MOJA OCENA: 8/10
O co chodzi?
Małżeństwo Ryota i Midori Nonomiya wychowują sześcioletniego Keitę i wydaje się, że do szczęścia niczego im nie brakuje. Ryota jest architektem i pracuje w dużej firmie, więc Midori nie musi pracować mogąc poświecić się wychowaniu Keity. Pewnego jednak dnia Nonomiya zostają wezwani do szpitala i powiadomieni, że w trakcie pobytu na oddziale porodowym doszło do zamiany noworodków. Okazuje się, że Keita nie jest ich synem. Biologicznymi rodzicami Keity są Yudai i Yukari Saiki. Yudai jest sklepikarzem z przedmieść Tokio, Yukari pracuje w barze i to oni wychowują Ryuseia (biologicznego syna Nonomiyów) a ponadto młodsze rodzeństwo. Jak rozwiązać ten problem? Trudna sytuacja zbliża obie rodziny, które w końcu decydują się wymienić chłopcami w nadziei, że ci zaadaptują się szybko w nowej rodzinie.
Pęknięcie
W najnowszym filmie Hirokazu Koreeda, „Jak ojciec i syn”, mistrz kameralnego kina autorskiego, po raz wtóry w swej karierze przygląda się japońskiej rodzinie. Tym razem pretekstem dla zagłębienia się w tym temacie stają się autentyczne zdarzenia z lat 60., gdy wskutek wyżu demograficznego na świat przychodziło tak dużo noworodków, że personel oddziałów porodowych nie nadążał z opanowaniem tej wyjątkowej sytuacji. Dochodziło zatem, do wcale nie rzadkich przypadków, podmiany noworodków. I to nieszczęście przytrafia się właśnie rodzinie Nomomiya i Saikich, których synowie zostają zamienieni. Wiadomość ta wstrząsa obu rodzinami i doprowadza do swoistego pęknięcia świata przedstawionego filmu. Jeśli uważniej przyjrzymy się fabule obrazu Koreedy zauważymy, że od momentu wyjścia na jaw, że Keita, syn Nomomiyów nie jest ich synem, a Ryusei nie jest synem rodziny Saikich, reżyser konstruuje swą opowieść na dualistycznej zasadzie przeciwieństw. Nie bez powodu: wszak pokazuje rzeczywistość, w której dotychczasowy ład został zaburzony.
Nonomiyowie są przedstawicielami zamożnej klasy średniej, są wykształceni, mieszkają w nowoczesnym apartamentowcu, w schludnym, uporządkowanym mieszkaniu. Saiki reprezentują zubożałą warstwę klasy średniej, są gorzej wykształceni, mieszkają na przedmieściach Tokio, w jednokondygnacyjnym podniszczonym i brzydkim budynku. Przeciwieństwa dotyczą także wykonywanego zawodu i prestiżu, który ze sobą niesie, co w kontekście fabuły okaże się istotne. Ryota jest architektem, pracuje w wielkiej korporacyjnej firmie, Yudai zaś prowadzi sklep 1000 jeden drobiazgów, co jest zajęciem bez wątpienia cieszącym się znacznie mniejszym społecznym uznaniem. Różnice w statusie ekonomicznym, pochodzeniu i wykształceniu, zawodzie nie pozostają rzecz jasna bez wpływu na odmienne modele rodziny, które Nonomiyowie i Saiki reprezentują. Rodzina Ryoty i Midori to mieszanka tradycyjnej japońskiej rodziny z wyraźnym podziałem na role i związanymi z nimi prawami i obowiązkami z typową dla współczesnych mieszczan formą wspólnoty rodzinnej z jednym dzieckiem. Rodzina Yudaia i Yukari natomiast to rodzina wielopokoleniowa (dzieci + dziadek), bardziej otwarta, elastyczna w traktowaniu wzajemnych praw i obowiązków, oparta na o wiele bardziej zażyłych relacjach między rodzicami a dziećmi (trochę mi przypomina włoską familię, choć bez matki-matrony). Niewątpliwie Koreeda sympatyzuje z modelem rodziny Yudaia, choć niski status ekonomiczny widać w niej na każdym kroku. Radość, rodzinne ciepło i swobodna atmosfera stoi w wyraźnej opozycji do rodziny Nonomiyów, w których zajęty ciągle pracą i kolejnymi projektami ojciec nie ma czasu ani dla żony ani dla swego dziecka, spędzającego większość czasu na najróżniejszych dodatkowych lekcjach i zajęciach.
Podkreślanie różnic między dwiema rodzinami ma jasny cel. Obaj chłopcy pochodzą z dwóch całkowicie odmiennych środowisk rodzinnych, gdy zatem wychodzi na jaw, iż jako noworodki zostali podmienieni, ich rodzice stają przed nie byle jakim dylematem. Dla reżysera jest on pretekstem do postawienia ważkiego pytania: czy fundamentem rodzinny powinny być więzy krwi, czy raczej więzy emocjonalne? Film Koreedy jest opowieścią jak z tym problemem radzą sobie bohaterowie.
Dzieci to nie zabawki
Japoński twórca jest konsekwentny i dlatego też w przedstawieniu sposobów szukania rozwiązania dla tej trudnej sytuacji zachowuje odmienność między dwiema rodzinami. Saiki nie kryją, iż pragnęliby poprawić swą sytuację materialną, dlatego też zależy im przede wszystkim na odpowiedniej rekompensacie pieniężnej. Do wymiany Ryuseia na Keitę podchodzą z rezerwą, zwlekając z oddaniem chłopca, którego uważali za swego syna. O wiele gorzej znoszą całą tę nieprzyjemną sytuację Nonomiyowie, a ich reakcja, zwłaszcza Ryoty jest o wiele bardziej gwałtowna. Mężczyzna przede wszystkim nie zamierza opóźniać odzyskania swego prawowitego syna. Gotów jest nawet wystąpić na drogę sądową, a gdy zostaje od tego odwiedziony, proponuję Yudaiowi, że „odkupi” Ryuseia i będzie go wychowywać wspólnie z Keita (za co o mało nie dostaje w twarz od Yudaia). Zachowanie Ryoty wydaje się jednak charakterystyczne dla pewnej części społeczeństwa i to niekoniecznie tylko japońskiego. Ta część to dobrze zarabiający i wykształceni przedstawiciele klasy średniej przywiązani do swego stanu posiadania i pozycji, którą on wyznacza. Nonomiyom jest trudniej się pogodzić z nagłą, a dla nich wprost szokującą wiadomością, ze Keita nie jest ich synem a ich „prawdziwa” latorośl jest wychowywana przez rodzinę sklepikarza z suberbii Tokio. Co za wstyd!
Bo ci co mają więcej, mają więcej do stracenia. Przede wszystkim uporządkowane życie, z jasnym i niezmiennym podziałem na role, prawa i obowiązki (a nawet z zapewnioną przyszłością własnego dziecka, które ma zrealizować niespełnione muzyczne ambicje Ryoty, nawet jeśli chłopczyk nie odznacza się w tej materii szczególnym talentem). Zrozumiałem zatem dlaczego Nonomiyowie są bardziej skłonni na wymianę dzieci niż Yudaiowie, gdyż zaistniała sytuacja w tak ułożonym, wygładzonym i doskonale zaplanowanym życiu jest stanem wysoce niepożądanym. Oni po prostu (a dokładniej Royta) pragną jak najszybciej przywrócić stan zaburzonej harmonii, jeśli ta harmonia w istocie skrywa rutynę i pustkę.
W końcu obie rodziny dochodzą do porozumienia i godzą się na wymianę synów, ulegając namowom prawników szpitala, pragnących jak najszybciej poprawić nadszarpniętą w oczach społeczeństwa opinię oraz radom psychologów o bezproblemowej adaptacji sześciolatków w nowych rodzinach. Okazuje się jednak, że dzieci to nie zabawki czy zwierzątka, którymi, ot tak po prostu można się wymienić. Ryusei nie odnajduje się zupełnie w rodzinie Nonomiyów. Ci bowiem już na wstępie wręczają mu kartkę z długą listą nakazów i zakazów, które powinien przestrzegać. Wychowany w rodzinie o znacznie swobodniejszej atmosferze, bez sztywnych reguł, którym trzeba być posłusznym nadal zachowuje się jakby wciąż był jej członkiem, rysując po lustrze i nie przejmując się panującą dyscypliną. Dopiero ucieczka chłopca do domu Saikich uświadamia Nonomiyom, że nie jest on substytutem ich wychowywanego syna, Keity, lecz osobną, odrębną indywidualnością.
To, co najważniejsze
To początek zmian w życiu zwłaszcza Ryoty, który wydaje się początkowo najmniej sympatyczną postacią. Ale Koreeda nie potępia swego bohatera. Jest w filmie ważna scena wizyty u rodziców Ryoty, która pozwala nam snuć domysły, że zachowanie mężczyzny jest w jakimś stopniu efektem wpojonego, zwłaszcza przez jego ojca wychowania. To wychowanie w duchu „męskim”; syn musi zdobyć określony prestiżowy zawód, osiągnać wysoką pozycję, utrzymać rodzinę i być autorytetem. Ryota posłusznie podąża w tym kierunku, gubiąc gdzieś po drodze to, co najważniejsze, czyli miłość i poświecenie. Dopiero doświadczenie zdobyte w wyniku podmiany noworodków zmusza go do zatrzymania się, zastanowienia i zrekapitulowania swego życia. Ryota dzięki swoim synom: temu wychowanemu oraz temu „z krwi” uczy się poświęcać czas rodzinie, rozmawiać z żoną i dzieckiem, a przewartościowując życie staje się najzwyczajniej w świecie bardziej wyluzowany i milszy dla innych. Ale także Yudai, choć jest postacią sympatyczniejszą, staje się osobą bogatszą, przede wszystkim o bardziej odpowiedzialne zachowanie wobec własnej rodziny. Nie da się ukryć, że mężczyźni i ojcowie w filmie Koreedy, albo są dużymi dziećmi albo snobami przejętymi własną pozycją i kontem w banku. Za to Midori i Yukari, obie kobiety-matki symbolizuję mądrość, dojrzałość i miłość. To w nich reżyser pokłada nadzieję na szczęśliwą rodzinę, ponieważ kobiety słuchają, poświęcają się i kochają. To siła ich uczucia jest najsolidniejszym fundamentem, spajającym każdą rodzinę.
„Jak ojciec i syn”, słusznie wyróżniony na festiwalu w Cannes Nagordą Specjalną, wyciszony, kameralny obraz Koreedy czerpie siłę ze swej szlachtnej prosty i głębokiego humanizmu. „Jak ojciec i syn” jest opowieścią „zwyczajną”, może nawet nieco banalną, przypominam nam bowiem, że rodzina nie opiera się tylko na więzach krwi, lecz na relacjach umocowanych w uczuciu miłości, w trosce, w poświeceniu, ale też w dojrzałości, cierpliwości i wytrwałym znoszeniu trudów codzienności. Choć akcja dzieje się w Japonii, to historia i jej przesłanie jest uniwersalne. I to zarówno w krytycznym spojrzeniu na model współczesnej rodziny reprezentowanej przez Nonomiyów, jak też w akcentowaniu humanistycznych wartości, istotnych w każdej kulturze.
Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt obrazu Koreedy. Twórczość japońskiego artysty często jest porównywana do filozofii artystycznej giganta japońskiego, Yasurijo Ozu. I nie bez powodu. Poza licznymi podobieństwami, obu artystów łączy współczucie, które okazują swym bohaterom. Nie ma ono nic z litości, to współczucie w duchu buddyjskim (karuna, czyli współ-odczuwanie), które jest głębokim zrozumieniem motywacji bohaterów, unikaniem jednoznacznej oceny i obwinianiem ich o taki a nie inny los, który ich spotyka. Dzięki takiej strategii autorskiej postaci filmowe stają się nam bliższe, a ich wybory bardziej dla nas zrozumiałe i ludzkie. Być właśnie na TYM specyficznym stosunku twórcy do bohaterów zasadza się fenomen tego filmu? „Małego” wielkiego filmu.
REALIZACJA
Mały wielki film, czyli Koreeda wciąż w formie.
FABUŁA
Gdy poukładany rodzinny świat wali się w gruzy, pierwsze co musisz zrobić to wyrwać się z więzów społecznej roli. Zaufaj sercu a nie więzom krwi.
DRUGIE DNO
Czy rodzinę należy budować na fundamencie więzów krwi czy raczej na rzeczywistych, emocjonalno-uczuciowych relacjach? Odpowiedź może być tylko jedna. A poza tym krytycznie o współczesnej rodzinie oraz zajętych pracą ojcach. Prosto i wzruszająco.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz