piątek, 29 listopada 2013

SHIELD OF STRAW (Wara no tate, Japonia, 2013)



Shield of Straw (2013) on IMDb


O co chodzi?

Kunhide Kiyomaru staje się głównym podejrzanym, gdy policyjny patrol odnajduje zwłoki bestialsko zgwałconej i zamordowanej dziewczynki, Chiki Ninagawy. Policja bezskutecznie próbuje namierzyć mordercę, dopiero gdy do sprawy włącza się dziadek ofiary, pan Ninagawa, w śledztwie dokonuje się przełom. Kiyomaru oddaje się dobrowolnie w ręce policji. Ninagawa jest bowiem jednym z najbogatszych ludzi w Japonii i wyznacza nagrodę miliarda jenów za zabicie mordercy jej wnuczki. Morderca zdaje sobie sprawę, że nigdzie nie jest bezpieczny i jedynie policja może zapewnić mu ochronę. Wkrótce z Komendy Głównej przybywa rozkaz, aby przetransportować podejrzanego do Tokio. Do tego zadania zostaje wyznaczonych pięciu, cieszących się opinią najlepszych, oficerów policji, odpowiedzialnych za osobiste bezpieczeństwo Kiyomaru. A te jest poważnie zagrożone, ponieważ Ninagawa nie odwołał nagrody za zabicie mordercy jej wnuczki. Już w areszcie Kiyoamru zostaje zaatakowany przez strażnika, ale prawdziwe wyzwanie dla ochraniających go agentów rozpoczyna się wraz z podróżą do Tokio. Oficerom i eskortowanemu więźniowi zagraża dosłownie każdy. Na dodatek okazuje się, że także wśród nich jest ktoś, kto informuje Ninagawe o tym, gdzie znajduje się przewożony więzień.

Prawo statystyki

Jak każdy fan twórczości Takashiego Miike doskonale wie, japoński reżyser najlepiej odpoczywa... kręcąc kolejne filmy. Wprawdzie w roku 2013 wyreżyserował raptem dwa filmy: recenzowany „Shield of Straw” (pol. tytuł „Słomiana tarcza”) oraz komedię gangsterską „The Mole Song: Undercover Agent Reiji”, lecz zdarzały się lata, gdy Miike realizował po kilka filmów rocznie (w 2001 r. wyreżyserował ich aż dziewięć!). Co więcej Japończyk kończy pracę nad dwoma kolejnymi obrazami (m.in. nową wersją legendarnego „The Ghost of Yotsuya”), które zobaczymy w najbliższych dwóch latach. Dlaczego jednak wspominam o niebywałej pracowitości twórcy „Gry wstępnej”? Ponieważ implikuje ona dwa istotne dla omawianego „Shield of Straw” fakty.

Po pierwsze, gdy ogląda się najnowsze filmy Miike jedno uderza z całą mocą i mocą, tym większą, gdy pamięta się jego pierwsze realizowane w ramach Cinema Direct obrazy. Ten facet jest wirtuozem reżyserii. Biegłość w opowiadaniu obrazem, sprawność w maksymalnym wykorzystywaniu środków filmowego przekazu i to w sposób absolutnie optymalny, zdolność do operowania niemal w każdej konwencji i stylistyce, a także - jakże ważna - dla każdego reżysera umiejętność współpracy z aktorami i ekipą – to wszystko sprawia, że filmy takie jak „13 Assasins”, „Crows Zero”, „Ace Attonery”, „Lesson of The Evil” czy właśnie „Shield of Straw” są obrazami niemal wzorcowymi pod względem realizacyjnym. Miałem okazję zobaczyć materiał zza kulis realizacji ubiegłorocznego filmu Miike, „Lesson of The Evil” i zdumiewające było to, że Japończyk prawie w ogóle nie powtarzał ujęć. Nie musiał. U Miike wszyscy zaangażowani w realizację dokładnie wiedzą co mają robić a sam reżyser zjawia się na planie z gotowym filmem w głowie. To dlatego może kręcić tak dużo filmów rocznie, nie czując przy tym znużenia.

Oczywiście Miike, który poszedł na studia filmowe tylko dlatego, że można było się na nie dostać bez egzaminów wstępnych, jest artystą z naturalnym talentem. Ale ten talent nie objawia się w jakimś Bożym palcu, który go dotknął i ukierunkował, lecz w niezwykłej inteligencji i zdolności uczenia się. Miike w jednym z wywiadów przyznał, że wszystkiego o realizacji filmu nauczył się od swego mentora, Shoheia Imamury, którego podpatrywał, gdy był jego asystentem. Zdobytą wiedzę praktyczną zaś doskonalił, realizując nieprzerwanie kolejne, fabularnie dość błahe i powtarzające schematy, filmy gangsterskie, które okazały się jednak najpożyteczniejszą szkołą reżyserskiego rzemiosła. To dlatego dziś, gdy Miike kręci zdjęcia do filmu nie musi korzystać z dubli, a jego ekipa działa jak dobrze naoliwiony mechanizm.

Ale jest też drugi powód, dla którego wspomniałem o wręcz stachanowskiej pracowitości japońskiego reżysera. I jest to powód jeszcze bardziej prozaiczny niż poprzedni. Bowiem przy tak dużym tempie pracy narzuconym przez Miike jest niemożliwym zachować równy poziom artystyczny. Zwyczajne prawo statystyki. I to prawo daje o sobie znać w przypadku „Shield of Straw” - jednym z najsłabszych filmów Japończyka z ostatnich lat.

Kij w szprychy

A „Shield of Straw” miał wszystkie atuty by być jednym z najlepszych obrazów Miike. Scenariusz powstał na podstawie bestsellerowej powieści Kazuhiro Kiuchiego, mangaki, pisarza i reżysera filmowego, znanego najbardziej z serii komiksowej oraz telewizyjnej, „Be-Pop High School”. W głównych rolach wystąpili popularni i lubiani aktorzy: Takao Osakawa (drama „Stars Coins”) oraz Tatsuya Fujiwara („Death Note”) a ekipę stanowili stali współpracownicy Miike: autor zdjęć, Nobuyasu Kita (m.in. „13 Asassinss”, „Lesson of The Evil”) oraz Kôji Endô, który skomponował muzykę do wszystkich najważniejszych filmów reżysera łącznie z „Grą wstępną” (1999). A jednak tym razem mechanizm nie zadziałał tak sprawnie jak zazwyczaj.

Kijem, który został włożony w szprychy, okazał się scenariusz autorstwa Tamio Hayashiego, autora skryptów do wielu różnorodnych gatunkowo filmów (m.in. „Route 225”, „Gene Waltz”). Nie chciałbym winić jedynie scenarzysty, bo ten przecież jest tylko jednym z naczyń połączonych, ale jest faktem, że bez precyzyjnego scenariusza nie można nakręcić błyskotliwego thrillera, którym w założeniu miał być „Shield of Straw”. Punktem wyjścia jest niezwykle chwytliwy, dający wiele możliwości koncept zasadzający się na motywie: sam przeciw wszystkim. Być może Kunihide Kiyomaru nie jest zupełnie sam - bezpieczeństwo zapewnia mu pięciu gliniarzy, ale istota tego motywu pozostaje niezmieniona. Kiedy wszyscy lub prawie wszyscy dybią na nasze życie, to jest to już znakomity początek opowieści o wszechobecnym zagrożeniu, o niemożności zaufania nikomu, o zaszczuciu i nienawiści innych. A przecież w „Shield of Straw” pojawia się także wyraźnie zarysowany kontekst społeczny. Przeciw Kiyomaru jest praktycznie całe społeczeństwo, które motywuje astronomiczna nagroda w wysokości miliarda jenów. Fabuła podrzuca zatem kolejne interpretacyjne tropy: na głębszym poziomie można ją odczytać jako opowieść o władzy pieniądza i o ludzkiej chciwości a także o japońskim społeczeństwie jako takim, wystawiając mu niezbyt pochlebną opinię. Ale motyw „sam przeciw wszystkim” ulega dalszej modyfikacji. Ten sam los co mordercy staje się udziałem eskortujących go policjantów, którzy choć prywatnie pogardzają psychopatycznym zabójcą dzieci, zobowiązani są z racji wykonywanego zawodu chronić zbrodniarza. „ Shield of Straw” jest więc również opowieścią o uwikłaniu w rolę społeczną a także opowieścią o paradoksie pracy stróżów prawa, którym przychodzi stawać po stronie najgorszych przestępców w imię abstrakcyjnego porządku prawnego i społecznego. W filmie Miike pojawia się także wątek lojalności, wierności zasadom, przebaczenia i oczywiście zemsty. A jednak oglądając film twórcy „Ichiego-zabójcy” zastanawiałem się nad czymś zupełnie innym i w ogóle nie wzniosłym. Dlaczego prokurator nie mógł przyjechać do Fukuoki, aby przesłuchać podejrzanego, tylko policja przy zaangażowaniu ogromnych sił, narażając życie policjantów i Kiyomaru przewozi go przez całą Japonię?

Niestety scenariusz „Shield of Straw” jest dziurawy jak szwajcarski ser. Co chwila zaskakuje nas nielogiczne lub po prostu głupie zachowanie bohaterów (np. policjanci pozwalają prowadzić samochód przypadkowej osobie, choć cała Japonia wie o nagrodzie Ninagawy) i z czasem w ogóle zaczynamy wątpić w sensowność całej intrygi, opartej na założeniu, że każdy chce zabić Kiyomaru. Jeśli rzeczywiście tak jest, to prawdopodobnie już po wyjściu z komisariatu zostałby zabity i to wcale bez konieczności zbliżania się do niego. Ninagawa, sypiący miliardem jenów, nie miałby problemu z wynajęciem np. snajpera, który zastrzeliłby Kiyomaru. Możliwości jest zresztą bez liku, dlatego też oglądałem podróż mordercy i eskortujących go detektywów bez większych emocji, bo cały ten wątek wydał mi się nieprawdopodobny. Rzecz jasna, zdaje sobie sprawę, że „Shield of Straw” to kino rozrywkowe, które może sobie nieco ponaginać rzeczywistość, ale jeśli widz jest mądrzejszy od scenarzysty i reżysera razem wziętych i na dodatek co chwila natyka się na przykłady drażniącej niedorzeczności, to znaczy, że coś jest nie tak.

Nie-ironiczny Miike

Irytowało mnie w tym filmie coś jeszcze. „Shield of Straw” jest filmem zaskakująco poważnym, właściwie pozbawionym ironii (chyba, że niezamierzonej) i pod względem przekazywanych treść wręcz topornym. Recenzowany obraz mówi o ważnych rzeczach, ale czyni to w sposób nudny, schematyczny i mało atrakcyjny. Pogawędki bohaterów o zemście, przebaczeniu, winie czy wierności zasadom są drętwe jak ciało truposza, nie wnoszą niczego, czego widz nie mógłby się domyślić i na dodatek spowalniają akcję. Może Miike chciał być ambitny? Ale to nie jest jego żywioł. Żywiołem Japończyka jest ironia, pastisz, szalony postmodernizm, kreacja i kino samo w sobie. W „Shield of Straw” porusza się po zupełnie obcym gruncie i nic dziwnego, że się na nim potyka. W jednym z wywiadów reżyser powiedział, że filmy są atrakcyjne, gdy mają trochę trucizny. Recenzowany obraz nie ma niczego poza znakomitą warstwą realizacyjną i fantastyczną fabułą, którą nie sposób się przejąć. Szkoda.

MOJA OCENA: 5/10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Takashi Miike i wszystko jasne. Kolejny dowód reżyserskiej wirtuozerii twórcy „Gry wstępnej”.
Dotrzeć z punktu A do punktu B, gdy po drodze wszystko i wszyscy nam w tym przeszkadzają. Prawie jak w „Mario Bross”, nieprawdaż?
Drugie dno jest aż zamulone od ważkich i jeszcze bardziej ważkich refleksji na temat ludzkiej natury, społeczeństwa i porządku prawnego. Ale co z tego skoro ich brzmienie zagłusza dziurawy jak sito scenariusz i intryga, w którą trudno uwierzyć.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz