piątek, 9 kwietnia 2010

Kino boli: REQUIEM FOR A DREAM (USA, 2000)


PĘKNIĘTA RZECZYWISTOŚĆ


Były to piękne sny – ani słowa – ale były to tylko sny, i jak wszystkie sny nie mogły naprawdę nasycić duszy.
Patrick Süskind, „Historia pana Sommera”

(…) nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie...
Julio Cortázar, „Gra w klasy”


„Requiem dla snu” Darrena Aronofsky`ego to kolejny, słynny przedstawiciel „kina, które boli”. W słowie „boli” nie ma bynajmniej przesady, skoro sam reżyser w następujący sposób wypowiada się o fabule swego dzieła: „To opowieść o ludziach, którzy skaczą z samolotu i nagle - pomiędzy niebem a ziemią uświadamiają sobie, że nie mają spadochronów. Film opowiada o ich drodze w dół - do momentu kiedy ich ciała uderzają o ziemię.” (1) Trudno o trafniejsze, dosadniejsze określenie istoty losów filmowych bohaterów „Requiem dla snu”. Obraz Aronofsky`ego opowiada bowiem o upadku Człowieka. O upadku totalnym, bez żadnego znieczulenia, bez cienia nadziei. Reżyser czyni wszystko by widz poczuł, oglądając film, nie mniejszy ból niż bohaterowie zderzający się z okrutną, bezlitosną rzeczywistością. Uciekając się do szalonej, teledyskowej formy, wykorzystując przejmującą muzykę Clinta Mansella i Quartetu Kronos oraz powierzając role aktorom, którzy grają na granicy masochistycznej pasji, stworzył porażający swą mocą obraz uzależnienia – najgroźniejszego potwora pożerającego współczesne społeczeństwa.

Na początku było jednak słowo. W 1964 r. Hubert Selby Jr. wydał powieść „Last Exit to Brooklyn”, która wywołała spory skandal zawartą w niej dawką przemocy i seksu. Szybko zyskała tez status „kultowej”, choć na jej ekranizację trzeba było czekać aż do 1989 r.. Co więcej „Piekielny Brooklyn” wyreżyserował niemiecki reżyser Uli Edel, gdyż żaden z amerykańskich filmowców nie miał odwagi zająć się adaptacją głośnej powieści Selby`ego (pisarz zagrał nawet epizod taksówkarza). Do „Last Exit to Brooklyn” powrócił zachwycony nią Darren Aronofsky, który swe dzieciństwo spędził w brooklyn`skiej dzielnicy, w której rozgrywa się akcja książki. Uwspółcześnił historię i – jak sam przyznaje – podczas pisania scenariusza wpadł na pomysł, by głównym bohaterem adaptacji wielowątkowej powieści Selby`ego uczynić…nałóg.

Istotnie oglądając „Requiem dla snu” widz szybko orientuje się, że Aronofsky`ego interesuje bardziej skazana na niepowodzenia walka bohaterów z nałogiem niż oni sami. Sara, Harry, Marion i Tyrone – główne postaci filmu wpadają w sieć uzależnienia. Sara uzależniania się od telewizji, tabletek odchudzających, opinii otoczenia zaś troje młodych bohaterów od narkotyków. Historia, którą przedstawia twórca „Pi”, co prawda rozgrywa się „współcześnie” na Corney Island w Nowym Jorku i trwa rok, lecz ma wymiar uniwersalny. Właśnie dlatego, że głównym bohaterem jest ukazany w ekspresjonistycznej poetyce muzycznego wideo clipu nałóg, i to bynajmniej nie tylko narkotykowy. W jednym z wywiadów Aronofsky powiedział: „Wszystko, czego się używa, by zapełnić tkwiącą w nas pustkę, jest narkotykiem, każdy jest od czegoś uzależniony. Nie ma żadnej różnicy między tym, kto chce schudnąć i nie dojada, a narkomanem, który musi sobie "dać w żyłę". To zawsze takie samo uzależnienie.” (2) Konstatacja, że Aronofsky nie nakręcił jedynie kolejnego obrazu o zgubnych skutkach zażywania narkotyków wydaje się oczywista, a jednak wielu krytyków i spora część publiczności odbiera film Amerykanina jako obraz ku przestrodze. „Nie bierz świństwa, bo zrujnujesz sobie życie” – tak odczytują sens „Requiem dla snu”, co jest zgodne z jego treścią, ale tylko z niewielkim jej fragmentem. W istocie obraz Aronofsky`ego jest filmem znacznie bardziej złożonym.

To, co najbardziej przykuwa uwagę podczas seansu „Requiem dla snu” to wyjątkowa, efektowna forma wizualna. Reżyser wraz z autorem zdjęć Matthew Libatique`em z zastanawiającą pasją czynią wszystko, by zdeformować świat przedstawiony filmu. Stosują proste, ale technicznie skomplikowane i drastyczne w percepcji obrazu metody. Przede wszystkim eksperymentują z ekranowym czasem nienaturalnie go przyspieszając lub nienaturalnie zwalniając, a niejednokrotnie stosują obie te techniki naraz (np. w scenach, gdy bohaterowie tkwią nieruchomo a otoczenie porusza się w szalonym tempie). Pojawia się też całe mnóstwo nietypowych ustawień kamery, która filmuje we wszystkich możliwych perspektywach i planach. Niesamowite wrażenie sprawiają ujęcia kręcono z pomocą specjalnego nosidła, które zakłada się na aktorów, a kamera filmuje wówczas ich zastygłą twarz w dużym zbliżeniu i zdeformowane, poruszające się otoczenie. Aronofsky chętnie korzysta także z różnego rodzaju filtrów i obiektywów, ze szczególnym upodobaniem do obiektywu szerokokątnego, silnie deformującego obraz. Po co ta cała efektowna manipulacja filmowym światem przedstawionym? Odpowiedź jest oczywista. Reżyser pragnie wejść z kamerą w głowę osoby uzależnionej. Nie jest to pomysł odkrywczy, wszak próby tego rodzaju form identyfikacji wewnętrznych przeżyć osób cierpiących z powodu narkotykowego nałogu mieliśmy kilka. Wspomnijmy o „Swobodnym jeźdźcu” (scena na cmentarzu), a z nowszych produkcji o „Trainspoiting” czy „Parano Las Vegas”. A jednak wciągnąć widza bez reszty w skrajnie subiektywny świat umysłu osoby uzależnionej udało się tylko Aronofsky`emu (aczkolwiek depcze mu po piętach rosyjski reżyser, Aleksander Iskanow i jego „Visions of Suffering” - w filmie jednak bez porównania artystycznie mniej udanym). Znany polski krytyk, Andrzej Kołodyński zauważa, że największa siła filmu tkwi właśnie w owej niezwykle konsekwentnej, drapieżnej i efektownej formie."To plastyczna próba odtworzenia doznania wewnętrznego – pisze Kołodyński - przedstawienia stanu nieustannego szoku na krawędzi halucynacji, wszystko jedno, czy wywołanej narkotykami czy też działaniem leków i telewizji, stanu zaburzenia percepcji.” (3) Ale czy chodzi tylko o popisywanie się przez twórców filmu sztuczkami wizualnymi?

Wróćmy do najważniejszego tematu filmu, czyli uzależnienia. Nałóg bywa zazwyczaj formą ucieczki przed problemami dnia codziennego, formą radzenia sobie ze stresem, sposobem na zapełnienie życiowej pustki czy pobudzającą emocjonalnie ryzykowną „przygodą”. Powstaje zatem pytanie: przed czym uciekają bohaterowie? Dlaczego dostają się w szpony nałogów, skoro innym udaje się albo ich uniknąć albo z nich wyrwać? Dlaczego tak wiele ryzykują, jeśli wiodą w gruncie rzeczy poukładane życie? Okazuje się, że owa deformacja świata przedstawionego służy wyeksponowaniu ważnej treści. Bohaterowie żyją w istocie na granicy rzeczywistości namacalnej i wyobrażonej (wirtualnej). W filmie znajdziemy wiele scen, które materializują myśli i pragnienia bohaterów, ale tylko w ich subiektywnej rzeczywistości, zatracającego kontakt z rzeczywistością umysłu. Aronofsky pokazuje pękniętą rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Niewiele dowiadujemy się o tym skąd pojawiła się owa niepokojąca rysa. Możemy się domyślać. Sara jest samotna, stara, zaniedbywana przez syna. Harry, Marion i Tyrone ulegają iluzji łatwego zarobku i bagatelizują niebezpieczeństwo uzależniania, sądząc, że są w stanie kontrolować autodestrukcyjne popędy. Każdy z nich jest wrażliwy i nieodporny na życie w ciągłym stresie. W konsekwencji jednak wszelkie poczynania bohaterów, którzy podążają za iluzją szczęścia, powodują jedynie powiększanie się dziury w otaczającej ich rzeczywistości. W końcu pęknięcie dotyka ich tożsamości, wywołując niemożliwe do zniesienia poczucie pustki, bezużyteczności, wyobcowania (co sugestywnie ukazane zostaje zwłaszcza na przykładzie Sary). Świadomość bolesnego rozdarcia między wewnętrzną pustką a możliwościami jej skutecznego wypełniania skłania bohaterów do podejmowania coraz radykalniejszych kroków mających na celu zachowanie wewnętrznego ładu. Te „radykalne kroki” to coraz głębsze uzależnienie od używek: telewizji, diety, leków, narkotyków, seksu itp.. Sara oraz młodzi bohaterowie tworzą coś, co Jean Baudrillard, jeden z czołowych teoretyków ponowoczesności, określa jako „sztuczne raje”.(4) Dają one chwilowe poczucie spełnienia, zasypują na moment przepaść, która dzieli rzeczywistość od rzeczywistości wyobrażonej, pozwalają przez krótki czas zneutralizować wewnętrzne napięcie, ale jednocześnie wikłają bohaterów w iluzję, w kłamstwo. Hubert Selby jr mówi: „Tematem powieści (ale także i filmu – przyp. KG) jest nałogowe kłamstwo, życie w iluzji i desperackie próby uwolnienia się od niej”. (5) „Sztuczne raje” są wiec tylko formą niebezpiecznego snu, który usypia wewnętrzne demony tak długo jak działa narkotyk czy tabletka. Sen bohaterów twa, dopóty, dopóki nie zamieni się w przerażający koszmar z, którego bohaterowie budzą się w drastyczny sposób okaleczeni psychicznie i fizycznie. Film Aronofsky`ego to istotnie „requiem dla snu”, dla marzeń, dla świata, który chciałoby się, żeby zaistniał, ale zaistnieć może tylko w naszym skołatanym umyśle i tylko na chwilę. Nie ma bowiem ucieczki od brutalnej rzeczywistości, od „tu i teraz”, od jawy, która może tylko przerażać. Każdy sen kiedyś się skończy, z każdego snu musimy się obudzić. Owszem możemy go przedłużyć kreując „sztuczne raje” – iluzje, fantazmaty, które i tak nie uchronią nas przed bolesną konfrontacją z tym przed czym uciekamy. I wówczas możemy tej konfrontacji po prostu nie wytrzymać.

Aleksander Wojtowicz w interesującej analizie „Requiem dla snu” dochodzi do konstatacji, z którą trudno się nie zgodzić. Autor stwierdza: „(…) ludzie miast rzeczywistości uwierzyli w sen, gdy zaś ten zawiódł, stworzyli sztuczne raje, które nie mogą trwać wiecznie. W ten sposób wyrzucona drzwiami rzeczywistość powróciła oknem w postaci o wiele bardziej okrutniejszej, krzywdząc tych, którzy nie mieli o niej pojęcia. Im właśnie Aronofsky gra drwiąco-smutne przerażające requiem.” (6)

PAMIĘTNA SCENA: Właściwie nie scena, ale cała trwająca cztery minuty finałowa sekwencja. Znamienne, że rozpoczyna się od snu-wizji Harry` ego. Jest piękny słoneczny dzień, pomost nad błękitnym, spokojnym oceanem. Nagle jednak chłopak wyczuwa, że w tym idyllicznym obrazie coś jest nie tak. Cofa się zaniepokojony i nagle spada w otchłań, lądując z głośnym krzykiem na dnie brudnego podwórka, obok śmietnika. Kolejne ujęcia przedstawiają klęskę bohaterów: Harry`ego z amputowaną ręką, upokorzoną Marion, osamotnionego Tyrone a i zamienioną w warzywo, Sarę. W tle rozbrzmiewa przejmująca muzyka Clinta Mansella. Wyrwana z kontekstu sekwencja finałowa nie sprawia aż tak porażającego wrażenia, ale jako immanentną część filmu nie ma sobie równych w dziejach kina. Nie wzruszam się łatwo, ale ilekroć oglądam finał „Requiem dla snu” nie potrafię powstrzymać łez. Oto prawdziwe katharsis!

PRZYPISY:
(2) Requiem dla snu: Wprawić widza w trans Wywiad z Darrenem Aronfsky`m
(3) Andrzej Kołodyński, Wielkomiejskie egzorycyzmyrecenzja
(4) Aleksander Wojtowicz, Portret wspołeczesności z chmierą w tle. O filmach Darrena Aronofsky`ego (w) (pod red.) P.Kletkwoski, P.Marecki, Nowe Nawigacje: Azja-cyberpunkKino niezależne, Kraków 2003, s. 287
(6) Aleksander Wojtowicz, Portret wspołeczesności z chmierą w tle. O filmach Darrena Aronofsky`ego, op.cit., s. 287

BONUS: 
Strona fanów Darrena Aronofsky`ego
Strona oficjalna Ellen Burstyn



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz