niedziela, 25 maja 2014

THE FIVE (Deo piibeu, Korea Płd, 2013)



MOJA OCENA: 8/10

O co chodzi?

Eun-ah wiedzie szczęśliwe życie u boku kochającego męża i kochanej córki, Ga-yeong. Wszystko się zmienia, gdy pewnej nocy w domu bohaterki zjawia się uzbrojony w kij baseballowy nieznajomy mężczyzna. Brutalnie morduje jej męża oraz na oczach kobiety zabija córkę Eun-ah, ona sama uchodzi z życiem tylko cudem. Po długim pobycie w szpitalu i rehabilitacji Eun-ah wraca do życia, ale jest sparaliżowana od pasa w dół, porusza się na wózku inwalidzkim a siłę do przeżywania kolejnego dnia daje jej żądza zemsty. Gdy zaczyna zdawać sobie sprawę, że sama nie jest w stanie wytropić i pojmać mordercę, obmyśla plan. Nawiązuje znajomość z lekarzem, który zajmował się nią podczas jej pobytu w szpitalu. Dzięki niemu dociera do osób, które bezskutecznie oczekują na przeszczep narządów dla swych bliskich lub dla siebie. Eun-ah zbiera grupę czterech takich osób, którym ofiaruje swe ciało na przeszczepy pod warunkiem, że pomogą jej wytropić, złapać i dostarczyć zabójcę jej rodziny. Tymczasem w Seulu giną kolejne młode kobiety. Ślad prowadzi do pewnego awangardowego rzeźbiarza...

Koreański smak zemsty

Zemsta najlepiej smakuje po koreańsku. „The Five” w reżyserii Jeong Yeon-sika jest jednym z najdobitniejszych tego stwierdzenia potwierdzeniem. Spory komplement dla debiutanta do czasu realizacji filmu niezwiązanego z kinem, udzielającego się na niwie komiksowej twórczości internetowej.  Wszak to w Korei Płd. powstały najsłynniejsze azjatyckie revenge movies ostatnich lat na czele z „Oldboyem”, „Słodko-gorzkim życiem” i „Mężczyzną znikąd”. Obraz Jeonga kontynuuje także chwalebną passę koreańskich thrillerów o seryjnych mordercach zapoczątkowanych w 1999 r. przez „Tell Me Something” i rozwijaną przez tak głośne tytuły jak „Zagadka zbrodni” i „The Chaser”. „The Five” udanie wpisuje się także w szersze zjawisko obecne w koreańskim kinie: filmowy recykling, czyli odnawianie skostniałych hollywoodzkich konwencji kina rozrywkowego przez ich modyfikację w myśl zasady, że nawet drobna zmiana może w końcowym efekcie zmienić całkowicie odbiór filmu. Oto przypadek „The Five”

Recepta na sukces filmu rozrywkowego jest prosta: solidny scenariusz i emocje. Obydwa te warunki spełnia „The Five”. Fundamenty scenariusza mają wprawdzie umocowanie w konwencji kina zemsty (zbrodnia i kara) oraz serial killer movies i w gruncie rzeczy fabułę obrazu Jeonga, pomijając szczegóły, można streścić jednym krótkim zdaniem: kobieta, która straciła bliskich szuka zemsty na sprawcy tej tragedii. Było? Jasne, że było, ale tutaj pojawiają się korzyści płynące ze wspomnianego filmowego recykling. Po pierwsze zatem główna bohaterka. W którym filmie pojawia się postać osoby niepełnosprawnej na wózki inwalidzkim, która wypowiada wojnę nieuchwytnemu, inteligentnemu i całkowicie pozbawionemu sumienia seryjnemu mordercy? Cisza jest zrozumiała, bo to oryginalny i niezwykle odważny pomysł. Inwalida na wózku a młody przystojny detektyw o aparycji Brada Pitta albo o wyglądzie młodej, atrakcyjnej Jodie Foster – sprawa jest oczywista, a jednak to Jeong wygrywa swym wyborem bohatera (bohaterki) także ze względów artystycznych. Druga rzecz, którą twórca „The Five” nieznacznie modyfikuje, to zemsta. Gdy mści się jedna osoba – nuda, ale gdy zemsta jest możliwa do zrealizowania jedynie przy zgodnym działaniu pięciu osób przy czym czterem z nich zależy, przynajmniej początkowo, jedynie na własnym interesie, to jest to po prostu dramaturgiczny samograj. Ileż bowiem w nim konfliktów, dramatycznych wyborów, ileż emocji i emocjonalnego napięcia, a już nie mówię o świeżości tego fabularnego rozwiązania. Bo kino zachodnie to kino indywidualistów i zemsta może się dokonać wyłącznie dzięki własnym staraniom. Chyba, że ów bohater byłyby niepełnosprawny, ale dla takich nie ma miejsca w zachodnim kinie mainstreamowym.

Trzeciej zmianie w formule typowej dla kina hollywoodzkiego, które pozwoliła nakręcić Jeongowi jeden z lepszych thrillerów ostatnich lat, poświecę osobny akapit. Najkrócej pisząc polega on na wpleceniu w konwencję filmu zemsty i serial killer movie dramatu. „Thriller drama”, że posłużę się angielskim określeniem jest specjalnością Koreańczyków, podobnie jak „horror drama”. W obu przypadkach obecność dramatu objawia się przez konflikty między bohaterami. Eun-ah pragnie się zemścić, jej „pomocnicy” pragną przeszczepów, by ocalić bliskich, ale na początku znajomości z bohaterką pragną również zachować neutralność, a nawet oszukać i zabić swą „zleceniodawczynię”. Pełny kompromis przyniesie zrozumienie, że cała piątka walczy o to, co jest dla nich najważniejsze. Dla pomocników Eun-ah – życie najbliższych im osób a dla niej samej – pomszczenie rodziny i cierpienie mordercy, które bohaterka wcześniej zaznała z jego rąk. Gdy zatem jednostki porzucą swe osobiste interesy na rzecz grupowego interesu, współpraca stanie się możliwa.

Uroki transplantologii

Z obecnością dramatu wiąże się także kontekst społeczny i - nazwijmy go – medyczny. Gdyby  ogołocić  „The Five” z wszelkich sensacyjnych i dramatycznych wątków i motywów, to można by go uznać za film promocyjny transplantologii. Intryga obraca się bowiem wokół przeszczepów, między dawcą a odbiorcami, między utratą życia a ofiarowaniem jego. Wątek transplantologiczny jest jednak umiejętnie wpleciony w fabularne atrakcje, ale co istotniejsze nie ma jedynie charakteru pretekstowego; jest wplątany w głębsze przesłanie, które z drugiego planu dociera do uważnego widza. Z jaką bowiem mamy do czynienia sytuacją w „The Five”? Eun-ah musi umrzeć, aby dać życie innym osobom. Śmierć traktowana jako początek nowego życia, jako konieczny warunek kolejnego odrodzenia jest wpisana w szerszy kontekst kulturowy, z korzeniami sięgającymi buddyzmu. Eun-ah nie umrze będzie żyć w kolejnych sferach transmigracji a dzięki uratowaniu życia innym osobom przez ofiarowanie swego ciała na przeszczepy, pewnie będzie żyć na wyższym świecie odrodzonych istot. W tym kontekście finał nie jest smutny: wręcz przeciwnie niesie głęboką nadzieję w sens ludzkiego poświecenia i altruizmu.

Obecność dramatu być może pozbawia thriller większej ilości akcji, napięcia i scen pościgów samochodowych (choć Jeong i dla tego elementu znalazł trochę miejsca w swym filmie), ale za to rekompensuje te braki, zarówno w odniesieniu potężną dawką emocji. A emocje te są tym większe, że dramat urealnia postaci i świat przedstawiony, czyniąc z bohaterów coś więcej niż fikcyjne byty wymyślone przez scenarzystę. Emocjami papierowych postaci nikt się nie przejmuje, ale gdy w bohaterach dostrzegamy osoby podobne do siebie, reagujące podobnie do nas i zachowujące się podobnie do nas (choć my na szczęście nie musimy przechodzić przez to, co bohaterowie), to filmowe emocje mają moc naprawdę niszczycielską. A wzmacniają ją: efektowna realizacja, sprawna reżyseria, umiejętnie prowadzona intryga i mnożone przez twórców dla drodze jej zwieńczenia zwroty akcji oraz solidna gra aktorska. Dzięki tym elementom, choć historia to dobrze znana nam z setek podobnych filmów, droga do jej finału jest autentycznie emocjonująca i nie tak oczywista. Zresztą ten finał, poza swą przewidywalnością, jest także głęboko poruszający, zgrabnie pozbawiony taniego sentymentalizmu, za to po ludzku pełen wzruszenia.

Artysta zbrodni

Ciekawym wątkiem, który chciałbym na koniec poruszyć jest wątek seryjnego mordercy. Owszem postać to konwencjonalna, chociaż to konwencja niezwykle „fotogeniczna”, że użyję tego słowa. Zabójca jest przystojnym mężczyzną o nieco androgynicznej urodzie, inteligentnym, nieuchwytnym i  wyrachowanym. Słowem: charyzmatyczny. No i jest artystą z powołaniem, który „oczyszcza” kobiety z ich brudu, wydobywając z nich boską doskonałość. Sam uważa się za Stwórcę a dziełem jego życia jest kilkumetrowy anioł, wyrzeźbiony z kości pomordowanych kobiet. To w tym aniele brudne kobiety odradzają się w anielskiej doskonałości (przy okazji: ów anioł jest subtelną aluzją do strażnika, przypiętego płatami skóry do więziennej klatki, z której uciekł Hannibal Lecter). Szaleniec jakich wiele w kinie? Pewnie tak, ale także dość czytelne alegoria diabła. Niektórzy recenzenci narzekają, że postać mordercy jest anonimowa, że niewiele o niej wiadomo, ale gdyby wyposażono ją w ludzki charakter, zniknąłby cały jej alegoryczny sens. Morderca staje się zatem wcielonym złem. Ciekawe jest jednak, że zło Jeong wiąże ze sztuką, tym samym nadając przewrotny sens powszechnemu powiedzeniu, że „sztuka oczyszcza”. Ale nie o przewrotność tu chodzi, a raczej o mroczną stronę sztuki i powołania artysty.

...i kilka pomniejszych drobiazgów

„The Five” nie jest obrazem bez wad. Można by się przyczepić do kilku drobiazgów a także postawić filmowi jeden poważny zarzut: dlaczego psychopata wymordował niemal całą rodzinę Eun-ah (bo jej udało się jednak przeżyć)? W gruncie rzeczy pod względem logicznego uzasadnienia można mieć wątpliwości wobec motywacji sprawcy. Fakt, że zarówno bohaterka, jak i jej córka widziały mężczyznę w towarzystwie koleżanki dziewczynki jest w istocie bez znaczenia wobec braku  innych dowodów, które wskazywałyby na towarzysza zaginionej dziewczyny jako jej zabójcę. W gruncie rzeczy policja nawet nie ustaliła, co takiego się stało z zaginionymi osobami i co więcej – jak pokazuje scena na komisariacie – nie byli specjalnie tym zainteresowani. Byłby to zatem poważny zarzut, gdyż bezzasadność masowego mordu na rodzinie Eun-ah czyniłaby bezasadną także jej zemstę. Na szczęście poza tym jednym elementem Jeong i jego ekipa postarała się aby wybaczyć im to potknięcie. Ostatecznie można je usprawiedliwić stwierdzeniem: „to tylko film”. Mnie takie załatwienie sprawy wystarczy, bo w zamian otrzymuje tryskający emocjami i napięciem  kawał porządnego, niegłupiego kina.  



REALIZACJA
Koreańczycy jak Zawisza! Możesz na nich polegać, zwłaszcza w odniesieniu do thrillerów o seryjnych mordercach a na dodatek o zemście. Błyskotliwa realizacja!

FABUŁA
Kobieta mści się na zabójcy jej rodziny. Było? Jasne i to setki razy! Ale nie przypominam sobie, by po jednej stronie stała niepełnosprawna kobieta a po drugiej nieuchwytny seryjny zabójca, „artysta” (ale można zapisać też bez cudzysłowia). Jak w teorii chaosu: wystarczy zmienić choćby jeden element schematu, by nakręcić (prawie) zupełnie inny filmy.

DRUGIE DNO
Wszyscy dawcy i biorcy przeszczepów łączcie się! Czyli nienachalna promocja korzyści płynących z transplantologii w konwencji emocjonującego thrillera. I pożytecznie, i przyjemnie (dla widza).  








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz