środa, 29 grudnia 2010

TOP 10: NAJLEPSZE AZJATYCKIE FILMY DEKADY (2001-2011)



Już za dwa dni koniec roku. Ale podczas najbliższego Sylwestra będziemy świętować nie tylko zakończenie 2010 r., lecz także pierwszej dekady nowego tysiąclecia. Czyż to nie wyśmienita okazja, by przyjrzeć się minionym latom w azjatyckim kinie i wyłowić z nich najlepszych z najlepszych? Rzecz jasna, „najlepszych z najlepszych” w moim prywatnym, subiektywnym odczuciu. Okazuje się, że wybór nie był łatwy i bynajmniej nie ułatwiał go fakt, że z różnych powodów nie udało mi się obejrzeć wielu znaczących, znakomitych filmów (głównie japońskich). Przyjąłem jednak nieskomplikowane kryterium wyboru, ale za to w moim mniemaniu najważniejsze – emocje. Emocje, jaki dany film wywarł na mnie. Im większe, tym wyższa pozycja na liście. Jasne, nie jest to kryterium nazbyt precyzyjne, ale czyż nie gratyfikujemy tych obrazów, które budzą w nas największe emocje, które swym emocjonalnym potencjałem wgryzają się w naszą pamięć i pozostają w niej mimo upływu czasu?

Na liście dominują produkcje z Korei Płd, bo też kino koreańskiej znam najlepiej. Z racji mojego zamiłowania do kina grozy wysokie miejsca zajmują dwa horrory, choć każdy, kto je widział wie, że bardziej niż rasowymi filmami grozy są przejmującymi dramatami. Dramaty zresztą zdominowały ranking, aczkolwiek gdybym miał wybrać najlepszą komedię dekady, to wahałbym się między oczywistym a …mniej oczywistym, czyli między „My Sassy Girl” i „Dasepo Naughty Girls”. Obydwa filmy, koreańskie.
 
Nie przedłużam jednak. Oto LISTA 10 NAJLEPSZYCH FILMÓW DEKADY 



10.


A MOMENT TO REMEMBER
 (reż. Lee Jae-han, Korea Płd, 2004)

On kocha ją a on coraz bardziej zapomina, że też go kochała. „A Moment To Remember” to koreański odpowiednik słynnego amerykańskiego wyciskacza łez „Love Story” Arthura Hillera z 1970 r.. Tyle tylko, że jak w przypadku większość koreańskich „przeróbek” hollywoodzkich gatunków, konwencję, tym razem, melodramatu doprowadzano do perfekcji. Reżyser filmu wyciska z tragicznej historii miłości między cierpiącą na chorobę Alzheimera Sun-jin a przystojnym Cheol-su tyle emocji i wzruszeń, że serca najtwardszych twardzieli topnieją niczym śnieg na wiosnę. Lee Jae-han w mistrzowski sposób balansuje między przejmującym wzruszeniem, grozą nieubłaganej, postępującej choroby a krystalicznym pięknem uczucia łączącego bohaterów. Nic dziwnego, że Daleki Wschód oszalał na punkcie „A Moment To Remember” i odtwarzającej postać Sun-jin koreańskiej aktorki,  Son Ye-jin. Po tym filmie Son okrzyknięto Boginią Ekranu. Podpisują się pod tym określeniem obiema rękoma. Ye-jin is a Goddess!



9. 


A BITTERSWEET LIFE 
(reż. Kim Ji-woon, Korea Płd, 2005)

“A Bittersweet Life” w reżyserii Kim Ji-woona to nie pierwszy i nie jedyny film na liście najlepszych filmów dekady, traktujący o zemście. Historia jest w istocie banalna – prawa ręka bossa potężnego gangu, Sun-woo odmawia wykonania rozkazu, ściągając na siebie wyrok śmierci. Cudem uchodząc z życiem Sun-woo, postanawia się zemścić. Prawda, że nic odkrywczego? Ale twórcą filmu jest jeden z największych koreańskich magów – Kim Ji-woon, który wyczarowuje zapierające dech w piersiach widowisko o sile antycznej tragedii. W tym filmie wszystko postawione jest na ostrzu noża – honor, lojalność, namiętność, zdrada i zemsta. To kino szalenie emocjonalne i emocjonujące, efektowne i hipnotyzujące. Do stylu całości dopasowuje się fenomenalny Lee Byeong-heon w roli Sun-woo, który pod powierzchownością słodkiego chłopca skrywa duszę szaleńca, nieokiełznanego, dzikiego drapieżcy, zatracającego się całkowicie w swej krwawej zemście. Mocne, męskie kino z najwyższej półki. 



8


AFTERSHOCK 
(reż. Feng Xiaogang, Chiny, 2010)

W 1976 r., w chińskim mieście Tangshan doszło do najtragiczniejszego trzęsienia ziemi w dziejach współczesnych Chin. Śmierć poniosło wg oficjalnych źródeł ponad 242 tys. osób. Wielka tragedia i wstrząsająca katastrofa. Czy może zatem dziwić, że film, który jest hołdem złożonym ofiarom tego kataklizmu, ma siłę emocjonalną równą temu nieszczęściu? Pierwsze dwadzieścia minut „Aftershock” w reżyserii Feng Xiaoganga to najbardziej rozdzierające serce ekranowe minuty, jakie było dane mi doświadczyć podczas filmowego seansu. Ryczałem jak bóbr, a nie należę do osób szczególnie płaczliwych. Ryczałem i nie mogłem przestać. Co prawda w środkowej części filmu temperatura emocji nieco spada, ale i tak pozostają niezapomniane wrażenia. I to nic, że historia niebezpiecznie balansuje między szczerym głębokim wzruszeniem a tanim sentymentalizmem, i to nic, że pod koniec film pobrzmiewa nieco bombastycznie – to wszystko nic, skoro wyciska z oczu łzy autentycznego wzruszenia. Nie zaskakuje mnie zatem fakt, że w Chinach film obejrzało więcej widzów niż słynny „Avatar” James Camerona. Mam nadzieję, że ta piękna, przejmująca historia miłości matki do dzieci, otrzyma tegorocznego Oscara („Aftershock” to chiński kandydat w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”). Dopisek: niestety Amerykanie nie podzielili moich emocji i film nie został zakwalifikowany nawet do piątki nominowanych.     

 


7.


OWL AND SPARROW  
(reż. Stephane Gauger, Wietnam, 2007)

Wietnamskie kino jest coraz lepsze! Oto co napisałem w recenzji ze skromnego, pięknego filmu Stephane Gaugera, “Owl and Sparrow”: “Prawdziwa rewelacja! Okazuje się bowiem, że sztuka filmowa może być jeszcze sztuką przez duże S. Wystarczy jedynie prostota, skromność oraz troje znakomitych aktorów, by powstał film, którego nie da się obejrzeć bez wilgotnych oczu. A czyż nie na tym polega rola sztuki, żeby wzbudzać emocje? Przy czym nie są to emocje wywoływane tanimi chwytami, prymitywnie i banalnie. Autentyczne wzruszenie, które towarzyszy nam podczas seansu, to rezultat w dużej mierze godnej podziwu umiejętności chwytania życia na gorąco, w sposób niezwykle naturalny, bezpretensjonalny i ujmujący”. Dodajmy do tego jeszcze rewelacyjną, przeuroczą Thu Hu La w roli zagubionej w Sajgonie samotnej dziewczynki a mamy przepis na głęboko wzruszający, ciepły, mądry film.



6.


NOBODY KNOWS 
(reż. Hirokazu Koreeda, Japonia, 2004)

Jeden z najlepszych, najbardziej poruszających i wstrząsających filmów ”dziecięcych”. A także jeden z najdoskonalszych przykładów najskuteczniejszej broni azjatyckich dramatów w pozyskiwaniu serc widzów. Jest nią to, co nazywam emocjonalno-estetyczną wstrzemięźliwością. Historia niedojrzałej, nieodpowiedzialnej matki, która pozostawia gromadkę dzieciaków bez opieki, ma w sobie tak wielki potencjał wzruszenia, że można było ją jednym nieporadnym, fałszywym gestem zepsuć. Ale japoński reżyser, jeden z najwybitniejszych twórców współczesnego japońskiego kina, Hirokazu Koreeda nie tylko filmu nie zepsuł, ale uczynił z niego jedną z najpiękniejszych filmowych historii. I to nie tylko ostatniej dekady. Receptą na sukces okazała się owa emocjonalno-estetyczna wstrzemięźliwość. Żadnego patosu, żadnego sentymentalizmu, wielkich zbliżeń zapłakanych twarzy porzuconych dzieci. Nikt nie zmusza widzów do łez, łzy same cisną się do oczu, gdy przyglądamy się skazanym na porażkę rozpaczliwym próbom dziecięcych bohaterów utrzymania się w bezwzględnym świecie dorosłych. Nie ma w „Nobody Knows” ani jednej sekundy, ani jednego kadru, który brzmiałby fałszywie. Prawdziwy, szczery do bólu dramat, którego nie można zapomnieć.



5.


SECRET SUNSHINE 
(reż. Lee Chang-dong, Korea Płd, 2007)

Filmowych dramatów opowiadających o tragicznych skutkach utraty bliskiej osoby było mnóstwo. Ale taki film jak “Secret Sunshine” jest jeden. Bohaterka filmu Lee Chang-donga, Shin-ae straciła męża, niedługo potem syna. Fabuła nie jest skomplikowana, ale – nie po raz pierwszy w tym zestawieniu – o wartości obrazu decyduje sposób zaprezentowania dramatu bohaterów. Lee, mistrz psychologicznej wnikliwości, porywa widza w otchłań bezdennej rozpaczy Shin-ae. Wspomaga go w tym fenomenalna, nie waham się użyć tego stwierdzenia, największa współczesna aktorka z Azji, Jeon Do-yeon. Gra z pasją graniczącą z psychologicznym ekshibicjonizmem, daje z siebie wszystko a nawet więcej. Zasłużona główna nagroda aktorska na festiwalu w Cannes w 2007 r. Ale jeszcze więcej pochwał należy się reżyserowi. Nie tylko nadaje historii trudnej do zniesienie emocjonalnej temperatury, ale jednocześnie bezbłędnie, bez cienia fałszywego sentymentalizmu, z wielką wnikliwością i mądrością opowiada o cierpieniu po stracie ukochanych osób. Jeśli kiedykolwiek ludzkie cierpienie zabrzmiało w filmie tak przejmująco i przekonująco, to stało się to właśnie w „Secret Sunshine”     




4.


 STRANGE CIRCUS 
(reż. Sion, Sono, Japonia, 2005)

Film o tragicznych skutkach molestowania w dzieciństwie. Temat jak z działu publicystyki interwencyjnej. Śliski jak cholera! Dziecinnie łatwo jest epatować patologią, wzbudzać emocjonalny szantaż, popadać w ckliwość i banał. Ale nie w sytuacji, gdy za tę „interwencyjną tematykę” zabiera się artysta tej klasy co Sion Sono. Dla mnie „Strange Circus” to najlepszy film Sono. Wyrywa serce, hipnotyzuje, doprowadza do szaleństwa, jest porażająco depresyjny i boli jakby przypiekano nas żywcem. Emocjonalnej siły rażenia nie osłabia, jak chcą niektórzy, kreacyjny charakter filmu. Przerażające, groteskowe wizje, wyjęte niczym z najgorszych koszmarów wspaniale odzwierciedlają piekło (w filmie ukazane w formie dziwacznego cyrku), seksualnego molestowania młodziutkiej bohaterki filmu. Sono nie ogranicza się jednak tylko do ukazania straszliwego spustoszenia dokonującego się w psychice dziewczynki, ale także okazuje portret matki bezradnej wobec przemocy męża i ojca jej dziecka. Przejmujące do bólu, mądre, niebywale wiarygodne psychologicznie kino, które osiąga poziom autentycznego filmowego arcydzieła.     



3.


A TALE OF TWO SISTERS 
(reż. Kim Ji-woon, Korea Płd, 2003)

Komentarz do “A Tale Of Two Sisters” Kim Ji-woona mógłby być krótki – horror wszechczasów! Koniec i kropka. Ale to nieprawda. Bowiem film Kima to coś więc niż „straszak” (aczkolwiek potrafi porządnie przywalić filmową grozą!). „A Tale Of Two Sisters” to przed wszystkim dramat o przekleństwie pamięci, o niemożliwej do akceptacji utracie ukochanej, bliskiej osoby. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo pragnęli zapomnieć o tragedii, nigdy o niej nie zapomnimy. Poczucie winy, żal, tęsknota nigdy nas nie opuszczą, będą w nas drążyć tak zawzięcie, że aż postradamy zmysły. Porażające kino, na dodatek wizualny i narracyjny majstersztyk oraz jedna z najpiękniejszych filmowych opraw muzycznych w dziejach kina. To się nazywa magia ekranu (mrocznego)!



2.



OLDBOY 
(reż. Park Chan-wook, Korea Płd, 2003)

Najsłynniejszych koreański film wszechczasów - „Oldboy” Park Chan-wooka. Złota Palma na Festiwalu w Cannes w 2003 r. i status dzieła kultowego. Nie bez powodu. Obraz Parka to najlepszy film zemsty, jaki kiedykolwiek zrealizowano. Dlaczego? Ponieważ wywraca on do góry nogami schemat zemsty, nasyca ją taką dawką emocji, wzruszenia, bólu i przemocy a przy tym nie traci głębokiej zadumy nad winą i odkupieniem, że nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie więcej i lepiej opowiedzieć o zemście. Park wycisnął z tematu wszystko, co się dało, a przy tym uczynił to w imponującym stylu. Obraz zachwyca perfekcją, pomysłowością wykonania, genialną grą aktorską (zwłaszcza Choi Min-sika w roli głównej). Jest poruszający, wzruszający, brutalny, poetycki – słowem filmowa bomba!




1.


OASIS 
(reż. Lee Chang-dong, Korea Płd, 2002)

Nie miałem wątpliwości, komu przyznać tytuł FILMU DEKADY. „Oasis” Lee Chang-donga to kino absolutne. Poziom artyzmu, filmowego rzemiosła, aktorskiej gry, wywołanych emocji, obyczajowej bezkompromisowości (seks z niepełnosprawną), sprawia, że film można porównać tylko z największymi dziełami sztuki stworzonymi przez człowieka. Brzmi patetycznie, prawda? Ale historia miłości miedzy byłym więźniem a upośledzoną umysłowo i fizycznie dziewczyną nie ma nic z patosu. To kino w swej życiowej prawdzie bliskie reportażowi, boleśnie szczere i prawdziwe. Na dodatek jest jeszcze fenomenalna Moon So-ri w roli opóźnionej umysłowo dziewczyny i nie mniej znakomity Sol Kyung-gu jako były więzień. Rozrywające serce, wysysające łzy z oczu, wstrząsające psychiką, kopiące po twarzy – katharsis i filmowe piękno w najczystszej, najdoskonalszej postaci. Wybrałem „Oasis” na film dekady, ale zastanawiam się czy nie jest to w ogóle  „mój film wszech czasów”. 






A  na koniec TOP 10  minionej dekady według redaktorów portalu MIDNIGHT EYE

Już po Nowym Roku zapraszam na listę TOP 10: NAJLEPSZE AZJATYCKIE HORRORY DEKADY i NAJLEPSI AZJATYCCY REŻYSERZY DEKADY.

14 komentarzy :

  1. Oj, poruszyłeś bardzo trudny temat, Krzychu. Sam boję się dotknąć tego zagadnienia. Jednak (prawie) wszystkie filmy są znakomite i szczerze mówiąc trochę (miło) mnie zaskoczyłeś. Myślałem, że będzie więcej gore, krwi i latających narządów :)
    Co do listy, to może tylko z "Aftershockiem" bym się nie zgodził. Zdecydowanie najsłabszy z wymienionych pozycji, są wg. mnie lepsze chińskie produkcje. Ale reszta, mocne i w pełni zasłużone tytuły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma się czego bać,to tylko zabawa ;) Ale "10" jest przemyślana, choć pewnie gdybym obejrzał więcej japońskich i chińskich filmów mogłaby wyglądać inaczej. No cóż, w 2020 r. ma nadzieje nadrobić zaległości;)
    A lista najlepszych horrorów, rzecz jasna, będzie, ale to już w przyszłym tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,

    Co prawda dwóch filmów z listy wciąż nie widziałem ("Aftershock" i "Owl and Sparrow") a za jeszcze innym nie przepadam ("A Moment to Remember"), ale już cała reszta tworzy w mym odczuciu piękne zestawienie. :)

    Gratuluję gustu. Dodam, że gdybym pokusił się o podobne top, to byłoby podobne (także uważam "Oazę" za film dekady albo i coś więcej) ale z pewnością nie zabrakłoby na nim "Hosta" i "Memories of Murder" Bonga. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki:)"Memories of Murder" to na pewno thriller dekady a "The Host" może załapie się na listę "horrorów dekady" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Które filmy można kupić w Polsce na DVD w polskiej wersji językowej?

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno "A Bittersweet Life" i "A Tale of Two Sisters" - co do reszty nie wiem. Trzeba by sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  7. oto moja lista 121 najlepszych filmów azjatyckich na IMDB :
    http://www.imdb.com/list/OTJj8zqfuyM/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej 10 są dwa filmy, które nie są filmami azjatyckimi, choć ich akcja rozgrywa się w Azji. Może kiedyś pokuszę się o podobną listę.

      Usuń
  8. Zainspirowany tą listą obejrzałem sobie "A Bittersweet Life" i czuje się rozczarowany. Historyjka jest infantylna, żeby nie powiedzieć głupiutka, przyprawiona to tu subtelnymi fragmentami (które w gruncie rzeczy niewiele wnoszą), to tam typowymi, "przegiętymi" scenami akcji. Te pierwsze w ogóle sprawiają wrażenie wciśniętych na siłę byleby bez skrupułów móc wciskać te drugie - tj. siekę. A i ta sieka... no ok, wszystko to ładnie nakręcone, picuś glancuś, ale generalnie nie zrobiły na mnie większego wrażenia.

    Tym bardziej nie ma mowy o napięciu czy emocjach. Wszystko to, łącznie z bohaterami (z głównym na czele), jest zadziwiająco ... bezpłciowe. Początek może i był obiecujący, ale jak doszło co do czego to tępo wpatrywałem się w ekran nie czując absolutnie nic. Im dalej w las tym mniej interesowały mnie losy postaci, absolutnie nic mnie nie zaskoczyło. Jestem zadziwiony, że ten film zebrał tak pochlebne recenzje - bo moim zdaniem, nie dość że nie ma czym się zachwycać, to jeszcze wybrzydzać można na całego.

    Już lepiej sobie "Ujrzałem diabła" włączyć, gdzie przecież ta sama kwestia została poruszona w o wiele bardziej interesujący, przejmujący i efektowny sposób. Nie wspominając, że Byung-hun Lee zagrał tam bliźniaczą rolę... i też wypadł lepiej.

    Ale się nie zrażam, dalej będę przerabiał te Pana topy ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. O gustach, jak dobrze wiesz, nie dyskutuje się, więc nie będę się wdawał w polemikę z Tobą. Tym bardziej, że niewiele mogę poradzić, że film Cię nie zachwycił, choć miałeś nadzieję, że zachwyci.
    Ale jeśli film zebrał "tak pochlebne" recenzje, to może nie jest tak zły jak Ci się wydaje? I jeszcze jedno: nie ma obowiązku lubienia filmów, które ja lubię, więc dalsze "przerabianie" moich topów podejmujesz na własną odpowiedzialność.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie Bitterseet life również nie powaliło. I saw devil zresztą również. Są znacznie lepsze koreańskie filmy, np. Matka czy W pogoni, o trylogii Chan Wooka nie wspominając.
    Krzysztof, a Kim Ki Duka nie lubisz? To prawda, że jest nierówny, ale np. Pusty dom to majstersztyk.

    OdpowiedzUsuń
  11. To mogę tylko współczuć. Zawsze to o jeden (dwa) filmy mniej niezapomnianych wrażeń ;) U mnie zresztą na liście "Bittersweet Life" też jest wysoko a to znaczy, że rzeczywiście są od niego lepsze filmy. Te z miejsc 8-1

    OdpowiedzUsuń
  12. Wcisnęłabym tu jeszcze "Yami no Kodomotachi", czyli japońsko-tajlandzki film o polskim tytule "Dzieci Ciemności". Zdecydowanie jest to produkcja, o której łatwo się nie zapomina. Perwersyjna, kontrowersyjna, nieobliczalna, prawdziwa. Ze świetną rolą Eguchi Yosuke. Na moim blogu znajdziesz recenzję tego filmu. Szczerze polecam.

    OdpowiedzUsuń