/ zdj. "The Intruder", Hongkong, 1997/
Część czwarta i przedostatnia mojego rankingu na 100 najlepszych azjatyckich horrorów. Napięcie rośnie coraz bardziej, atmosfera wyczekiwania gęstniej, pojawia się coraz więcej znanych filmów.... Ale nie przedłużam. Oto one: horrory z miejsc 39-20.
39.
CINDERELLA
(Sinderela, reż. Bong Man-dae, Korea Płd, 2006)
Koreańska
spécialité de la maison,
czyli psychologiczna ghost story. “Cinderella” to opowieść o
Yoon-hee i jej córce Hyun-sun. Starsza kobieta jest słynnym
chirurgiem plastycznym, z której usług od czas do czasu korzystają
przyjaciółki jej córki. Z niewiadomych przyczyny dziewczyny
zaczynają okaleczać swoje upiększone chirurgicznie twarze...
Odpowiedź tkwi w mrocznej przyszłości głównej bohaterki oraz
oczywiście w motywie zemsty zza grobu. Gdzie tu niespodzianka? Ano
w tym, że ów klasyczny motyw zostaje w niezwykle naturalny sposób
wpisany w dramat trojga bohaterów: pani chirurg, jej córki, sieroty
przygarniętej przez znaną lekarkę. Wartość “Cinderelli” i
jej wysoka pozycja na liście to skutek wyjątkowo udanego melanżu
dramatu psychologicznego, bardzo życiowego w trudnych wyborach,
które bohaterowie muszą podejmować, z konwencją ghost story,
mądrze i rozsądnie dawkowaną. Nie jest to może horror szczególnie
straszny, ale historia o skomplikowanych relacjach między matką a
córką, a zarazem poruszająca opowieść o samotności i
odtrąceniu, autentycznie zaciekawiają, a momentami nawet
wzruszają. Plus Do Ji-won w roli bezgranicznie kochającej, ale też
krzywdzącej matki.
38.
THE
DEVIL WOMAN
(Onibaba,
reż. Kaneto
Shindō,
Japonia, 1964)
Najsłynniejszy,
obok “Nagiej wyspy”, film Kaneto Shindō.
Trwa krwawa wojna domowa (tzw. Nanboku-chō,
1336-1392), dwie samotne kobiety: matka i synowa starają się
przeżyć, trudniąc się dobijaniem i okradaniem ciężko rannych
samurajów. Gdy młodsza kobieta nawiązuje płomienny romans z
dezerterem z cesarskiej armii, starsza robi wszystko, by zatrzymać
synową przy sobie. Horror to bardzo nietypowy, ale “The Devil
Woman” jest powszechnie zaliczana do kanonu azjatyckiej grozy, być
może ze względu na wszechobecną śmierć i przemoc. Istotna jest
również mroczna, ponura atmosfera, opisująca świat pogrążony w
chaosie, zdegenerowany i chylący się ku upadkowi. W takim świecie
miłość może być tylko dziką, łapczywą namiętnością,
naturalistycznie ukazaną. Chociaż pojawia się wątek
nadprzyrodzony w postaci maski demona, to tak naprawdę jedynymi
demonami są w tym obrazie ludzie. Plus wizualne piękno ponurej
natury i zapadający w pamięć widok falujących na wietrze trzcin,
przez które przedzierają się bohaterowie.
37.
GODZILLA
(Gojira,
reż. Ishirō Honda,
Japonia, 1954)
Najsłynniejszy
produkt filmowy made in
Japan. Można
nie wiedzieć, kim był Akira Kurosawa czy nie znać anime Hayao
Miyazakiego, ale nie znać przerośniętego przedpotopowego gada
to... po prostu niemożliwe. Bo jest ikoną pop kultury,
nieśmiertelną gwiazdą filmową i symbolem kina. I chociaż sława
Godzilli to efekt niekończącej się serii z udziałem tego potwora
(do której dołożyli się Amerykanie swoją bombastyczną wersją),
to nie sposób nie zauważyć, że gdyby „oryginał” okazał się
kiepskim filmem, to nie byłoby żadnej kontynuacji. A pierwsza
„Godzilla” to zaskakująco udany film, jak na subgatunek, który
nie słynie ze szczególnej głębi. Przede wszystkim dlatego, że
Ishiro Honda zadbał o sugestywnie wybrzmiewające z jego filmu
antywojenne przesłanie. Zyskało ono dodatkowej mocy przez fakt, że
od zakończenia II wojny światowej minęło ledwie kilka lat, gdy
zatem na ekranie pojawił się obraz niszczonego przez potwora Tokio,
dla wielu Japończyków był to widok traumatyczny. Być może
dlatego „Godzilla” to film niemal elegijny, z przejmującymi
scenami (szpital pełen rannych i umierających ludzi), a jego
pacyfizm ani na chwilę nie trąci fałszem. Plus – mimo upływu
tylu lat – imponujące, wiarygodne widowisko z ponurym „aniołem
zagłady” pośród płonącego Tokio. Jest moc w tym czarno-białym
filmie!
36.
GROTESQUE
(Gurotesuku,
reż. Kōji
Shiraishi, Japonia, 2009)
Torture
porno
po japońsku a za kamerą Koji Shiraishi, jeden z najciekawszych,
choć zdecydowanie niedocenionych, twórców japońskiego horroru.
Shiraishi ma niewątpliwy talent do opowiadania historii doskonale
znanych w taki sposób jakby nikt nigdy o nich wcześniej nie
opowiadał. To przypadek „Grotesque”. Oto bowiem para dopiero co
zapoznanych znajomych zostaje porwana przez psychopatę i sadystę,
który poddaje ich serii wymyślnych tortur (przebijanie jąder
gwoźdźmi, obcinanie sutków, wypruwanie jeślit itp.). Pozornie
to jeszcze jeden skąpany we krwi, sadystyczny, odrażający
spektakl, w którym filmowcy popisują się pozbawioną jakichkolwiek
ograniczeń, wypaczoną wyobraźnią. Ale tak naprawdę „Grotesque”
to inteligentna, ironiczna i głęboko postmodernistyczna …
historia romantyczna o miłości wystawionej na ciężką próbę.
Reżyser kpi sobie z stereotypu romantycznej miłości, więc z pełną
świadomością przyjmuje konwencję makabrycznego romansu, by pośród
jęków i wydalanego moczu konsekwentnie poprowadzić widzów do
finału, w którym uczucie miłości w przewrotny sposób
zatriumfuje. Specyficzny, horror dla myślących wielbicieli gore w
ilościach hurtowych.
35.
TETSUO: IRON MAN
(Tetsuo,
reż. Shin`ya Tsukamoto, 1989, Japonia)
Najsłynniejszy
i najważniejszy obraz Shin`yi Tsukamoto. Filmowy manifest
cyberpunku. Deliryczna wizja człowieka mutującego w metal.
Japońskie kino transgresji. Wzorcowy film kultowy. Dlaczego? Po
pierwsze zrealizowany został za “grosze”, po drugie udział w
nim wzięli poza reżyserem, jego znajomi; po trzecie historia jest
niepodobna do żadnej innej i po czwarte to dzieło w pełni
autorskie i niezależne. Właściwie jest też i „po piąte”,
ponieważ – posiadając pełną swobodę twórczą - Tsukamoto
postarał się o film wyjątkowo nieprzyjemny dla widza. Agresywny
montaż, drapieżna muzyka, industrialne, brzydkie, ponure scenerie,
potężna dawka przemocy i całkiem sporo seksu a nade wszystko
szalona, pozbawiona ograniczeń jakichkolwiek konwencji fabuła o
pewnym salarymanie, którego ciało zaczyna przeobrażać się w
metalowe monstrum. Poza niezwykła, transgresyjną formą „Tetsuo”
oferuje kilka refleksji na temat technologicznych zagrożeń, relacji
człowieka z miastem i samego człowieczeństwa. Mocne, zakręcone,
wściekłe kino skłaniające do niegłupich refleksji.
34.
RE-CYCLE
(Gwai wik, reż. Pang Brothers, Tajlandia/Hongkong,
2006)
Najlepszy film braci Pang. Choć sławę zdobyli
głośnym i okrutnie przereklamowanym “The Eye”, to właśnie
“Re-Cycle” jest obrazem, w którym i forma i treść idealnie się
ze sobą zgrały w interesującą, otwartą na wiele interpretacji
opowieść o alternatywnym świecie “porzuconych” (ludzi,
przedmiotów, myśli itp.), do którego przypadkiem przenika
bohaterka filmu. Imponująca, olśniewająca sceneria „innej”
rzeczywistości, wiele niezwykle efektownych scen, rozmach i
widowiskowość, w której nie gubią się wcale ważkie tematy takie
jak miłość, śmierć, aborcja itp. Na dodatek Bracia całkiem
nieźle kreują atmosferę sennego koszmaru i całkiem sprawnie radzą
sobie z napięciem. Nie jest to co prawda horror klasyczny, bardziej
coś pośredniego między dark fantasy a mroczną baśnią,
ale miłośnicy filmowego kreacjonizmu z całą pewnością będą
usatysfakcjonowani. Plus śliczna Angelica Lee w jednej ze swoich
najlepszych ról.
33.
THE
UNTOLD STORY
(Bat
sin fan dim ji yan yuk cha siu bau, reż. Herman Yau, Hongkong, 1992)
Bodaj
najsłynniejszy filmy Category 3,
czyli hongkońskiego kina eksploatacji, a zarazem wzorowy jej
przedstawiciel. Fabuła, zainspirowana
autentyczną zbrodnią popełnioną w 1985 r., w Makao, na rodzinie
pewnego restauratora, skrojona jest wedle standardowego jak na tę
odmianę kina schematu. Schemat ten prezentuje się następująco:
odkrycie zbrodni - pojmanie i brutalne przesłuchanie podejrzanego -
przyznanie się do winy, czyli rekonstrukcja popełnionego
przestępstwa. “The Untold Story” był jednym z pierwszych
filmów Kategorii III czyniącym zadość tej strukturze fabuły, ale
rozgłos zawdzięczał przede wszystkim niespotykanej dawce przemocy.
Brutalny, perwersyjny gwałt, liczne pobicia i spalenie żywcem, a
przede wszystkim niewiarygodną, naturalistycznie i realistycznie
ukazaną scenę mordowania członków rodzinny nieszczęsnego
restauratora łącznie z gromadką małych, przerażonych dzieci. Ale
w tym filmie hongkońska policja skutecznie konkuruje z mordercą,
poddając go różnorakim torturom w celu wymuszeniu zeznań. Całkiem
wysokie miejsce na mojej liście to zasługa, głębszego,
społecznego kontekstu, w którym udaje się Yau umieścić tę
ponurą historię oraz rewelacyjnej kreacji Anthony`ego Wong Chau
Sanga. Mogłoby być nawet lepiej, ale wartość filmu obniża
głupkowaty, zgrzytający humor.
32.
THE
MACHINE GIRL
(Kataude
mashin gâru, reż. Noboru Iguchi, Japonia, 2008)
Pierwszy
z nowej fali gore, zwanej czasem j-sploitation krwawy splatter od
jednego z mistrzów tej odmiany japońskiego horrou, Noboru Iguchiego.
Zrealizowana za tanie pieniądze, niewiarygodna mieszanka wszystkiego
ze wszystkim (campu, gore, cyberpunku, yakuza eiga, filmów kung fu,
revenge movie, pastiszu a`la Takashi Miike itp). Fabułę tego,
dosłownie skąpanego w sztucznej krwi filmu (z czym twórcy
absolutnie się nie kryją), da się streścić w jednym zdaniu:
uzbrojona w karabin maszynowy zamiast ręki uczennica mści się na
yakuzie za śmierć brata. Intryga zostaje sprowadzona do kolejnej
coraz bardziej groteskowej, makabrycznej i krwawej eliminacji wrogów
bohaterki. Niemniej reżyserowi udaje się całkiem zgrabnie wpleść,
w krótkie przerwy między odcinaniem głów i przepoławianiem
niezliczonej ilości bad guy`ów, szyderczą krytykę z głupoty
japońskiej pop kultury. Głębi tu tyle ile w kałuży, grozy niemal
wcale a przemoc, choć w dawce zabójczej, to karykaturalna I wzięta
w nawias, a mimo to ogląda się obraz Iguchiego z nieskrywaną
przyjemnością. Plus biustonosz z wiertłami jako skuteczna broń.
31.
I SAW THE
DEVIL
(Akmareul boattda, reż. Kim Ji-woon, Korea Płd, 2010)
Jeden z najlepszych, choć nie najlepszy film o krwawej zemście. A o
zemście w azjatyckim kinie nie jest łatwo opowiadać, bo opowiadano
o niej niezliczoną ilość razy. Kim Ji-woon, koreański Midas,
który za jaki gatunek by się nie wziął zamienia go w sukces
komercyjny i artystyczny, postawił na prostotę i fabularną ascezę.
Seryjny morderca w okrutny sposób morduje narzeczoną Soo-hyeona,
tajnego agenta, który poprzysięga zemstę na sprawcy. Trzy czwarte
fabuły to realizacja tej przysięgi. Prawie żadnych wątków
pobocznych, tylko kolejne coraz bardziej brutalne, krwawe
konfrontacje oprawcy i mściciela. Wkrótce zresztą coraz trudniej
odróżnić kto jest kim: ofiara staje się katem, kat ofiarą,
Soo-hyeon przestaje się odróżniać od mordercy, znika moralność,
człowieczeństwo, pozostaje tylko ślepa zemsta. Niezwykle mocne,
tryskające emocjami, energetyczne i rewelacyjnie zrealizowane kino.
Skrajność jednak przedstawienia wątku zemsty na zabójcy,
wyabstrahowanie go niemal całkowicie z kontekstu moralnego,
społecznego i jakiegokolwiek innego osłabia wartość filmu. Mimo
to: dwa wielkie plusy należą się odtwórcom głównych ról: Choi
Min-shikowi i Lee Byeong-heonowi.
30.
NAKED BLOOD
(Nekeddo
burâddo: Megyaku, reż. Hisyasu Sato, Japonia, 1996)
Jeden z
najbardziej drastycznych filmów w dziejach kina. Być może z tego
powodu jest najlepiej znanym filmem, Hisayasu Sato, mistrza
egzystencjalnego pinku eiga. Wnikając w mroczne zakamarki
duszy Sato konsekwentnie od lat opowiada o zagubionym,
wyalienowanymy, samotnym człowieku, pozostawionym na pastwę
perwersyjnych obsesji i szaleństwa. Japoński reżyser nigdy nie
zatrzymuje się w pół drogi, toteż jego filmy są wypełnione po
brzegi seksualnymi dewiacjami i naturalistycznie ukazaną przemocą.
Takim też obrazem jest “Naked Blood”, chociaż w przeciwieństwie
do innych filmów Sato, niewiele jest tutaj wynaturzonego seksu, za
to przemoc osiąga apogeum drastyczności. Sceny okaleczania ciała,
autokanibalizmu (m.in. wydłubywanie oka widelcem) i inne tego typu
atrakcję czynią “Naked Blood” obrazem wyjątkowo paskudnym w
odbiorze. Ale film nie byłby na mojej liście, gdyby miał do
zaoferowanie kilka szokujących momentów i nic więcej. Obraz Sato
jest więc przede wszystkim niezwykle sugestywną opowieścią o
samotności, o niemożności porozumienia i o pustce ludzkiej
egzystencji. Opowieścią chłodną, beznamiętną i przerażającą.
29.
HANSEL AND GRETEL
(reż. Yim Pil-sung, Korea Płd, 2007)
Koreańska
wersja bajki o Jasiu i Małgosi. “Koreańska”, a to znaczy, że
możemy być pewni dwóch rzeczy: że realizacja będzie na
najwyższym z możliwych poziomów i że horror przyprawiony zostanie
porządną dawką dramatu. I tak rzeczywiście jest. “Hansel and
Gretel” to zachwycająca strona wizualna i, pomimo kilku solidnych
scen grozy, porcja autentycznego wzruszenia. A nie jest o wzruszenie
trudno, gdy film pod przykrywką mrocznej baśni, opowiada o
koszmarze dzieciństwa; o porzuceniu, cierpieniu i o złu wyrządzanym
dzieciom. Twórcy filmu
potrafili bowiem dostrzec w powszechnie znanej bajce, temat na
opowieść o tragicznym losie porzuconych dzieci i złu, którego
synonimem są dorośli. Potrafili również w niezwykle udany sposób
połączyć bajkową konwencję, horror i dramat obyczajowy w
intrygującą, spójną całość. Jest w tym filmie niepokojący
urok, rodzaj niezwykłej magii, którą sączy się z malarskich
kadrów i poruszającej historii. Plus rewelacyjna gra dziecięcych
aktorów.
28.
JU-ON:
WHITE GHOST
(Ju-on: Shiroi rôjo, reż. Ryûta
Miyake, Japonia, 2009)
Godny
następca filmów Takashiego Shimizu o klątwie Ju-on. “Ju-on:
White Ghost” podąża szlakiem wytyczonym przez słynną serię o
Kayako i Toshio Saekich. Znów bowiem areną makabrycznych zdarzeń
staje się pewien dom jednorodzinny w cichej spokojnej dzielnicy.
Dochodzi w nim do straszliwej tragedii a jej skutki w postaci klątwy
dotkną każdego, kto choć przez chwilę zetknie się z przeklętym
domem. Siła filmu Ryûta
Miyake
tkwi nie tyle w fabule – nie da się ukryć, że nieco wtórnej –
ale w mistrzowskim wykorzystaniu mozaikowej narracji, w przejmującej
atmosferze smutku i nieuchronnej śmierci i nad wszystko w
rewelacyjnie zainscenizowanych scenach grozy. Niemal każdy „straszny
moment” w tym filmie to perełka filmowego straszenia, chociaż
chyba największe wrażenie sprawia sekwencja rodzinnej masakry, w
której nastrój niesamowitości i efekty gore idealnie się ze sobą
zestrajają.
27.
RETRIBUTION
(Sakebi, reż. Kiyoshi Kurosawa, Japonia, 2006)
Kiyoshi
Kurosawa po raz pierwszy, ale nie ostatni na liście. Fabuła
przypomina skrzyżowanie “Cure” z “Pulse”, znaczy to zatem,
że będzie interesująco (seria tajemniczych morderstw) i tajemniczo
(głównego bohatera, Yoshioke, prześladuje duch kobiety w czerwonej
sukni). Niejednoznaczna fabuła, pytania bez odpowiedzi, niesamowity
nastrój, transcendencja wdzierająca się w rzeczywistość oraz
autentycznie niepokojące, głęboko zapadające w pamięć sceny
grozy (np. gdy
kobieta w czerwieni wydostaje się ze szczeliny w ścianie)
–
wszystkie te elementy tworzą niezwykłą całość otwartą na wiele
interpretacji. Bo Kurosawa sygnalizuje wątek niemożności
porozumienia, alienacji i samotności, ale całkiem wyraźnie
pobrzmiewają w jego filmie treści proekologiczne. Można się w ty
filmie dopatrzeć również tematu przeszłości, tradycji
niszczonej, zapominanej przez teraźniejszość. “Retribution”,
jak najlepsze filmy Japończyka, można odczytać na wiele sposobów.
26.
KAIDAN
(Kaidan, reż. Hideo Nakata, Japonia, 2007)
Jeden
z najpiękniej sfilmowanych azjatyckich horrorów. Hideo Nakata, dla
wielu jest twórcą dwóch horrorów: “The Ring-Krąg” i “Dark
Water” - zupełnie niesłusznie. “L-Change The World” był
sporym sukcesem kasowym, “The Incite Mili” to solidny, trzymający
w napięciu thriller, “Chatroom”, zrealizowany w USA, to taka
amerykańsko-japońska “Sala samobójców”, no i wreszcie
“Kaidan” - jeden z najpiękniejszych filmów grozy z ostatnich
lat. Fabuła jest adaptacją popularnej
kaidan „Shinkei
Kasane-ga-fuchi” autorstwa Enchô San'yuuteia a zarazem swoistym
remake`m horroru Nobuo Nakagawy,, “The Ghost of Kasane Swamp”.
Nakata swoim filmem oddaje hołd twórczości mistrza klasycznego
kina grozy, a nie ma lepszej metody niż pastisz, czyli stylizacja.
Dodajmy, że stylizacja jest perfekcyjna, składając się na
pastisz doskonały. Twórca “The Ring-Krąg” dokonał kilka zmian
fabularnych, które historii klątwy rzuconej na ród pewnego
samuraja, nadały jeszcze bardziej niż w oryginalne emocjonalnego,
przejmującego wymiaru. Fabuła zaś znajduje przepiękne ramy w
niezwykle stylowych, poetyckich obrazach. Kino grozy może być czasem
eleganckie i wysmakowane.
25.
ICHI THE
KILLER
(Koroshiya, reż. Takashi Miike, Japonia, 2001)
Jeden z najbrutalniejszych azjatyckich
horrorów. Byłoby jednak krzywdzącego dla tego kultowego obrazu
kultowego reżysera, Takashiego Miike, by utożsamiać “Ichi The
Killer” jedynie ze scenami ucinania języka, podwieszania za skórę
czy przepoławiania ludzi itp. Miike to mistrz pastiszu i dowodzi to
także tym filmem: błyskotliwym pastiszem yakuza eiga. Ale
japoński mistrz kina ekstremalnego rozprawia się także w
inteligentny, przewrotny sposób z filmową przemocą. Jest ona w
filmie tak odrażająca i rażąca, by widz dostrzegł tę przemoc,
która go otacza w realnym świecie. Ta prawdziwa bowiem tak bardzo
wrosła w naturalne postrzeganie rzeczywistości przez nas, że
trzeba takiego filmu jak obraz Miike, by uświadomić sobie jej
niepokojącą wszechobecność. Ale dla wielu widzów “Ichi The
Killer” i tak pozostanie sadystyczno-masochistycznym
rollercoasterem, postmodernistyczną orgią i najdoskonalszym
przykładem kina na dopalaczach. Plus Kakihara jako najlepszy
azjatycki bad guy ever and forever.
24.
THE
FORBIDDEN DOOR
(Pintu terlarang, reż. Yoko Anwar, Indonezja, 2009)
Najbardziej
oryginalny horror dekady. Kino grozy z Indonezji to w zdecydowanej
większości nudne do bólu, kiczowate i tandetne historyjki o
miejscowym wampirze – kuntilanaku,
będące nieudolnymi przeróbkami „Klątwy Ju-on” lub „The
Shutter-Widmo”. Tym bardziej godny odnotowania i miejsca w „10
dekady” jest niezwykły horror Joko Anwara, „Forbidden Door” z
2009 r.. To niecodzienna gatunkowo-stylistyczna hybryda dramatu
psychologicznego, thrillera, krwawego horroru gore, filmowej
groteski, filmu noir,
estetyki komiksu i filmu obyczajowego. Nieco przypomina twórczość
Davida Lyncha, zwłaszcza jego „Blue Velvet” i „Ogniu krocz za
mną”, lecz podobieństwa są powierzchowne i w niczym nie
zmieniają faktu, że „Forbidden Door” to jedna z
najoryginalniejszych filmowych historii szaleństwa, będącego
skutkiem traumatycznego dzieciństwa. Każdy z nas ma bowiem drzwi,
których nie powinien otwierać. Czai się za nimi koszmar, który
uwolniony z zamknięcia, może raz na zawsze odmienić nasze życie.
Stylowe, mroczne i zaskakujące kino. Gdyby nie przekombinowane
zakończenie obraz Anwara byłby znacznie wyżej na liście.
23.
VAMPIRE
GIRL VS FRANKENSTEIN GIRL
(Kyūketsu
Shōjo tai Shōjo Furanken, reż. Yoshihiro Nishimura & Naoyuki
Tomomatsu, Japonia, 2009)
Absolutnie
szalone, zakręcone, odjazdowe, niesamowite kino. Choć to
przedstawiciel j-sploitation,
nie jest to kolejny klon “The Machine Girl”, a film cholernie
inteligenty, swą inteligencje ukrywając pod pozorami szczeniackiej,
anarchistycznej zgrywy z dosłownie wszystkiego. Mamy tutaj
naigrywanie się z młodzieżowej komedii romantycznej, klasycznych
horrorów - “Frankensteina” i “Draculi”, mamy drwinę z
młodzieżowych subkultur, z młodzieńczej miłości, despotycznych
nauczycieli i seksownych pań higienistek a nawet z plagi samobójstw
wśród uczniów i wiele, wiele innych obśmianych elementów
japońskiej popkultury. Znakomitych scen, zakręconych,
“niegrzecznych” i zgryźliwie ironicznych jest całe mnóstwo.
Wspaniale wypadły też epizody Takashiego Shimizu i Eihi Shiiny, a
na dodatek możemy podziwiać dwie seksowne, urodziwe i aktorko
doskonale chwytające konwencje aktorki -Yukie Kawamure i Eri
Otoguro. No i ta radosna energia totalnej rozpierduchy, tryskająca
niczym filmowa krew, ze wspólnego dzieła panów Nishimury i
Tomomatsu - nie do przecenienia.
22.
HELLDRIVER
(Nihon bundan: Heru doraibâ, reż. Yoshihiro Nishimura, Japonia,
2010)
„Helldriver”
to artystyczne apogeum J-sploitation.
Esencja omawianego nurtu w najdoskonalszej, najczystszej postaci.
Obraz Nishimury ma rozmach „Mutant Girls Squad”, szaleństwo
formy „Robo-Geishy”, energię „The Machine Girl”, gryzącą
ironię „Vampire Girl vs Frankenstein Girl” oraz groteskową i
krwawą makabrę „Tokyo Gore Police”. Nishimura dokładnie
wymieszał zapożyczone z wymienionych tytułów składniki i
podgrzał je na ogniu swej szalonej, nieskrępowanej wyobraźni i
rozsadzającej energii kina bez żadnych ograniczeń. „Helldriver”
prezentuję bowiem rodzaju przekazu totalnego. Obraz, dźwięk,
narracja, fabularne motywy i kreacje postaci – wszystko to daleko
wykracza poza granice estetyki i estetycznych przyzwyczajeń widza.
To prawdziwa hektabomba kreatywnej wyobraźni twórcy filmu –
Yoshihiro Nishimury (reżyser, montażysta, autor postaci oraz
efektów gore). Plus Godzilla zombich i plus Eihi Shiina jako Królowa
Zombie i Królowa J-sploitation.
21.
HUMAN PORK
CHOP
(Peng shi zhi sang jin tian liang, reż. Benny Chan, Hongkong, 2001)
Jeden
z najbardziej wstrząsających azjatyckich film grozy. Może i
bardziej to dramat niż horror, ale być może właśnie dlatego tak
porażający. „Human Pork Chop” to chłodna rekonstrukcja
autentycznej, bestialskiej zbrodni, której na chińskiej prostytutce
dopuścili się trzej gangsterzy z chińskiej triady
(w filmie jest to sutener i dwaj jego znajomi i ich dziewczyny).
Ofiara była przez kilka tygodni przetrzymywana w mieszkaniu jednego
z nich i poddawana okrutnym torturom (m.in. zmuszano ją do zjadania
ekskrementów). W końcu zmarła z wycieńczenia (w filmie z powodu
przedawkowania narkotyków). Jej ciało zostało poćwiartowane, z
niektórych części sprawcy przyrządzili kotlety, pozostałe
fragmenty ciała wyrzucili w foliowych workach na śmietnik, a głowę
schowali w wielkim pluszowym misiu. Film Benny`ego Chana jest
beznamiętną relacją z tej zbrodni i autentycznie przeraża,
szokuje i wstrząsa. Mocne kino o bestialskiej naturze człowieka.
20.
THE
INTRUDER
(Kong
bu ji, reż. Tsang
Kan-Cheung Hongkong, 1997)
Jeden z najbardziej zaskakujących przedstawicieli hongkońskiej
eksploatacji. “Intruder” zaskakuje na wiele sposobów: brak w
nim typowej struktury fabuły tego rodzaju filmów; “czarnym
charakterem” jest kobieta; brak głupkowatego humoru, często
psującego ponurą, duszną atmosferę filmów Category 3. Nie
brakuje natomiast interesującej, nietuzinkowej historii, mistrzowsko
dawkowanego napięcia, mrocznej, nastrojowej grozy i oczywiście
potężnej porcji przemocy (morderstwo przy użyciu śrubokręta,
odcięte kończyny itp.) a także scen śmiało naruszających tabu
(próba zabójstwa dziecka). Na osobne zdanie zasługują
rewelacyjnie rozpisane role głównych antagonistów: wiarygodne w
swoim postępowaniu, pogłębione w psychologii. Rzadki przypadek jak
na kino eksploatacyjne. Plus piękna i okrutna Wu Chien Lien w roli
morderczyni.
A za tydzień GRAND FINALE!
duże propsy za niezłą robotę ;) czekam na kolejną częśc
OdpowiedzUsuńCo do ostatniego filmu, może oszczędzę komuś poszukiwań:
OdpowiedzUsuńNa IMDB jest pod tytułem "Intruder", bez "the". Jak również pod kantońskim (lub w innej niż pinyan transkrypcji?) tytułem oryginalnym Hung bou gai.
W serwisach, gdzie można film obejrzeć, też proponuję szukać bez "the" :)
A co do całego zestawienia, to nie wiem, czy autorowi serdecznie dziękować, czy też wydać go na pastwę pontianaku ;)Setka filmów, z których większości nie widziałem. Na obejrzenie potrzeba ze 140 godzin!