995 r.




ANTARCTIC JOURNAL
(Namgeukilgi, reż. Yim Pil-sung, Korea Płd, 2005)


Sześć osób na tle wszechobecnej, nieskończonej, zabójczej bieli, czyli losy ekspedycji polarnej zmierzającej do „bieguna niedostępności” – najzimniejszego miejsca na ziemi (do – 89 st. Celsjusza). Biel i porażające zimno jako katalizatory wyzwalające w ludzkich umysłach szaleństwo. Plus doborowa, gwiazdorska obsada (m.in. Song Kang-ho, Yu Ji-tae) w debiutanckim filmie twórcy „Hansel and Gretel” Yim Pil-sunga, do scenariusza, przy którym pracował Bong Joon-ho („The Host”).




ARANG
(reż. Ahn Sang-hoon, Korea płd, 2006)


Słynna koreańska legenda o Arang w konwencji nadnaturalnego thrillera o pościgu za seryjnym zabójcą z zaświatów.  Wiele zapożyczeń z asian ghost story, a mimo to jest ciekawie, intrygująco, momentami straszno i wzruszająco. Solidny produkt koreańskiego kina grozy, umiejętnie balansujący między supsensem, grozą i wzruszeniem.




BESTSELLER
(Be-seu-teu-sel-leo, reż. Lee Leong-ho, Korea płd, 2010)

 
Fałszywy haunted movies skrywający trafny portret małomiasteczkowej społeczności połączonej mroczną tajemnicą z przeszłości. To także sugestywna historia o banalności zła, która w każdym miejscu i czasie może przydarzyć się każdemu z nas. Próby gry z widzem konwencjami ghost  story i horroru psychopatologicznego  niezbyt udane, ale całość ratuje i wynosi poziom wyżej dramat bohaterów. Plus atrakcyjna Eom Jeong-hwa.




BLACK HOUSE
(reż. Shin Tae-ra, Korea Płd, 2007)


Jeden z najefektowniejszych kobiecych „czarnych charakterów” w trzymającym w napięciu pojedynku na śmierć i życie między nieobliczalną psychopatką a pewnym nazbyt wścibskim agentem ubezpieczeniowym. Groza, makabra i krwawe finałowe starcie w tej historii na podstawie poczytnej powieści Yûsuke Kishi. Plus Yu  Seon w roli bezwzględnej morderczyni.




BLIND
(Beul-la-in-deu, reż. Ahn Sang-hoo, Korea Płd, 2011)


Niewidoma kobieta vs seryjny zabójca, czyli kolejny solidny, atrakcyjnie i efektownie zrealizowany serial killer movie. Sporo napięcia, zaskakujące zwroty akcji oraz jako dodatki: humor i wzruszenie. Plus Kim Ha-nelu tym razem w nie roli komediowej a w niemal dramatycznej.




CHANBARA BEAUTY
(Oneechanbara: The Movie, reż.Yohei Fukusa, Japonia, 2008)

 
“Resident Evil” po japońsku (i ze znacznie, znacznie mniejszym budżetem), czyli klasyczna chanbara (odmiana filmu samurajskiego), zombie-movie, science-fiction, komedia, kino drogi, a nawet skromna domieszka dramatu w energetyzującej mieszance gatunkowo-stylistycznej. Nudno nie będzie – bez obaw. Plus Eri Otoguro, Frakenstein Girl z “Vampire Girl vs Frankenstein Girl”.   

 


CHAW
(Chau, reż. Shin Jung-won. Korea Płd,  2009)


Polowanie na dużego zwierza; konkretnie – dzika, czyli animal attack po koreańsku. Akcja, jak rozpędzona tytułowa bestia, zatrzymuje się tylko na całkiem liczne komediowe chwile. A gdzieś w tle całkiem udany portret koreańskiej prowincji i proekologiczne przesłanie. Plus należy się niewątpliwie komputerowemu dzikowi, który jest prawie jak żywy.




A CHINESE GHOST STORY
(Ch'ien-nü Yu-hun, reż. Ching Siu-tung, Hongkong, 1987)

 
Wu xia i cała reszta, czyli m.in. komedia, romans, fantasy i horror w jednym z najsłynniejszych horrorów kopanych, aczkolwiek horror w tym szalonym mixie gatunków i estetyk jest jedynie małą wisieńką i to niekoniecznie na torcie. Siła filmu tkwi w zgrabnym połączeniu różnych elementów w spójną, niebywale żywiołową całość, w której kicz dziwnie dobrze się komponuje. Są jeszcze dwie części i remake, ale w swojej klasie obraz Ching Siu-tunga nie ma zbyt dużej konkurencji.




DEATH WATER
(Mizuchi, reż. Kiyoshi Yamamoto, Japonia, 2006)


Zło czai się w wodzie. W schemat rozprzestrzeniającej się epidemii tajemniczych samobójstw związanych z „wodą śmierci” wpisano niezwykle nastrojową, elegijną opowieść o śmierci i umieraniu. Niezbyt straszno, ale za to intrygująco, tajemniczo, niepokojąco. Ten pełen niedopowiedzeń obraz mógłby wyreżyserować Kiyoshi Kurosawa, bo jego duch unosi nad całym filmem. Lepszej rekomendacji nie trzeba.




DOUBLE VISION
(Shuang tong, reż. Chen Kuo-fu, Tajwan, 2002) 


Tajwański serial killer movie z jednym z najbardziej niezwykłych seryjnych zabójców w dziejach tej odmiany thrillera. Efektowny prolog, niezłe tempo, kilka zaskakujących zwrotów akcji i trochę wzruszenia na dokładkę – w sam raz jak na solidne kino rozrywkowe. Warto pochwalić także umiejętne połączenie klasycznych konwencji amerykańskiego filmu o seryjnych mordercach z orientalną mistyką i egzotycznymi wierzeniami.




DREAM HOME
(Wai dor lei ah yut ho, reż. Pang Ho-cheung, Hongkong, 2010)


W zatłoczonym Hongkongu, w którym ceny mieszkań osiągają zawrotne cenny, o własny „wymarzony dom” trzeba czasem stoczyć bezpardonową, krwawą batalię. Reklamowany jako pierwszy hongkoński slasher, „Dream Home” jest tak naprawdę powrotem do tradycji filmów Category 3. A to oznacza jedno: że będzie niewyobrażalnie brutalnie. I tak rzeczywiście jest. Plus Josie Ho w roli obsesyjnej zabójczyni.




EXECUTIVE KOALA

(Koara kachô, reż. Minoru Kawasami, Japonia, 2005)

 


Jeden z najbardziej kuriozalnych filmów w dziejach kina. Slasher z salarymanem z głową misia koali w roli głównej w campowej, pełnej kiczu i absurdu historii o niezwykłych przypadkach niezwykłego bohatera. Miszmasz wszystkiego ze wszystkim, kpina z gatunkowych konwencji, autotematyzm do potęgi i wreszcie wielka zgrywa z przyzwyczajeń widza. Ale jak to się ogląda!




FENG SHUI
(reż. Chito S. Roño, Filipiny, 2004)


Ba gua (ośmiokąt z lusterkiem po środku) szczęście ci przyniesie. Za to wszystkim pozostałym nieuniknioną i okrutną śmierć. W tej sprawnie opowiedzianej historii o przeklętym przedmiocie, całkiem zgrabnie łączącym formułę ghost story z… zombie movie, udało się przemycić kilka niegłupich refleksji na temat szczęścia człowieka. To nie częsty przypadek, by horror, poza czystą rozrywką oferował coś ponad to. Plus córka byłej pani prezydent Filipin Kris Aquino w roli głównej.

  


THE FIRST 7TH NIGHT
 (Tau chut, reż. Herman Yau, Hongkong, 2009)


Herman Yau, mistrz hongkońskiej eksploatacji, Category III pokazuje inne oblicze. Choć bywa brutalnie (m.in. podpalenie żywego człowieka), jest przede wszystkim intrygująco, inteligentnie i przewrotnie. Wykorzystując znany z takich klasyków jak „Obywatel Kane” czy „Rashomon” motyw wielości perspektyw opowiada o traumie dzieciństwa przed którą bohater próbuje bezskutecznie uciec.
Plus Michele Ye w podwójnej roli: dobrej i złej najważniejszej postaci w filmie.




THE FOX FAMILY
(Gumiho gajok, reż. Lee Hyung-gon, Korea Płd, 2006)


Gwiazda koreańskiego folkloru kumiho, czyli wyjadający ludzką wątrobę lis o dziewięciu ogonach w … musicalu grozy. Brzmi nietypowo? „Nietypowo” do drugi tytuł tej niezwykłej gatunkowej mieszanki, pełnej humoru i tryskającej zeń energii. W filmie mamy bowiem do czynienia z całą rodziną kumiho, która pragnie dokonać ostatecznej przemiany w ludzi. Jak to uczynić, skoro rodzinka to zgraja nieudaczników? Dużo wyśmienitej zabawy! Plus seksowna Parki Si-yeon w roli pechowej lisicy. 




FOR ETERNAL HEARTS
(Byeolbit Sogeuro, reż. Hwang Qu-duk, Korea Płd, 2007)


Miłość potężniejsza od śmierci, czyli poetycki, narracyjnie wyrafinowany romans mystery. Klasycznej grozy niewiele, ale za to wiele estetycznych wrażeń na najwyższym poziomie, a wszystko na tle burzliwej historii Południowej Korei z lat 80. Plus kilka zapadających w pamięć scen o niezwykłej, wizualnej urodzie.




THE GHOST CAT OF OTAMA POND
(Kaibyô Otama-ga-ike, reż. Yoshihiro Ishikawa, Japonia, 1960)


Z inspiracji „Black Cat Mansion” Nobuo Nakagawy. Ale nic dziwnego, skoro reżyserem jest scenarzysta tego filmu i kilku innych klasyków mistrza kaidan eiga, Yoshihiro Ishikawa. Fabularnie wiele podobieństw do wspomnianego dzieła Nakagawy, wizualnie wiele podobieństwo do „The Ghost of Yotsuya”. Nie ma jednak mowy o niewolniczym naśladownictwie, ale o twórczej inspiracji w historii pełnej nawiązań do folkloru i estetyki… brytyjskiego studia Hammer.




GHOST HOUSE
(Gwishini sanda, reż. Kim Sang-jin, Japonia, 2004) 


Inteligentny pastisz to rzecz cenna, a inteligentny pastisz filmów o nawiedzonych domach to rzecz niemal bezcenna. Horror i komedia w całkiem udanej symbiozie w tej opowieści o pewnym domu, jego właścicielu i niechcianym lokatorze z zaświatów. Humor specyficzny, jak to u Azjatów, ale kto przywykł tego czeka  porcja godziwej rozrywki. Plus Jang Seo-hee jako jeden z najbardziej urodziwych duchów w historii haunted house movies.




GHOST OF KASANE SWAMP
(Kaidan Kasane-ga-fuchi, reż. Nobuo Nakagawa, Japonia,1957)


Urok czarno-białej klasyki od Nobuo Nakagawy. Zbrodnia i kara po buddyjsku, czyli opowieść o klątwie ciążącej na pewnym samurajskim rodzie i o fatalizmie ludzkiego przeznaczenia w tej pięknie sfilmowanej i pod wieloma względami prekursorskiej dla japońskiej ghost story historii. Wiele lat później mistrz J-horroru, Hideo Nakata odda hołd temu obrazowi i jego twórcy, realizując znakomity „Kaidan”.




HOME SWEET HOME
(Guai Wu, reż. Cheang Pou-soi, Hongkong, 2005)


Matczyna miłość bywa ślepa, ale jak nie oślepnąć, gdy los zsyła pasmo nieszczęść? Bardziej wzruszająca niż straszna opowieść o dwóch matkach, które walczą o dziecko: jedna biologiczna, druga szalona. Gdzieś w tle krytyka polityki mieszkaniowej władz Hongkongu zawłaszczającej kolejne połacie miasta-państwa pod budowę kolejnych drapaczy chmur. Plus aktorski pojedynek między dwiema gwiazdami hongkońskiego kina: Shu Qui i Kareną Lam.



THE HOUSE
(Baan phii sing, reż. Monthon Arayangkoon, Tajlandia, 2007)


Solidna tajlandzka, realizacyjnie efektowna ghost story o nawiedzonym domu, który stał się areną trzech krwawych morderstw (podobno na faktach). Bywa wtórnie (zwłaszcza „Klątwa Ju-on” z domem roztaczającym „złą aurę” ), ale dobre tempo, wyczucie filmowej grozy, kilka stylowo zainscenizowanych „strasznych scen” rekompensują brak oryginalności, czyniąc z „The House” przyzwoitego „straszaka”. Plus atrakcyjna i zdolna aktorsko Intira Jaroenpura.

  


THE INCITE MILL
(Inshite miru: 7-kakan no desu gê, reż. Hideo Nakata, Japonia, 2010)


Hideo Nakata to nie tylko “The Ring-Krąg” i “Dark Water”. „The Incite Mill” to thriller opowiadający o eksperymencie psychologicznym, który okazuje się być grą o przeżycie, gdy  wkrótce zaczynają ginąć jego kolejni uczestnicy. Brzmi znajomo, ale Nakata ujawnia się w tym filmie jako mistrz filmowej intrygi, której sam Hitchcock mógłby pozazdrościć. Jest zatem zaskakująco, nieprzewidywalnie z potężną dawką napięcia. A na dokładkę kilka refleksji na temat ludzkich zachowań w skrajnych sytuacjach, a także rzecz o amoralności mediów.




INVITATION ONLY
(Jue ming pai dui, reż. Kevin Ko, Tajwan, 2009)

Tajwańskie torture porno albo – jak chcą niektórzy – tajwański slasher. Może i oryginalnie nie jest, ale za to fabułę skonstruowano wedle najlepszych amerykańskich wzorców  tego rodzaju filmów, co przekłada się na trzymającą w napięciu od pierwszych kadrów historię i na potężną dawkę przemocy, momentami wręcz sadystyczną. Głębi tyle co w kałuży, ale za to na brak mocnych emocji nie można narzekać. Plus zastępy seksownych aktorek na czele z Marią Ozawą, gwiazdą japońskich filmów dla dorosłych.




JU-ON: BLACK GHOST
(Ju-on: Kuroi sojo, reż. Mari Asato, Japonia, 2009)

 
W duchu słynnej „Klątwy Ju-on”, choć nie tak udanie jak w „Ju-on: White Ghost”. Mimo to mozaikowa narracja, atmosfera smutku i wszechobecnej śmierci, a także kilka stylowo zainscenizowanych scen grozy czynią ten film wartym uwagi. I miejsca w aneksie.




JU-REI: THE UNCANNY
(Ju-rei: Gekijô-ban - Kuro-ju-rei , reż. Kōji Shiraishi, Japonia, 2004)


Z  wyraźnej inspiracji serią “Ju-on”. Zza kamerą Kōji Shiraishi, zatem można spodziewać się nietypowego obrazu, który na pierwszy rzut oka wydaje się jak najbardziej .. typowy i wtórny. Prezentuje się bowiem jak nieco gorsza kopia „Klątwy Ju-on” a skopiowane zostaje wszystko: skomplikowana narracja, postać ducha a nawet charakterystyczny dźwięk wydawany przez Kayako. Ale to nie kopia, to pastisz filmu Shimizu (a nawet całego nurtu J-horroru). Pastisz – dodajmy - doskonały.




MEAT GRINDER
(Cheuat gon chim, reż. Tiwa Moeithaisong, Tajlandia, 2009)


Gdy dzieciństwo staje się przerażającym koszmarem, w dorosłym życiu koszmar staje się rzeczywistością. Okrutnie traktowana jako dziecko, bohaterka filmu jako dorosła kobieta okrutnie zaczyna traktować innych, mordując wszystkich dookoła. Gdyby nie pretensjonalny styl opowiadania, ten niewiarygodnie brutalny film mógłby być jeszcze bardziej przejmujący i wstrząsający. Plus Maia Charoenpura w roli tragicznej i szalonej bohaterki.



MIDNIGHT FM
 (Simya-ui FM, reż. Kim Sang-man, Korea Płd, 2010)


Jak wyróżnić się z tłum anonimowych mieszkańców wielkiej metropolii? Zostając seryjnym zabójcą  i na dodatek prowadząc śmiertelnie niebezpieczną grę z medialną osobistością i jej rodziną. W zgodzie z tradycją najlepszych amerykańskich (ale i koreańskich) wzorców serial killer movie. Przemyślana intryga, napięcie, emocje, zaskakujące zwroty akcji – nikt nie będzie się nudził na tym filmie! Plus śliczna i zdolna Soo Ae jako heroina kina sensacyjnego i Yu Ji-tae jako rasowy psychopata.




NARAKA 19
(Dei yuk dai sup gau tsang , reż. Lai Miu-suet, Hongkong, 2007)


Gra z piekła rodem, czyli niebezpieczne rozrywki hongkońskiej młodzieży. Uczennice pewnego college`u otrzymują niespodziewaną ( i nie do odrzucenia) propozycję gry, która przenosi uczestników do samego… piekła. Nie wszyscy przeżyją. Sprawna reżyseria tego wielogatunkowego obrazu z imponującą stroną wizualną i pomysłową inscenizacją kilku efektownych scen skutecznie tuszuje wszelkie nielogiczności, oferując lekką i przyjemną rozrywkę.




NANG NAK
(reż. Nonzee Nimibutr, Tajlandia, 1999)


“Śmierć nigdy nas nie rozłączy” – oficjalny tagline trafnie streszcza fabułę tego romansu grozy, będącego adaptacją najsłynniejszej tajlandzkiej legendy o Mae Nak. „Nang Nak” to także najpopularniejszy i zdaniem wielu najlepszy film o bohaterce tej ponadczasowej opowieści. Archetypiczna fabuła, przesiąknięta buddyjskim duchem, została przepięknie, niezwykle stylowo i nastrojowo sfilmowana przez jednego z najbardziej znanych  tajlandzkich reżyserów, Nonzee Nimibutra. Nie jest może nazbyt strasznie, ale za to jest – przynajmniej momentami – autentyczna magia ekranu.



P.O.V. - A CURSED FILM
(POV: Norowareta firumu, rez. Norio Tsuruta, Japonia, 2012)


Weteran J-horroru, Norio Tsuruta w zaskakującym obrazie o pewnej nawiedzonej szkole. Fabuła jest prościutka, film skromniutki, a jednak niemal z niczego udaje się Tsurucie wykreować i nieprzyjemny, niepokojący nastrój grozy. Proste jak nic innego sprawdza się w horrorze. Ale ten  pozornie błahy film ma jeszcze jedną niespodziankę: w inteligentny, przewrotny sposób prowadzi widza bowiem ku filmowemu autotematyzmowi. Niegłupie, a na pewno rzadko spotykane.




PHONE
(Pon, reż. Ahn Byeong-ki, Korea Płd, 2002)


Najlepszy film Ahn Byeong-ki, koreańskiego speca od horrorów. Na pierwszym planie historia zemsty zza grobu, nieszczęśliwej miłości, zdrady i kary – sporo zapożyczeń z „The Ring-Krąg”, sprawnie jednak wplecionej do całkiem zajmującej fabuły. Natomiast na drugim planie wiele niegłupich spostrzeżeń na temat kryzysu współczesnej koreańskiej rodziny. Plus sześcioletnia Eun See-Woo jako opętana dziewczynka w jednej z najstraszniejszych kreacji w azjatyckim horrorze.

  

THE ROAD
(reż. Yam Laranas, Filipiny, 2011) 

 
Bodaj najciekawszy horror od filipińskiego mistrza grozy, Yama Laranasa (znanego także z “The Echo”). Tytułowa droga, to pretekst dla przedstawienia w różny sposób powiązanych z nią historii pełnych duchów, psychopatów, rodzinnych patologii, obłędu i krwawej zemsty. A wszystko to w niebywale malarskiej, efektownej i pełnej wyczucia filmowej grozy oprawie. Jest na co popatrzeć!




RULE NUMBER ONE
(Dai yat gaai, reż. Kelvin Tong, Singapur, 2008)


"There is no ghost in this world"  i wszystko w tym rewelacyjnie sfilmowanym nadnaturalnym thrillerze z elementami kina akcji, kryminału i ghost story obraca się wokół tego cytatu. Bohater jest bowiem członkiem tajnego oddziału policji, którego zadaniem jest tuszowanie wszelkich paranormalnych przejawów, czyli po prostu duchów. Tylko, że duchy za nic nie chcą pozostać utajnione. Interesująca fabuła i kilka niezłych scen grozy składa się na przyzwoity horror reinterpretujący motywy ze słynnego „Szóstego zmysłu”. 





 
SARS WARS
(Khun krabii hiiroh, reż. Taweewat Wanta, Tajlandia, 2004)


The Raid” z zombie zamiast gangsterów a zamiast oddziału policji - troje ekscentrycznych bohaterów: mistrz sztuk walki z mieczem świetlnym na … baterie, seksowna pani doktor, która skrywa zupełnie inną osobę oraz uczeń mistrza. Postmodernizm, kicz, camp do entej potęgi w intertekstualnym sosie – kto lubi, to polubi jeszcze  bardziej, a komu takie zabawy z filmowymi konwencjami i specyficzny tajski humor nie podchodzi, raczej nie polubi.



A SLIT-MOUTHED WOMAN
(Kuchisake-onna, reż. Kōji Shiraishi, Japonia, 2007)


Popularna japońska „miejska legenda” o Kuchisake-onna w bodaj najlepszej filmowej adaptacji od Kōjiego Shiraishiego. Najlepszej, co nie znaczy wybitnej.Historia tytułowej bohaterki, kobiety o rozciętych ustach i wielkich nożycach w ręku, która porywa i morduje dzieci, odradzając się w ciałach złych matek, zyskuje głębszy sens poprzez dodanie upiorowi ludzkiego życiorysu i wątku przemocy wobec dzieci. Plus Miki Mizuno, która nawet w charakteryzacji demona, nie przestaje być piękną kobietą. 



 
SNAKE WOMAN’S CURSE
(Kaidan hebi-onna, reż. Nobuo Nakagawa, Japonia, 1968)


Mistrz klasycznego horroru, Nobuo Nakagawa w opowieści o zemście zza grobu dokonanej z pomocą duchów węży. Może i nie jest zaskakująco, ale po raz wtóry urzeka strona wizualna, wiele realizacyjnych rozwiązań, które doczekały się licznych naśladowców i bardziej smutne niż przerażające duchy zmarłych po śmierci upominające się o sprawiedliwość. Plus finałowa sekwencja, dla której choćby warto obejrzeć ten film.




TOMIE UNLIMITED

(Tomie: Anrimiteddo reż. Noboru Iguchi, Japonia, 2011)

 

 
Do ośmiu razy sztuka. Tyle bowiem części liczy sobie seria filmowa “Tomie” z bohaterką, którą wymyślił i narysował, mistrz mangi Junji Ito, a którą kino przyjęło z otwartymi ramionami. Nic dziwnego. Tomie to wiecznie się odradzający demon kobiecości, femme fatale z piekła rodem, zło w ciele atrakcyjnej nastolatki, doprowadzające mężczyzn (i kobiety) do szału. Pełna groteskowych scen manga Ito dopiero za sprawą filmu mistrza erotycznej groteski Noboru Iguchiegio (“The Machine Girl”) znalazła należyte przełożenie na efekt ekranowy. Jest naprawdę dziwacznie!



THE WIG
(Gabal, reż. Won Shin-yeon, Korea Płd, 2005)




„The Wig” czyli horror o przeklętej peruce. To nie brzmi zachęcająco, ale na ekranie wypada nadspodziewanie udanie. Zasługa w tym, reżysera Won Shin-yeona, który nie tylko pomysłowo i skutecznie straszy, ale wzrusza poetycką, choć mroczną, opowieścią o umieraniu, samotności i ludzkiej pamięci. Plus atmosfera grozy i nostalgiczny nastrój punktowany rozsądnie dozowaną makabrą.

 


WHISPERING CORRIDORS III: WISHING STAIRS
(Yeogogoedam 3: Yeowoogyedan, reż. Yum Jae-yeon, Korea Płd,  2003)


Z pięcioczęściowej serii „Whispering Corridors” bodaj najlepsza a na pewno najbardziej „horrorowa” opowieść o koreańskiej szkole i duchach. Wprawdzie na atrakcje typowe dla kina grozy trzeba nieco poczekać, wpierw otrzymując całkiem niegłupi w treści dramat obyczajowy o zawiści i chorobliwej ambicji, prowadzący do tragedii, lecz gdy w końcu reżyserka filmu Yum Jae-yeon sięga po grozę, to z inwencją i talentem. Zwłaszcza na uwagę zasługuje udana reinterpretacja słynnej sceny z Sadako wypełzającej z telewizora.




WHIPERING CORRIDORS
(Yeogo goedam, reż. Park Ki-hyeong, Korea Płd. 1998)


Pierwsza część fabularnie niepowiązanej ze sobą serii „Whispering Corridors”. Poza niewątpliwą wartością artystyczną (nastrojowe, ale i krwawe sceny grozy), film ten jest ważny z dwóch powodów. Po pierwsze zapoczątkował współczesne kino grozy z Korei, wpływając na jego kształt (dramat + horror jako standard horroru koreańskiego), a po drugie wywołał burzliwą dyskusję w kraju nad potrzebą reformy wyjątkowo represyjnego systemu edukacji. Całkiem sporo „zasług” jak na film rozrywkowy.




ZOO
(reż.. Masaki Adachi, Ryu Kaneda, Hiroshi Ando, Komiya Masatetsu, Junpei Mizusaki, Japonia, 2005)


Jeden z najciekawszych japońskich horrorów ostatnich lat. Swoista wariacja na temat głośnego obrazu Petera Greenawaya, „Zet i dwa zera”. Pięć różnych historii i każda w mniejszym lub większym stopniu w niebanalny, często intrygujący sposób porusza problematykę śmierci, zarówno fizycznej, jak i duchowej i w końcu metaforycznej. Dużo emocji, dużo pozytywnej dziwności, kilka niegłupich refleksji.




A za tydzień... nie będzie już żadnego zestawienia ;)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz