poniedziałek, 26 kwietnia 2010

TOP 10: The Most Weird Things in Asian Horror Movies


HOUSE 
(Japonia, 1977)


Krwiożerczy fortepian 

Kategoria: tworzywo i twórca. Fortepian. Piękny instrument kojarzący się ze sztuką przez duże “S”, muzyką poważną, konkursem Chopinowskim, wytworną salą koncertową i elegancko ubraną, elitarną publicznością. Ale nie w horrorze. I to w tak szalonym jak obraz Nobuhiko Obayashi, „The House” („Hausu”) – istnej psychodelicznej orgii, w której malowane w pstrokatych kolorach niebo i animowany pociąg są na porządku dziennym. Ostentacyjna sztuczność świata przedstawionego jest świadomą strategią reżysera, a jednym z najbardziej niezwykłych jej wyrazów jest scena z krwiożerczym fortepianem. Kto wie może jesteśmy okłamywani i nasz narodowy geniusz Fryderyk Chopin wcale nie zmarł na gruźlicę, lecz spotkało go, to co bohaterkę filmu Obayashiego? Wersja o gruźlicy jest znacznie łatwiejsza do przyjęcia niż o makabrycznej śmierci we wnętrznościach żarłocznego fortepianu.





UNDEAD POOL
(Japonia, 2007)


Laserowe łono 



Kategoria: parytety. Jeśli ktoś na oglądał się japońskiego kina grozy, a zwłaszcza erotycznego może dojść, do skądinąd słusznego wniosku, że Japończycy panicznie boją się kobiet. Żeby oswoić swoje lęki w niezliczonej ilości filmów poniżają panie, biją, gwałcą i mordują na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby. Jest też druga metoda egzorcyzmowania kobiecości, czyli prezentowanie przedstawicielek płci pięknej jako bestii z piekła rodem. Nawet Bogu ducha winny wdowiec nie może czuć się bezpieczny umawiając się z nieśmiałą, uległą dziewczyną, bo może się okazać, że trzyma w domu, w worku jakiegoś nieszczęśnika („Gra wstępna”)? A już o japońskich uczennicach w kusych spódniczkach nawet nie ma w co wspominać. Bo albo bywają są żywymi trupami („Stacy”) albo w najlepszym razie zamiast ramienia mają karabin maszynowy („The Machine Girl”). Ale nie są to bynajmniej wszystkie niebezpieczeństwa czyhające ze strony pań. Okazać się bowiem może, że niewinnie wyglądając nastolatka jest wyszkolonym w zabijaniu tajnym agentem i że jej najskuteczniejszą bronią jest…laserowe łono! Nie wierzycie? To polecam japoński horror Kôji Kawano, „Undead Pool” („Joshikyôei hanrangun”)





THE ETERNAL EVIL OF ASIA 
(Hongkong, 1995)


Człowiek-penis 

Kategoria: dosłowność. “Dickhead” to angielski wulgaryzm oznaczający “fiuta”, “kutasa” itp.. Ale czy to tylko słowo? Twórcy hongkońskiego filmu z nurtu Cat. III, czyli kina eksploatacji, „The Eternal Evil of Asia” („Nan yang shi da xie shu”) postanowili udowodnić, że jeśli kogoś określamy mianem „dickhead”, to nie powinniśmy rzucać słów na wiatr. Ten ktoś po prostu musi być „fiutem”. I to dosłownie! Niewiarygodne? To spróbujcie obrazić tajlandzkiego czarownika takim epitetem, a przekonacie się co jest niewiarygodne a co nie. W każdym razie bohater filmu Chin Man Keia przekonał się o tym na własnej skórze, a raczej własnej głowie. Poniższa scena z filmu jest tego dowodem.

OK. 2.55 min.





TOKYO GORE POLICE
(Japonia, 2008)


Kobieta-fotel 



Kategoria: meble. Jesteście może młodym małżeństwem i zamierzacie się wprowadzić do nowego przestronnego mieszkania? Szukacie gustownych a przy tym niebanalnych mebli? Być może Yoshihiro Nishimura, reżyser i specjalista od efektów specjalnych mógłby wam pomóc. Myślę, że za rozsądną cenę mógłby wam odsprzedać jeden z rekwizytów z planu zdjęciowego jego groteskowo-makabrycznego splattera, „Tokyo Gore Police”. Co byście powiedzieli na kobietę-fotel (przy czym słowo „kobieta” może być nieco kłopotliwe w odniesieniu do tego nietypowego przedmiotu (osoby?)). Zresztą sami zobaczcie.


Poniżej zamiast kobiety-krzesła, dziewczyna-aligator 




ROBO-GEISHA
(Japonia, 2009)


Gejsze androidy 

Kategoria: wizytówka kulturalna. Japonia to ciekawy kraj, zwłaszcza jeśli zapragnęlibyśmy zamieszkać w nim w nieodległej przyszłości. Jeśli akurat nie nawiedziłaby go epidemia samobójstw („sucide Club”), uczennic-zombie („Stacy”), tudzież mutantów (‘Mutant Girls Squad”), to moglibyśmy trafić w sam środek wojny. I to wojny między gejszami. Przynajmniej taką wizję roztacza przed nami Noburo Iguchi, w „Robo-Geisha”. Przy czym w jego filmie gejsze, tylko z pozoru przypominają miłe panie w bogato zdobionych kimonach, z wachlarzami w dłoniach. W rzeczywistości są to bojowe androidy wyposażone w ostrza wyskakujące z pośladków, piły tarczowe z ust oraz lasery z oczu. Co więcej owe „gejsze” potrafią przeobrazić się w opancerzone pojazdy bojowe. Na serio? W „Robo- Geisha” (przy którym maczał place także Yoshihiro Nishimura) nic nie jest na serio, ale ten niezwykły wynalazek w postaci zrobotyzowanych, śmiertelnie niebezpiecznych gejsz dopisuje do listy najbardziej zwariowanych azjatyckich rzeczy.





ROBO-VAMPIRE 
(Hongkong, 1988)


Wampir-goryl i Robot-wampir 

Kategoria: chińska podróbka. „Robo-Vampire” Godfreya Ho zdradza wyraźną tęsknotę jego twórców za rodzimą, swojską wersją Robocopa, a nawet King Kongiem. Swojską, czyli tanią, głupią i tandetną do potęgi. W Hongkongu nie jest o to trudno, skoro kręci się w nim filmy o tak znaczących tytułach dla kinematografii światowej, jak „Holy Virgin vs. the Evil Dead”. Co więcej w Hongkongu kręci się również jedyne na świecie horrory, w których wampiry z bliżej nieznanych powodów podskakują z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Wyobraźmy sobie, albo lepiej, pogódźmy się z faktem, że Godfrey Ho i jego ekipa przyszykował widzom obraz wręcz szokujący. Ubrany w posrebrzany uniform z ortalionu Robocop ściga podskakującego wampira z maską goryla (kupioną na festynie odpustowym), a ów „wampir” w stroju mandaryna strzela laserami z dłoni. To nie żart, to „Robo- Vampire”!






DEMONIC BEAUTY 
(Tajlandia, 2002)


Latająca głowa z wnętrznościami 

Kategoria: atrakcje turystyczne. Tajlandia, jak wiadomo, kraj egzotyczny, toteż nie powinniśmy się szczególnie dziwić, że na prowincji dzieją się tam zastanawiające rzeczy. Jesteśmy sobie na przykład na romantycznej randce, przy świetle księżyca, w powietrzu latają malaryczne komary, w trawie syczą jadowite węże i nagle coś się porusza miedzy gałęziami drzew. Wiewiórka? Sowa? Nasz przodek sprzed kilku milionów lat? O nie! To latająca głowa, z której zwisa kawałek kręgosłupa i wnętrzności. Ohyda! A pomyśleć, że owa makabryczna głowa to miejscowy rodzaj wampira zwany kraseu i jedna z atrakcji turystycznych tajlandzkiej prowincji. Mimo wszystko wolimy nasze swojskie rusałki, wiedźmy, ewentualnie gargulce.





SHAKE, RATTLE & ROLL 
(Filipiny, 1984)



Nawiedzona lodówka 

Kategoria: nawiedzone AGD. W biednych krajach, takich jak choćby Filipiny, trzeba uważać na to, co się kupuję. A nuż natrafimy na przykład na nawiedzoną lodówkę. Niby zwykła lodówka, a tu tymczasem okazuje się, że ów przedmiot jest niezwykle żarłoczną bestią połykającą każdego, kto na swe nieszczęście otworzy jej drzwi. Zamiast przychodzić gospodynią domowym z pomocną dłonią, owa zdradziecka lodówka te dłonie pożera. A mówią, że największe buble produkują w Chinach.

Filmik z tą sceną został usunięty z You Tube, a zatem coś zastępczego



ANAK NI ZUMA
(Filipiny, 1987)


Czarodziej z gumowym wężem

Kategoria: reklama przemysłu gumowego. We filipińskiej dżungli, gdyby zdarzyło się nam do niej trafić, można natknąć się na wyjątkowo egzotyczne istoty. Ot, choćby na łysego czarodzieja błąkającego się po okolicy z dwugłowym wężem wokół szyi (zamiast szala). Nie wpadajmy w panikę ani nie wpadajmy w osłupienie. To tylko reklama przemysłu gumowego, z którego ów wąż jest wykonany. ( Całkiem możliwe, ze napotkamy także człowieka w gumowej masce jaszczurki i z gumowym ogonem – to tylko reklama konkurencyjnej firmy zajmującej się produktami gumowymi.).




THE OILY MANIAC 
(Hongkong, 1976)


Olejowy człowiek 

Kategoria: sposób na problemy dnia codziennego. Rzuciła cię dziewczyna, komornik zajął ci łóżko, szef pominął przy awansie, pies sąsiada nasikał na wycieraczkę? Twórcy hongkońskiego horroru „The Oily Maniac” („Sou gui zi”) znaleźli sposób na te i inne dolegliwości życia codziennego. Wystarczy wykopać sobie po środku domu dziurę w podłodze i wypowiedzieć kilka zaklęć, a pochłonie nas wrzący olej, z którego wyłonimy się całkowicie odmienieni. Staniemy się olejowym człowiekiem, który rozwiąże wszystkie nasze problemy. Odbije dziewczynę z rąk bufonowatego konkurenta, przepędzi komornika, przerazi szefa i zamieni pieska w plamę oleju, a i jeszcze dotankuje sobie zupełnie gratis paliwa. Tylko dlaczego olejowy człowiek wygląda jak uczestnik zapasów w błocie?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz