sobota, 9 lutego 2013

(Cz.IV) 100 GREATEST ASIAN HORROR MOVIES 39-20

/ zdj. "The Intruder", Hongkong, 1997/

Część czwarta i przedostatnia mojego rankingu na 100 najlepszych azjatyckich horrorów. Napięcie rośnie coraz bardziej, atmosfera wyczekiwania gęstniej, pojawia się coraz więcej znanych filmów.... Ale nie przedłużam. Oto one: horrory z miejsc 39-20.


39.


CINDERELLA
(Sinderela, reż. Bong Man-dae, Korea Płd, 2006)

Koreańska spécialité de la maison, czyli psychologiczna ghost story. “Cinderella” to opowieść o Yoon-hee i jej córce Hyun-sun. Starsza kobieta jest słynnym chirurgiem plastycznym, z której usług od czas do czasu korzystają przyjaciółki jej córki. Z niewiadomych przyczyny dziewczyny zaczynają okaleczać swoje upiększone chirurgicznie twarze... Odpowiedź tkwi w mrocznej przyszłości głównej bohaterki oraz oczywiście w motywie zemsty zza grobu. Gdzie tu niespodzianka? Ano w tym, że ów klasyczny motyw zostaje w niezwykle naturalny sposób wpisany w dramat trojga bohaterów: pani chirurg, jej córki, sieroty przygarniętej przez znaną lekarkę. Wartość “Cinderelli” i jej wysoka pozycja na liście to skutek wyjątkowo udanego melanżu dramatu psychologicznego, bardzo życiowego w trudnych wyborach, które bohaterowie muszą podejmować, z konwencją ghost story, mądrze i rozsądnie dawkowaną. Nie jest to może horror szczególnie straszny, ale historia o skomplikowanych relacjach między matką a córką, a zarazem poruszająca opowieść o samotności i odtrąceniu, autentycznie zaciekawiają, a momentami nawet wzruszają. Plus Do Ji-won w roli bezgranicznie kochającej, ale też krzywdzącej matki.



38.


THE DEVIL WOMAN
(Onibaba, reż. Kaneto Shindō, Japonia, 1964)

Najsłynniejszy, obok “Nagiej wyspy”, film Kaneto Shindō. Trwa krwawa wojna domowa (tzw. Nanboku-chō, 1336-1392), dwie samotne kobiety: matka i synowa starają się przeżyć, trudniąc się dobijaniem i okradaniem ciężko rannych samurajów. Gdy młodsza kobieta nawiązuje płomienny romans z dezerterem z cesarskiej armii, starsza robi wszystko, by zatrzymać synową przy sobie. Horror to bardzo nietypowy, ale “The Devil Woman” jest powszechnie zaliczana do kanonu azjatyckiej grozy, być może ze względu na wszechobecną śmierć i przemoc. Istotna jest również mroczna, ponura atmosfera, opisująca świat pogrążony w chaosie, zdegenerowany i chylący się ku upadkowi. W takim świecie miłość może być tylko dziką, łapczywą namiętnością, naturalistycznie ukazaną. Chociaż pojawia się wątek nadprzyrodzony w postaci maski demona, to tak naprawdę jedynymi demonami są w tym obrazie ludzie. Plus wizualne piękno ponurej natury i zapadający w pamięć widok falujących na wietrze trzcin, przez które przedzierają się bohaterowie.

37.


GODZILLA
(Gojira, reż. Ishirō Honda, Japonia, 1954)

Najsłynniejszy produkt filmowy made in Japan. Można nie wiedzieć, kim był Akira Kurosawa czy nie znać anime Hayao Miyazakiego, ale nie znać przerośniętego przedpotopowego gada to... po prostu niemożliwe. Bo jest ikoną pop kultury, nieśmiertelną gwiazdą filmową i symbolem kina. I chociaż sława Godzilli to efekt niekończącej się serii z udziałem tego potwora (do której dołożyli się Amerykanie swoją bombastyczną wersją), to nie sposób nie zauważyć, że gdyby „oryginał” okazał się kiepskim filmem, to nie byłoby żadnej kontynuacji. A pierwsza „Godzilla” to zaskakująco udany film, jak na subgatunek, który nie słynie ze szczególnej głębi. Przede wszystkim dlatego, że Ishiro Honda zadbał o sugestywnie wybrzmiewające z jego filmu antywojenne przesłanie. Zyskało ono dodatkowej mocy przez fakt, że od zakończenia II wojny światowej minęło ledwie kilka lat, gdy zatem na ekranie pojawił się obraz niszczonego przez potwora Tokio, dla wielu Japończyków był to widok traumatyczny. Być może dlatego „Godzilla” to film niemal elegijny, z przejmującymi scenami (szpital pełen rannych i umierających ludzi), a jego pacyfizm ani na chwilę nie trąci fałszem. Plus – mimo upływu tylu lat – imponujące, wiarygodne widowisko z ponurym „aniołem zagłady” pośród płonącego Tokio. Jest moc w tym czarno-białym filmie!



36.


GROTESQUE
(Gurotesuku, reż. Kōji Shiraishi, Japonia, 2009)

Torture porno po japońsku a za kamerą Koji Shiraishi, jeden z najciekawszych, choć zdecydowanie niedocenionych, twórców japońskiego horroru. Shiraishi ma niewątpliwy talent do opowiadania historii doskonale znanych w taki sposób jakby nikt nigdy o nich wcześniej nie opowiadał. To przypadek „Grotesque”. Oto bowiem para dopiero co zapoznanych znajomych zostaje porwana przez psychopatę i sadystę, który poddaje ich serii wymyślnych tortur (przebijanie jąder gwoźdźmi, obcinanie sutków, wypruwanie jeślit itp.). Pozornie to jeszcze jeden skąpany we krwi, sadystyczny, odrażający spektakl, w którym filmowcy popisują się pozbawioną jakichkolwiek ograniczeń, wypaczoną wyobraźnią. Ale tak naprawdę „Grotesque” to inteligentna, ironiczna i głęboko postmodernistyczna … historia romantyczna o miłości wystawionej na ciężką próbę. Reżyser kpi sobie z stereotypu romantycznej miłości, więc z pełną świadomością przyjmuje konwencję makabrycznego romansu, by pośród jęków i wydalanego moczu konsekwentnie poprowadzić widzów do finału, w którym uczucie miłości w przewrotny sposób zatriumfuje. Specyficzny, horror dla myślących wielbicieli gore w ilościach hurtowych.



35.



TETSUO: IRON MAN

(Tetsuo, reż. Shin`ya Tsukamoto, 1989, Japonia)

Najsłynniejszy i najważniejszy obraz Shin`yi Tsukamoto. Filmowy manifest cyberpunku. Deliryczna wizja człowieka mutującego w metal. Japońskie kino transgresji. Wzorcowy film kultowy. Dlaczego? Po pierwsze zrealizowany został za “grosze”, po drugie udział w nim wzięli poza reżyserem, jego znajomi; po trzecie historia jest niepodobna do żadnej innej i po czwarte to dzieło w pełni autorskie i niezależne. Właściwie jest też i „po piąte”, ponieważ – posiadając pełną swobodę twórczą - Tsukamoto postarał się o film wyjątkowo nieprzyjemny dla widza. Agresywny montaż, drapieżna muzyka, industrialne, brzydkie, ponure scenerie, potężna dawka przemocy i całkiem sporo seksu a nade wszystko szalona, pozbawiona ograniczeń jakichkolwiek konwencji fabuła o pewnym salarymanie, którego ciało zaczyna przeobrażać się w metalowe monstrum. Poza niezwykła, transgresyjną formą „Tetsuo” oferuje kilka refleksji na temat technologicznych zagrożeń, relacji człowieka z miastem i samego człowieczeństwa. Mocne, zakręcone, wściekłe kino skłaniające do niegłupich refleksji.


34.


RE-CYCLE
(Gwai wik, reż. Pang Brothers, Tajlandia/Hongkong, 2006)

Najlepszy film braci Pang. Choć sławę zdobyli głośnym i okrutnie przereklamowanym “The Eye”, to właśnie “Re-Cycle” jest obrazem, w którym i forma i treść idealnie się ze sobą zgrały w interesującą, otwartą na wiele interpretacji opowieść o alternatywnym świecie “porzuconych” (ludzi, przedmiotów, myśli itp.), do którego przypadkiem przenika bohaterka filmu. Imponująca, olśniewająca sceneria „innej” rzeczywistości, wiele niezwykle efektownych scen, rozmach i widowiskowość, w której nie gubią się wcale ważkie tematy takie jak miłość, śmierć, aborcja itp. Na dodatek Bracia całkiem nieźle kreują atmosferę sennego koszmaru i całkiem sprawnie radzą sobie z napięciem. Nie jest to co prawda horror klasyczny, bardziej coś pośredniego między dark fantasy a mroczną baśnią, ale miłośnicy filmowego kreacjonizmu z całą pewnością będą usatysfakcjonowani. Plus śliczna Angelica Lee w jednej ze swoich najlepszych ról.

33.


THE UNTOLD STORY
(Bat sin fan dim ji yan yuk cha siu bau, reż. Herman Yau, Hongkong, 1992)

Bodaj najsłynniejszy filmy Category 3, czyli hongkońskiego kina eksploatacji, a zarazem wzorowy jej przedstawiciel. Fabuła, zainspirowana autentyczną zbrodnią popełnioną w 1985 r., w Makao, na rodzinie pewnego restauratora, skrojona jest wedle standardowego jak na tę odmianę kina schematu. Schemat ten prezentuje się następująco: odkrycie zbrodni - pojmanie i brutalne przesłuchanie podejrzanego - przyznanie się do winy, czyli rekonstrukcja popełnionego przestępstwa. “The Untold Story” był jednym z pierwszych filmów Kategorii III czyniącym zadość tej strukturze fabuły, ale rozgłos zawdzięczał przede wszystkim niespotykanej dawce przemocy. Brutalny, perwersyjny gwałt, liczne pobicia i spalenie żywcem, a przede wszystkim niewiarygodną, naturalistycznie i realistycznie ukazaną scenę mordowania członków rodzinny nieszczęsnego restauratora łącznie z gromadką małych, przerażonych dzieci. Ale w tym filmie hongkońska policja skutecznie konkuruje z mordercą, poddając go różnorakim torturom w celu wymuszeniu zeznań. Całkiem wysokie miejsce na mojej liście to zasługa, głębszego, społecznego kontekstu, w którym udaje się Yau umieścić tę ponurą historię oraz rewelacyjnej kreacji Anthony`ego Wong Chau Sanga. Mogłoby być nawet lepiej, ale wartość filmu obniża głupkowaty, zgrzytający humor.


32.


THE MACHINE GIRL
(Kataude mashin gâru, reż. Noboru Iguchi, Japonia, 2008)

Pierwszy z nowej fali gore, zwanej czasem j-sploitation krwawy splatter od jednego z mistrzów tej odmiany japońskiego horrou, Noboru Iguchiego. Zrealizowana za tanie pieniądze, niewiarygodna mieszanka wszystkiego ze wszystkim (campu, gore, cyberpunku, yakuza eiga, filmów kung fu, revenge movie, pastiszu a`la Takashi Miike itp). Fabułę tego, dosłownie skąpanego w sztucznej krwi filmu (z czym twórcy absolutnie się nie kryją), da się streścić w jednym zdaniu: uzbrojona w karabin maszynowy zamiast ręki uczennica mści się na yakuzie za śmierć brata. Intryga zostaje sprowadzona do kolejnej coraz bardziej groteskowej, makabrycznej i krwawej eliminacji wrogów bohaterki. Niemniej reżyserowi udaje się całkiem zgrabnie wpleść, w krótkie przerwy między odcinaniem głów i przepoławianiem niezliczonej ilości bad guy`ów, szyderczą krytykę z głupoty japońskiej pop kultury. Głębi tu tyle ile w kałuży, grozy niemal wcale a przemoc, choć w dawce zabójczej, to karykaturalna I wzięta w nawias, a mimo to ogląda się obraz Iguchiego z nieskrywaną przyjemnością. Plus biustonosz z wiertłami jako skuteczna broń.



31.


I SAW THE DEVIL
(Akmareul boattda, reż. Kim Ji-woon, Korea Płd, 2010)

Jeden z najlepszych, choć nie najlepszy film o krwawej zemście. A o zemście w azjatyckim kinie nie jest łatwo opowiadać, bo opowiadano o niej niezliczoną ilość razy. Kim Ji-woon, koreański Midas, który za jaki gatunek by się nie wziął zamienia go w sukces komercyjny i artystyczny, postawił na prostotę i fabularną ascezę. Seryjny morderca w okrutny sposób morduje narzeczoną Soo-hyeona, tajnego agenta, który poprzysięga zemstę na sprawcy. Trzy czwarte fabuły to realizacja tej przysięgi. Prawie żadnych wątków pobocznych, tylko kolejne coraz bardziej brutalne, krwawe konfrontacje oprawcy i mściciela. Wkrótce zresztą coraz trudniej odróżnić kto jest kim: ofiara staje się katem, kat ofiarą, Soo-hyeon przestaje się odróżniać od mordercy, znika moralność, człowieczeństwo, pozostaje tylko ślepa zemsta. Niezwykle mocne, tryskające emocjami, energetyczne i rewelacyjnie zrealizowane kino. Skrajność jednak przedstawienia wątku zemsty na zabójcy, wyabstrahowanie go niemal całkowicie z kontekstu moralnego, społecznego i jakiegokolwiek innego osłabia wartość filmu. Mimo to: dwa wielkie plusy należą się odtwórcom głównych ról: Choi Min-shikowi i Lee Byeong-heonowi.



30.



NAKED BLOOD

(Nekeddo burâddo: Megyaku, reż. Hisyasu Sato, Japonia, 1996)

Jeden z najbardziej drastycznych filmów w dziejach kina. Być może z tego powodu jest najlepiej znanym filmem, Hisayasu Sato, mistrza egzystencjalnego pinku eiga. Wnikając w mroczne zakamarki duszy Sato konsekwentnie od lat opowiada o zagubionym, wyalienowanymy, samotnym człowieku, pozostawionym na pastwę perwersyjnych obsesji i szaleństwa. Japoński reżyser nigdy nie zatrzymuje się w pół drogi, toteż jego filmy są wypełnione po brzegi seksualnymi dewiacjami i naturalistycznie ukazaną przemocą. Takim też obrazem jest “Naked Blood”, chociaż w przeciwieństwie do innych filmów Sato, niewiele jest tutaj wynaturzonego seksu, za to przemoc osiąga apogeum drastyczności. Sceny okaleczania ciała, autokanibalizmu (m.in. wydłubywanie oka widelcem) i inne tego typu atrakcję czynią “Naked Blood” obrazem wyjątkowo paskudnym w odbiorze. Ale film nie byłby na mojej liście, gdyby miał do zaoferowanie kilka szokujących momentów i nic więcej. Obraz Sato jest więc przede wszystkim niezwykle sugestywną opowieścią o samotności, o niemożności porozumienia i o pustce ludzkiej egzystencji. Opowieścią chłodną, beznamiętną i przerażającą.



29.



HANSEL AND GRETEL

(reż. Yim Pil-sung, Korea Płd, 2007)


Koreańska wersja bajki o Jasiu i Małgosi. “Koreańska”, a to znaczy, że możemy być pewni dwóch rzeczy: że realizacja będzie na najwyższym z możliwych poziomów i że horror przyprawiony zostanie porządną dawką dramatu. I tak rzeczywiście jest. “Hansel and Gretel” to zachwycająca strona wizualna i, pomimo kilku solidnych scen grozy, porcja autentycznego wzruszenia. A nie jest o wzruszenie trudno, gdy film pod przykrywką mrocznej baśni, opowiada o koszmarze dzieciństwa; o porzuceniu, cierpieniu i o złu wyrządzanym dzieciom. Twórcy filmu potrafili bowiem dostrzec w powszechnie znanej bajce, temat na opowieść o tragicznym losie porzuconych dzieci i złu, którego synonimem są dorośli. Potrafili również w niezwykle udany sposób połączyć bajkową konwencję, horror i dramat obyczajowy w intrygującą, spójną całość. Jest w tym filmie niepokojący urok, rodzaj niezwykłej magii, którą sączy się z malarskich kadrów i poruszającej historii. Plus rewelacyjna gra dziecięcych aktorów.



28.


JU-ON: WHITE GHOST
(Ju-on: Shiroi rôjo, reż. Ryûta Miyake, Japonia, 2009)

Godny następca filmów Takashiego Shimizu o klątwie Ju-on. “Ju-on: White Ghost” podąża szlakiem wytyczonym przez słynną serię o Kayako i Toshio Saekich. Znów bowiem areną makabrycznych zdarzeń staje się pewien dom jednorodzinny w cichej spokojnej dzielnicy. Dochodzi w nim do straszliwej tragedii a jej skutki w postaci klątwy dotkną każdego, kto choć przez chwilę zetknie się z przeklętym domem. Siła filmu Ryûta Miyake tkwi nie tyle w fabule – nie da się ukryć, że nieco wtórnej – ale w mistrzowskim wykorzystaniu mozaikowej narracji, w przejmującej atmosferze smutku i nieuchronnej śmierci i nad wszystko w rewelacyjnie zainscenizowanych scenach grozy. Niemal każdy „straszny moment” w tym filmie to perełka filmowego straszenia, chociaż chyba największe wrażenie sprawia sekwencja rodzinnej masakry, w której nastrój niesamowitości i efekty gore idealnie się ze sobą zestrajają.



27.


RETRIBUTION
(Sakebi, reż. Kiyoshi Kurosawa, Japonia, 2006)

Kiyoshi Kurosawa po raz pierwszy, ale nie ostatni na liście. Fabuła przypomina skrzyżowanie “Cure” z “Pulse”, znaczy to zatem, że będzie interesująco (seria tajemniczych morderstw) i tajemniczo (głównego bohatera, Yoshioke, prześladuje duch kobiety w czerwonej sukni). Niejednoznaczna fabuła, pytania bez odpowiedzi, niesamowity nastrój, transcendencja wdzierająca się w rzeczywistość oraz autentycznie niepokojące, głęboko zapadające w pamięć sceny grozy (np. gdy kobieta w czerwieni wydostaje się ze szczeliny w ścianie) – wszystkie te elementy tworzą niezwykłą całość otwartą na wiele interpretacji. Bo Kurosawa sygnalizuje wątek niemożności porozumienia, alienacji i samotności, ale całkiem wyraźnie pobrzmiewają w jego filmie treści proekologiczne. Można się w ty filmie dopatrzeć również tematu przeszłości, tradycji niszczonej, zapominanej przez teraźniejszość. “Retribution”, jak najlepsze filmy Japończyka, można odczytać na wiele sposobów.



26.


KAIDAN
(Kaidan, reż. Hideo Nakata, Japonia, 2007)

Jeden z najpiękniej sfilmowanych azjatyckich horrorów. Hideo Nakata, dla wielu jest twórcą dwóch horrorów: “The Ring-Krąg” i “Dark Water” - zupełnie niesłusznie. “L-Change The World” był sporym sukcesem kasowym, “The Incite Mili” to solidny, trzymający w napięciu thriller, “Chatroom”, zrealizowany w USA, to taka amerykańsko-japońska “Sala samobójców”, no i wreszcie “Kaidan” - jeden z najpiękniejszych filmów grozy z ostatnich lat. Fabuła jest adaptacją popularnej kaidan „Shinkei Kasane-ga-fuchi” autorstwa Enchô San'yuuteia a zarazem swoistym remake`m horroru Nobuo Nakagawy,, “The Ghost of Kasane Swamp”. Nakata swoim filmem oddaje hołd twórczości mistrza klasycznego kina grozy, a nie ma lepszej metody niż pastisz, czyli stylizacja. Dodajmy, że stylizacja jest perfekcyjna, składając się na pastisz doskonały. Twórca “The Ring-Krąg” dokonał kilka zmian fabularnych, które historii klątwy rzuconej na ród pewnego samuraja, nadały jeszcze bardziej niż w oryginalne emocjonalnego, przejmującego wymiaru. Fabuła zaś znajduje przepiękne ramy w niezwykle stylowych, poetyckich obrazach. Kino grozy może być czasem eleganckie i wysmakowane.



25.

ICHI THE KILLER
(Koroshiya, reż. Takashi Miike, Japonia, 2001)

Jeden z najbrutalniejszych azjatyckich horrorów. Byłoby jednak krzywdzącego dla tego kultowego obrazu kultowego reżysera, Takashiego Miike, by utożsamiać “Ichi The Killer” jedynie ze scenami ucinania języka, podwieszania za skórę czy przepoławiania ludzi itp. Miike to mistrz pastiszu i dowodzi to także tym filmem: błyskotliwym pastiszem yakuza eiga. Ale japoński mistrz kina ekstremalnego rozprawia się także w inteligentny, przewrotny sposób z filmową przemocą. Jest ona w filmie tak odrażająca i rażąca, by widz dostrzegł tę przemoc, która go otacza w realnym świecie. Ta prawdziwa bowiem tak bardzo wrosła w naturalne postrzeganie rzeczywistości przez nas, że trzeba takiego filmu jak obraz Miike, by uświadomić sobie jej niepokojącą wszechobecność. Ale dla wielu widzów “Ichi The Killer” i tak pozostanie sadystyczno-masochistycznym rollercoasterem, postmodernistyczną orgią i najdoskonalszym przykładem kina na dopalaczach. Plus Kakihara jako najlepszy azjatycki bad guy ever and forever.


24.


THE FORBIDDEN DOOR
(Pintu terlarang, reż. Yoko Anwar, Indonezja, 2009)

Najbardziej oryginalny horror dekady. Kino grozy z Indonezji to w zdecydowanej większości nudne do bólu, kiczowate i tandetne historyjki o miejscowym wampirze – kuntilanaku, będące nieudolnymi przeróbkami „Klątwy Ju-on” lub „The Shutter-Widmo”. Tym bardziej godny odnotowania i miejsca w „10 dekady” jest niezwykły horror Joko Anwara, „Forbidden Door” z 2009 r.. To niecodzienna gatunkowo-stylistyczna hybryda dramatu psychologicznego, thrillera, krwawego horroru gore, filmowej groteski, filmu noir, estetyki komiksu i filmu obyczajowego. Nieco przypomina twórczość Davida Lyncha, zwłaszcza jego „Blue Velvet” i „Ogniu krocz za mną”, lecz podobieństwa są powierzchowne i w niczym nie zmieniają faktu, że „Forbidden Door” to jedna z najoryginalniejszych filmowych historii szaleństwa, będącego skutkiem traumatycznego dzieciństwa. Każdy z nas ma bowiem drzwi, których nie powinien otwierać. Czai się za nimi koszmar, który uwolniony z zamknięcia, może raz na zawsze odmienić nasze życie. Stylowe, mroczne i zaskakujące kino. Gdyby nie przekombinowane zakończenie obraz Anwara byłby znacznie wyżej na liście.


23.


VAMPIRE GIRL VS FRANKENSTEIN GIRL
(Kyūketsu Shōjo tai Shōjo Furanken, reż. Yoshihiro Nishimura & Naoyuki Tomomatsu, Japonia, 2009)

Absolutnie szalone, zakręcone, odjazdowe, niesamowite kino. Choć to przedstawiciel j-sploitation, nie jest to kolejny klon “The Machine Girl”, a film cholernie inteligenty, swą inteligencje ukrywając pod pozorami szczeniackiej, anarchistycznej zgrywy z dosłownie wszystkiego. Mamy tutaj naigrywanie się z młodzieżowej komedii romantycznej, klasycznych horrorów - “Frankensteina” i “Draculi”, mamy drwinę z młodzieżowych subkultur, z młodzieńczej miłości, despotycznych nauczycieli i seksownych pań higienistek a nawet z plagi samobójstw wśród uczniów i wiele, wiele innych obśmianych elementów japońskiej popkultury. Znakomitych scen, zakręconych, “niegrzecznych” i zgryźliwie ironicznych jest całe mnóstwo. Wspaniale wypadły też epizody Takashiego Shimizu i Eihi Shiiny, a na dodatek możemy podziwiać dwie seksowne, urodziwe i aktorko doskonale chwytające konwencje aktorki -Yukie Kawamure i Eri Otoguro. No i ta radosna energia totalnej rozpierduchy, tryskająca niczym filmowa krew, ze wspólnego dzieła panów Nishimury i Tomomatsu - nie do przecenienia.



22.


HELLDRIVER
(Nihon bundan: Heru doraibâ, reż. Yoshihiro Nishimura, Japonia, 2010)

Helldriver” to artystyczne apogeum J-sploitation. Esencja omawianego nurtu w najdoskonalszej, najczystszej postaci. Obraz Nishimury ma rozmach „Mutant Girls Squad”, szaleństwo formy „Robo-Geishy”, energię „The Machine Girl”, gryzącą ironię „Vampire Girl vs Frankenstein Girl” oraz groteskową i krwawą makabrę „Tokyo Gore Police”. Nishimura dokładnie wymieszał zapożyczone z wymienionych tytułów składniki i podgrzał je na ogniu swej szalonej, nieskrępowanej wyobraźni i rozsadzającej energii kina bez żadnych ograniczeń. „Helldriver” prezentuję bowiem rodzaju przekazu totalnego. Obraz, dźwięk, narracja, fabularne motywy i kreacje postaci – wszystko to daleko wykracza poza granice estetyki i estetycznych przyzwyczajeń widza. To prawdziwa hektabomba kreatywnej wyobraźni twórcy filmu – Yoshihiro Nishimury (reżyser, montażysta, autor postaci oraz efektów gore). Plus Godzilla zombich i plus Eihi Shiina jako Królowa Zombie i Królowa J-sploitation.



21.


HUMAN PORK CHOP
(Peng shi zhi sang jin tian liang, reż. Benny Chan, Hongkong, 2001)

Jeden z najbardziej wstrząsających azjatyckich film grozy. Może i bardziej to dramat niż horror, ale być może właśnie dlatego tak porażający. „Human Pork Chop” to chłodna rekonstrukcja autentycznej, bestialskiej zbrodni, której na chińskiej prostytutce dopuścili się trzej gangsterzy z chińskiej triady (w filmie jest to sutener i dwaj jego znajomi i ich dziewczyny). Ofiara była przez kilka tygodni przetrzymywana w mieszkaniu jednego z nich i poddawana okrutnym torturom (m.in. zmuszano ją do zjadania ekskrementów). W końcu zmarła z wycieńczenia (w filmie z powodu przedawkowania narkotyków). Jej ciało zostało poćwiartowane, z niektórych części sprawcy przyrządzili kotlety, pozostałe fragmenty ciała wyrzucili w foliowych workach na śmietnik, a głowę schowali w wielkim pluszowym misiu. Film Benny`ego Chana jest beznamiętną relacją z tej zbrodni i autentycznie przeraża, szokuje i wstrząsa. Mocne kino o bestialskiej naturze człowieka. 



20.


THE INTRUDER
(Kong bu ji, reż. Tsang Kan-Cheung Hongkong, 1997)

Jeden z najbardziej zaskakujących przedstawicieli hongkońskiej eksploatacji. “Intruder” zaskakuje na wiele sposobów: brak w nim typowej struktury fabuły tego rodzaju filmów; “czarnym charakterem” jest kobieta; brak głupkowatego humoru, często psującego ponurą, duszną atmosferę filmów Category 3. Nie brakuje natomiast interesującej, nietuzinkowej historii, mistrzowsko dawkowanego napięcia, mrocznej, nastrojowej grozy i oczywiście potężnej porcji przemocy (morderstwo przy użyciu śrubokręta, odcięte kończyny itp.) a także scen śmiało naruszających tabu (próba zabójstwa dziecka). Na osobne zdanie zasługują rewelacyjnie rozpisane role głównych antagonistów: wiarygodne w swoim postępowaniu, pogłębione w psychologii. Rzadki przypadek jak na kino eksploatacyjne. Plus piękna i okrutna Wu Chien Lien w roli morderczyni.



A za tydzień GRAND FINALE!  

2 komentarze :

  1. duże propsy za niezłą robotę ;) czekam na kolejną częśc

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do ostatniego filmu, może oszczędzę komuś poszukiwań:
    Na IMDB jest pod tytułem "Intruder", bez "the". Jak również pod kantońskim (lub w innej niż pinyan transkrypcji?) tytułem oryginalnym Hung bou gai.
    W serwisach, gdzie można film obejrzeć, też proponuję szukać bez "the" :)

    A co do całego zestawienia, to nie wiem, czy autorowi serdecznie dziękować, czy też wydać go na pastwę pontianaku ;)Setka filmów, z których większości nie widziałem. Na obejrzenie potrzeba ze 140 godzin!

    OdpowiedzUsuń