O co chodzi?
Oiwa jest żoną
zubożałego samuraja, Iyemona - ronina, który by zarobić na
rodzinę i siebie trudni się wyrabianiem parasolek. Interes idzie
słabo, na dodatek ojciec Oiwy również bezpański samuraj, zmusza
Oiwę i jej siostrę Osode do prostytuowania się. Iyemon jest
przeciwny takiemu traktowaniu jego żony. Gdy teść jeszcze oskarża
go o kradzież pieniędzy, porywczy Iyemon dobywa katany i
zabija ojca Oiwy. Tymczasem służący Iyemona, Naousuke, dybiący na
cnotę Osode zabija jej narzeczonego. Wspólnie, by oddalić od
siebie podejrzenia, podrzucają trupy do domu teścia, pozorując
brutalne, podwójne morderstwo. Naosuke zbliża się do Osode, bo
przyrzeka pomścić śmierć jej ojca i narzeczonego. Iyemon
sprowadza do domu Oiwę, ale marzy mu się służba u potężnego
daimyo a nie niańczenie żony i dziecka oraz zajmowanie się
tak niegodnym samuraja zajęciem jak wyrabianie papierowych
parasolek. Gdy jeden z miejscowych samurajów pragnie oddać rękę
swej córki Iyemonowi i na dodatek zarekomendować go na dworze pana,
ten czuje, że losu się do niego uśmiechnął. Na przeszkodzie stoi
jednak żona Oiwa. Wraz z przyszłym teściem i jego kochanką oraz
za wiedzą Naosuke Iyemon podaje cierpiącej z powodu słabego
zdrowia Oiwie „lekarstwo”. W istocie jest to trucizna straszliwie
oszpecająca twarz. Tak straszliwie, że gdy Iyemon spotyka małżonkę,
przerażony wbija jej miecz w serce. Zabija także Koheia, pomocnika
masażysty. Oba ciała przybija do drzwi i wyrzuca do rzeki, w
okolicy zaś rozpowiada, że Oiwa uciekła razem z Koheiem. Gdy nic
już nie stoi na drodze śmiałych planów Iyemona, duch okrutnie
zamordowanej żony powraca zza światów upominając się o
sprawiedliwość.
Roninem być
Oiwa to najsłynniejsza
bohaterka japońskich opowieści o duchach – kaidan. Sławę
zdobyła za sprawą sztuki Nanboku Tsuruyi IV „Tōkaidō Yotsuya
Kaidan” oraz dzięki ponad trzydziestu filmowym wersjom.
Najbardziej znaną - i zdaniem wielu - najlepszą wyreżyserował w
1959 r. Nobuo Nakagawa. Jego „The Ghost of Yotusya” to dzieło
wzorcowe dla klasycznego japońskiego kina grozy lat 50. i 60. a
także dla odmiany horroru – kaidan eiga. Często obok
dzieła Nakagawy wymienia się także o sześć lat późniejszy
obraz Shirô Toyody, „Illusion of Blood” jako drugą z
najlepszych filmowych adaptacji słynnej sztuki Tsuruyi. I choć
trudno się z tą opinią do końca zgodzić, to nie ulega
wątpliwości, że wersja Toyody jest najbardziej ponura i mroczna.
Shirô Toyoda (ur. 1906)
r. zasłynął jak twórca dramatów psychologicznych i komedii
często stanowiących adaptację uznanych dzieł literackich.
Adaptacją, ale dość luźną, jest także jedyny w dorobku reżysera
film grozy – omawiany „Illusion of Blood” z 1965 r.. Fakt, że
Toyoda, w przeciwieństwie do Nobuo Nakagawy jedynie raz zapuścił
się w rejony horroru nie jest bez znaczenia dla kształtu filmu.
Przede wszystkim – i w tym kierunku szły zmiany poczynione w
scenariuszu w stosunku do teatralnego oryginału – reżyser
rozbudował społeczne tło i w znacznie mroczniejszych barwach niż
np. Nakagawa ukazał świat przedstawiony. Bohaterami są ronini,
bezpańscy samurajowie. Przynależność do tej licznej w XVIII w.
grupy społecznej oznaczała w istocie wyrzucenie poza społeczeństwo.
Samuraj był wojownikiem – nie znał się ani na handlu ani na uprawie ziemi. Był
tak naprawdę całkowicie zależny od swego pana (daimyo): to
on wysyłał go na wojny, dawał schronienie, wypłacał pensję i
zapewniał utrzymanie rodzinie samuraja. Utrata możliwości
pełnienia służby u pana równoznaczna było ze znalezieniem się
na bruku. Tego rodzaju nieszczęście przytrafia się Iyemonowi,
który zmuszony jest zastawić swój miecz i trudnić się hańbiącą
pracą rzemieślnika. Cierpi biedę a utrzymać musi jeszcze
chorowitą żonę i kilkumiesięcznego synka. Nędza, niezależnie od
czasów i kraju, zawsze staje się żyznym gruntem, na którym
wyrastają wszelkie patologie, niemoralność i zło.
Łotr i skrzywdzona
niewinność
Zły w filmie Toyody jest
Iyemon. To bodaj najmroczniejsza, najbardziej przeżarta przez żądzę
mordowania postać męża-niegodziwca z filmowych adaptacji „Tōkaidō
Yotsuya Kaidan”. Bohater „Illusion of Blood” morduje każdego,
kto stanie mu na drodze, a jego zbrodniczą działalność, zdawałoby
się, „usprawiedliwia” nędza, w której przyszło mu żyć.
Jednak Toyoda zaznacza w postaci swego bohatera, że jest on również
nieczułym egoistą i bezwzględnym karierowiczem. Planuje ożenek z
Oume jeszcze za życia żony, nie przejmuje się jej losem ani losem
swego dziecka – myśli wyłącznie tylko o sobie. I pewnie w duszy
pociesza się, że nie jest jedynym draniem na tym świecie, który
toczy rak moralnej zgnilizny i bezlitosnej chęci zysku.
Rzeczywiście, w „Illusion of Blood” właściwie wszyscy męscy
bohaterowie są ukazani w negatywnym świetle: są próżni,
egoistyczni, okrutni i nie czuli. Mordują i spiskują. Za
garść ryo gotowi są na każde świństwo. Kobiety są
przedstawione nieco pozytywniej, choć kochanka ojca Oume, Omaki
mogłaby skutecznie konkurować z samą Lady Makbet.
Niestety, jak w
większości filmowych adaptacji legendy o Oiwie, jej główna
bohaterka prezentuje się jednoznacznie i nieciekawie. Jest
skrzywdzoną niewinnością osaczoną przez samych złych ludzi,
którzy ją okłamują i dybią na jej życie. Co gorsza także jako
mściwy duch Oiwa wypada w filmie mało przekonująco. Można wręcz
odnieść wrażenie, że Toyoda bał się użyć mocniejszych efektów
podkreślających demoniczność zamordowanej małżonki Iyemona, by
nie być posądzonym o schlebianie komercyjnym gustom. Toteż nawet
charakteryzacja oszpeconej przez truciznę twarzy Oiwy jest raczej
symboliczna niż makabryczna. Reżyser nader oszczędnie gospodaruje
i – w założeniu – przerażającym wyglądem kobiety i scenami
grozy. Te zaś, które oglądamy niczym nie zaskakują. Właściwie
tylko scena, gdy obok łowiącego ryby Iyemona wypływają drzwi z
przybitymi do nich ciałami, na dłużej może utkwić w pamięci.
Podobna posucha panuje także pośród scen morderstw, których jest
wiele, ale na ekranie widzimy jedynie osuwające się ciała i ani
jednej kropli krwi. Gdyby rozpatrywać obraz Toyody tylko pod kątem
klasycznego kina grozy to „The Ghost of Yotsuya” Nakagawy bije na
głowę „Illusion of Blood”. No, ale nie bez powodu nazywa się
twórcę „Jigoku” mistrzem horroru.
Niemniej „Ilusion of
Blood” jest filmem wartym uwagi, nawet jeśli nie jesteśmy
miłośnikami kaidan eiga. Kilka scen jest zrealizowanych z
klasą (np. scena, gdy Oiwa czesze grzebieniem-rodzinną pamiątką,
włosy wypadające garściami), od strony wizualnej w
charakterystycznej technice Eastmancolor obraz również prezentuje
się bardzo stylowo i udanie. Wartością jest także sugestywne
ukazanie jak niekorzystne warunki społeczne wpływają na ludzkie
postawy i zamieniają ludzi w wygłodniałe hieny. Bo film Toyody
jest bardziej o ludziach niż o mściwych duchach przebywających
szukać zemsty.
MOJA OCENA: 6/10
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Urok klasycznej japońskiej grozy i
Eastmancoloru w najmroczniejszej wersji słynnej legendy o duchu z Yotsuya.
|
Gdy raz rozlejesz krew niewinną, napełnienie
nią rzeki przychodzi zaskakująco łatwo. Ale twoje ręce już
nigdy nie będą czyste.
|
O tym, że nędza ludzka i nędza moralna są jak
dwa zwierciadła zwrócne do siebie. I także o tym, że
sprawiedliwość można znaleźć tylko w zaświatach.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz