Jay oraz T. byli tajnymi agentami na usługach koreańskiego rządu. Krótko mówiąc - zabijali niewygodnych ludzi. Gdy jednak szefowi rządu zaczął się palić grunt pod nogami, nakazał całkowitą likwidację tajnej organizacji. Żona T. została zamordowana, a on poprzysiągł okrutną zemstę. Stał się superterrorystą. Podczas jednego z terrorystycznych zamachów, zorganizowanego przez T., ginie żona Jay`a. Zrozpaczony bohater wypowiada prywatną wojnę terroryście. Zatrudnia się w oddziale policji patrolującej seulskie metro i wkrótce zyskuje sławę „szaleńca”, ścigającego przestępców nawet między pędzącymi pociągami metra. Nie zdaje sobie sprawy, że ma również cichą, nieśmiałą wielbicielkę - złodziejkę Kay. Tymczasem prezydent decyduje się odbyć podróż metrem. T. nie zwykł marnować takiej okazji. Porywa pociąg z przywódcą oraz tłumem pasażerów, wśród których jest także Kay. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, bo T. nie tylko zabija prezydenta, instaluje w pociągu zdalnie sterowaną bombę, ale niepowstrzymanie zmierza do sfinalizowania przerażającego planu, którego ofiarami może być tysiące ludzi. Jedynym człowiekiem, który może przeszkodzić T. w szalonych planach jest Jay.
die hard
Postawmy sprawę jasno. Nie ma nic złego w korzystaniu ze schematów wypracowanych przez kino amerykańskie. Pod jednym warunkiem, że pożyczanie dramaturgiczno-narracyjnych rozwiązań sprawdzonych po wielokroć zza oceanem nie jest bezmyślne i nie służy łataniu dziur w scenariuszu. Baek Woon-hak, reżyser omawianego „Tube” nie kryje swoich inspiracji całym nurtem hollywoodzkiego kina, który można określić mianem „die hard” - filmów opowiadających o terrorystach, zakładnikach i superherosie, dzięki któremu nie musimy się martwić o happy end. W filmie Woon-haka pojawia się mnóstwo nawiązań nie tylko do poszczególnych scen (np. ta, gdy bohatera koreańskiego obrazu wjeżdża na stację metra na motorze), lecz także do konwencji i schematów amerykańskich thrillerów akcji na czele ze „Speed”, serią „Szklana pułapka”, „Negocjatorem”, „Con Air”, „Air Force One”, „Twierdzą” i jeszcze wieloma innymi. Fabularny szkielet tego rodzaju historii stanowią dobrze znane elementy: porwanie przez terrorystę-szaleńca (problemy z własnym ego i psychiką - obowiązkowe) przypadkowej grupy osób (pasażerów autobusu, pracowników firmy świętującej Wigilię itp.), próba odbicia zakładników przez samotnego, „dobrego” bohatera. Ale to nie wszystko. W obrazach typu „die hard” znajdziemy przede wszystkim wyraźnie spolaryzowane charaktery głównych antagonistów. Nie ma miejsca na żadną ambiwalencje, od raz wiadomo komu mamy kibicować, a komu życzyć jak najgorzej. Prawie zawsze po stronie „słusznej sprawy” i „szlachetnych idei” jest były policjant, komandos, strażak - ważne, że przedstawiciel służb mundurowych, które symbolizują porządek i ład, także moralny. Dobry bohater nie jest jednak postacią kryształową. Często ma problemy z podporządkowaniem się przełożonym, jest indywidualistą, chorobliwie kochającym ryzyko na granicy brawury. Właściwie to jest szalony, może dlatego, że jego własne życie jest ostatnią rzeczą, która zaprząta mu głowę. Prawie zawsze straceńcze postępowanie „dobrego” bohatera znajduje uzasadnienie w tragicznej przeszłości - albo stracił przyjaciela-partnera albo kogoś bliskiego, np. ukochaną żonę. Tak jak Jay, bohater „Tube”, do którego pozostałe wymienione wcześniej elementy pasują jak ulał. Można dodać jeszcze, że pozytywnego bohatera gra aktor, który swą aparycją przywodzi na myśl same pozytywne skojarzenia. Musi więc być młody, przystojny, męski, silny, sprawny, a najlepiej, gdy jest nim Bruce Willis, ewentualnie Keanu Reeves. Koreańczykom nie udało się co prawda namówić żadnego z tych gwiazdorów do udziału w filmie, ale proponują własną gwiazdę - Kim Seok-hoona. Może to nie format hollywoodzkich herosów, lecz Seok-hoon jest młody, przystojny i sympatyczny. Dokładnie taki jaki powinien być.
Bez drania ani rusz
A jaki powinien być „czarny charakter”? Mniej więcej taki jak T. w wykonaniu Park Sang- mina. Ubrany w elegancki czarny garnitur, z czarnymi okularami na nosie i z grymasem szaleństwa zamkniętym w zaciśniętych wąskich ustach. „Zły” bohater musi budzić przed wszystkim strach, respekt i nie zostawiać złudzeń, że zabijanie wyssał z mlekiem matki. Widz nie może mieć wątpliwości, że gdy w finale dojdzie do pojedynku między dwoma antagonistami, to właśnie „czarny charakter” zasłużył na marny koniec. A jednak sympatie widza nie do końca bywają jednoznaczne. Pamiętacie Grubera, ze „Szklanej pułapki” w mistrzowskiej kreacji Alana Rickmana. Po tej roli Anglik, ceniony przez wiele lat za wybitne szekspirowskie role, tylko wyjątkowo grywał postaci inne niż psychopaci, mordercy i cynicy. Nawet w filmowej serii o Harrym Potterze, Rickman zagrał złowieszczego Severusa Snipe`a. Skąd ta szufladka? Bo Rickman jako Gruber był postacią po stokroć bardziej fascynująca niż detektyw McCalne, w przepoconym podkoszulku, z dobroduszną miną Bruce Willisa. Bo w filmy nurtu „die hard” nie istnieją, jeśli nie ma w nim drania na miarę głównego herosa.
Podobne, wbrew nieco zamiarom twórców filmu, większe zainteresowanie budzi T. Z bohatera granego przez Sang-mina emanuje charyzma, a gdyby scenarzyści bardziej się postarali, to być może mielibyśmy koreańskiego Grubera. Niestety, zbyt wiele w tej postaci z konwencji, choć warto docenić, że motywację T., tłumaczy się żądzą zemsty za śmierć żony. Szkoda jednak, że podsumowano ten wątek właściwie jedną krótką sceną.
… i cała reszta
„Tube” to jednak nie tylko bohaterowie, jakby wycięci z papieru, na szczęście kolorowego. To także pozostałe postaci - na pozór drobna i zagubiona, lecz w istocie pełna siły i determinacji dziewczyna, która pełni role „opoki” dobrego bohatera (pamiętacie Sandrę Bullock ze „Speed”? co by bez niej zrobił Keanu „Neo” Reeves?). W obrazie Woon-haka taką postacią jest Kay (wątpliwej urody Bae Do-ona). Ponadto w tego rodzaju historiach pojawia się osobnik o wybitnie komediowym usposobieniu pomyślany jako kontrapunkt dla poważnych bohaterów pierwszego planu. W „Tube” nie brakuje również i takiej postaci (kieszonkowiec). Podobnie jak „wiecznie wrzeszczącego szefa głównego bohatera”, „skorumpowanego polityka”, „ ślepo wykonującego rozkazy”, „szlachetnego pomocnika bohatera” i całej armii drugoplanowych postaci- pionków, istniejących tylko, po to by można było rozegrać doskonale znaną z kina grę znaczonymi kartami.
Pociąg bez hamulców
No właśnie. Woon-hak nie ma zbyt wielkich ambicji, nie udaje artysty, ani nie szuka oryginalności. Choć gra odbywa się znaczonymi kartami, ani przez moment nie przeszkadza nam, że bohaterowie powołani do życia zostali przez konwencję, że wiele scen, a nawet ujęć, widzieliśmy już w wielu innych filmach. Receptą bowiem na wtórność ”Tube” jest niebywały profesjonalizm twórców filmu, wyjątkowa sprawność realizacji, a przede wszystkim tempo akcji, które nie daje nam czasu na rozważanie czy scenę A widzieliśmy w filmie X czy w filmie Y. Fabuła jest klarowna, postaci jednoznaczne, a intryga pędzi z prędkością pozbawionego hamulców pociągu. Dlatego tak szkoda, że pociąg ten wykoleja się w finale. Patos, ckliwość, uderzanie w wysokie tony i cyniczne wymuszanie na widzów wzruszenia psują film i psują wrażenia, jakie mimo sztampowości niektórych wątków, były całkiem pozytywne.
die hard
Postawmy sprawę jasno. Nie ma nic złego w korzystaniu ze schematów wypracowanych przez kino amerykańskie. Pod jednym warunkiem, że pożyczanie dramaturgiczno-narracyjnych rozwiązań sprawdzonych po wielokroć zza oceanem nie jest bezmyślne i nie służy łataniu dziur w scenariuszu. Baek Woon-hak, reżyser omawianego „Tube” nie kryje swoich inspiracji całym nurtem hollywoodzkiego kina, który można określić mianem „die hard” - filmów opowiadających o terrorystach, zakładnikach i superherosie, dzięki któremu nie musimy się martwić o happy end. W filmie Woon-haka pojawia się mnóstwo nawiązań nie tylko do poszczególnych scen (np. ta, gdy bohatera koreańskiego obrazu wjeżdża na stację metra na motorze), lecz także do konwencji i schematów amerykańskich thrillerów akcji na czele ze „Speed”, serią „Szklana pułapka”, „Negocjatorem”, „Con Air”, „Air Force One”, „Twierdzą” i jeszcze wieloma innymi. Fabularny szkielet tego rodzaju historii stanowią dobrze znane elementy: porwanie przez terrorystę-szaleńca (problemy z własnym ego i psychiką - obowiązkowe) przypadkowej grupy osób (pasażerów autobusu, pracowników firmy świętującej Wigilię itp.), próba odbicia zakładników przez samotnego, „dobrego” bohatera. Ale to nie wszystko. W obrazach typu „die hard” znajdziemy przede wszystkim wyraźnie spolaryzowane charaktery głównych antagonistów. Nie ma miejsca na żadną ambiwalencje, od raz wiadomo komu mamy kibicować, a komu życzyć jak najgorzej. Prawie zawsze po stronie „słusznej sprawy” i „szlachetnych idei” jest były policjant, komandos, strażak - ważne, że przedstawiciel służb mundurowych, które symbolizują porządek i ład, także moralny. Dobry bohater nie jest jednak postacią kryształową. Często ma problemy z podporządkowaniem się przełożonym, jest indywidualistą, chorobliwie kochającym ryzyko na granicy brawury. Właściwie to jest szalony, może dlatego, że jego własne życie jest ostatnią rzeczą, która zaprząta mu głowę. Prawie zawsze straceńcze postępowanie „dobrego” bohatera znajduje uzasadnienie w tragicznej przeszłości - albo stracił przyjaciela-partnera albo kogoś bliskiego, np. ukochaną żonę. Tak jak Jay, bohater „Tube”, do którego pozostałe wymienione wcześniej elementy pasują jak ulał. Można dodać jeszcze, że pozytywnego bohatera gra aktor, który swą aparycją przywodzi na myśl same pozytywne skojarzenia. Musi więc być młody, przystojny, męski, silny, sprawny, a najlepiej, gdy jest nim Bruce Willis, ewentualnie Keanu Reeves. Koreańczykom nie udało się co prawda namówić żadnego z tych gwiazdorów do udziału w filmie, ale proponują własną gwiazdę - Kim Seok-hoona. Może to nie format hollywoodzkich herosów, lecz Seok-hoon jest młody, przystojny i sympatyczny. Dokładnie taki jaki powinien być.
Bez drania ani rusz
A jaki powinien być „czarny charakter”? Mniej więcej taki jak T. w wykonaniu Park Sang- mina. Ubrany w elegancki czarny garnitur, z czarnymi okularami na nosie i z grymasem szaleństwa zamkniętym w zaciśniętych wąskich ustach. „Zły” bohater musi budzić przed wszystkim strach, respekt i nie zostawiać złudzeń, że zabijanie wyssał z mlekiem matki. Widz nie może mieć wątpliwości, że gdy w finale dojdzie do pojedynku między dwoma antagonistami, to właśnie „czarny charakter” zasłużył na marny koniec. A jednak sympatie widza nie do końca bywają jednoznaczne. Pamiętacie Grubera, ze „Szklanej pułapki” w mistrzowskiej kreacji Alana Rickmana. Po tej roli Anglik, ceniony przez wiele lat za wybitne szekspirowskie role, tylko wyjątkowo grywał postaci inne niż psychopaci, mordercy i cynicy. Nawet w filmowej serii o Harrym Potterze, Rickman zagrał złowieszczego Severusa Snipe`a. Skąd ta szufladka? Bo Rickman jako Gruber był postacią po stokroć bardziej fascynująca niż detektyw McCalne, w przepoconym podkoszulku, z dobroduszną miną Bruce Willisa. Bo w filmy nurtu „die hard” nie istnieją, jeśli nie ma w nim drania na miarę głównego herosa.
Podobne, wbrew nieco zamiarom twórców filmu, większe zainteresowanie budzi T. Z bohatera granego przez Sang-mina emanuje charyzma, a gdyby scenarzyści bardziej się postarali, to być może mielibyśmy koreańskiego Grubera. Niestety, zbyt wiele w tej postaci z konwencji, choć warto docenić, że motywację T., tłumaczy się żądzą zemsty za śmierć żony. Szkoda jednak, że podsumowano ten wątek właściwie jedną krótką sceną.
… i cała reszta
„Tube” to jednak nie tylko bohaterowie, jakby wycięci z papieru, na szczęście kolorowego. To także pozostałe postaci - na pozór drobna i zagubiona, lecz w istocie pełna siły i determinacji dziewczyna, która pełni role „opoki” dobrego bohatera (pamiętacie Sandrę Bullock ze „Speed”? co by bez niej zrobił Keanu „Neo” Reeves?). W obrazie Woon-haka taką postacią jest Kay (wątpliwej urody Bae Do-ona). Ponadto w tego rodzaju historiach pojawia się osobnik o wybitnie komediowym usposobieniu pomyślany jako kontrapunkt dla poważnych bohaterów pierwszego planu. W „Tube” nie brakuje również i takiej postaci (kieszonkowiec). Podobnie jak „wiecznie wrzeszczącego szefa głównego bohatera”, „skorumpowanego polityka”, „ ślepo wykonującego rozkazy”, „szlachetnego pomocnika bohatera” i całej armii drugoplanowych postaci- pionków, istniejących tylko, po to by można było rozegrać doskonale znaną z kina grę znaczonymi kartami.
Pociąg bez hamulców
No właśnie. Woon-hak nie ma zbyt wielkich ambicji, nie udaje artysty, ani nie szuka oryginalności. Choć gra odbywa się znaczonymi kartami, ani przez moment nie przeszkadza nam, że bohaterowie powołani do życia zostali przez konwencję, że wiele scen, a nawet ujęć, widzieliśmy już w wielu innych filmach. Receptą bowiem na wtórność ”Tube” jest niebywały profesjonalizm twórców filmu, wyjątkowa sprawność realizacji, a przede wszystkim tempo akcji, które nie daje nam czasu na rozważanie czy scenę A widzieliśmy w filmie X czy w filmie Y. Fabuła jest klarowna, postaci jednoznaczne, a intryga pędzi z prędkością pozbawionego hamulców pociągu. Dlatego tak szkoda, że pociąg ten wykoleja się w finale. Patos, ckliwość, uderzanie w wysokie tony i cyniczne wymuszanie na widzów wzruszenia psują film i psują wrażenia, jakie mimo sztampowości niektórych wątków, były całkiem pozytywne.
A zatem tylko: OCENA: 6,5/10
Więcej o TUBE
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz