wtorek, 26 stycznia 2010

EBOLA SYNDROME (Hongkong, 1996)



DO YOU KNOW WHAT EBOLA IS ? NO, IT’S NOT DEBORAH!

 Hongkońskie kino grozy jest wyjątkowo specyficzne. Nawet na tle specyficznego azjatyckiego horroru, tak odmiennego i wyjątkowego. To właśnie w tej byłej brytyjskiej kolonii możemy natrafić na tak kuriozalne obrazy jak horrory kung fu (no i jeszcze na Tajwanie – swoistym filmowym zapleczu Hongkongu). To właśnie w Pachnącym Porcie, natrafimy również na filmy oferujące sceny niewyobrażalnej przemocy wobec ludzi („The Untold Story”, 1993) i zwierząt („Calamity of Snake”, 1983). Krótko mówiąc Hongkong to prawdziwy raj dla wszystkich miłośników filmowego trashu i różnego rodzaju kuriozów.

Przez długi czas opinia horroru „śmietnikowego” odstraszała mnie od kina grozy made in Hong Kong. Niesłusznie. Niesłusznie przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy z nich nazywa się Category 3 . Jest to kategoria wiekowa wprowadzona dla filmów tak epatujących przemocą i seksem, że mogą je oglądać widzowie powyżej 18 roku życia. Pomimo ograniczenia wiekowego filmy z adnotacją Cat.III cieszyły się w Hongkongu ogromną popularnością, a poza granicami Pachnącego Portu, zyskały status dzieł kultowych. Jednym z nich jest „Ebola Syndrome” Hermana Yau – niekwestionowanego mistrza (obok Billy Tanga) kina Category 3 .

Centralną postacią „Ebola Syndrome” jest Kai San w rewelacyjnej interpretacji Anthony Wong Chau-Sang, specjalisty od wszelkiej maści psychopatów i zboczeńców (choć w „Brother of Darkness” zagrał…praworządnego adwokata). Wong jest w filmie Yau prymitywem, maniakiem seksualnym oraz mordercą. Nic dziwnego, że przez otoczenie traktowany jest jak śmieć. Nie wiadomo do końca, czy to skutek prymitywizmu Kaia, jego zwierzęcej potrzeby zaspakajania nadmiernego libido (zdesperowany mężczyzna nie gardzi nawet ochłapem wieprzowiny z otworem) oraz braku dbałości o higienę osobistą, czy też raczej neandertaltyzm bohatera jest rezultatem tego, co możemy nazwać społecznym kontekstem. W filmach Category 3 ów społeczny kontekst zawsze był istotny. Bohaterami byli najczęściej ludzie wywodzący się z najniższych warstw społecznych, żyjący na marginesie bogatego i sytego społeczeństwa. Wyrzuceni na margines, egzystujący w patologicznych rodzinach, bez perspektyw, żyjący w poczuciu konieczności wyrwania się z proletariackiego piekła za wszelką cenę. Ta determinacja motywowała bohatera poprzedniego słynnego i kultowego obrazy Yau, „The Untold Story”, który oszukiwał, kradł, zabijał, żeby tylko stać się kimś lepszym niż prymitywnym robolem pogardzanym przez wszystkich. Sposobem na odbicie od dna stają się pieniądze. Lecz dzięki nim można dobrze się ubrać, kupić sobie dobry samochód czy dobre mieszkanie, lecz stare nawyki pozostaną. Kai, po zamordowaniu właściciela chińskiej restauracji w Johannesburgu, do którego zbiegł ścigany za inne zbiorowe morderstwo, zdobywa pieniądze, lecz wciąż pozostaje brutalnym, niemal zwierzęcym osiłkiem. Ale nie tylko. Staje się nieoczekiwanie postacią alegoryczną.

Zarażony wirusem Eboli Kai staje się nosicielem gorączki krwotocznej, która ten wirus wywołuje. Choroba jest śmiertelna i zbiera krwawe żniwo, lecz bohater okazuje się ewenementem, uodporniając się na tragiczne skutki zakażenia. Otoczenie nie jest jednak odporne i bohater bierze okrutny odwet na społeczeństwo, które niegdyś nim pogardzało i traktowało jak śmiecia. Ślina Kaia okazuje się niebezpieczniejsza niż pistolet, nóż czy własne pięści. Dlaczego alegoria? Bo Kai staje się czymś na kształt śmiertelnego wirusa. Jest bezwzględny, nie można go łatwo powstrzymać, przenosi się z jednego miejsca na drugie i przede wszystkim godzi w społeczeństwo – bogate i zepsute dobrobytem.

„Ebola Syndrome” oferuje kilka chorych atrakcji. Zdzieranie skóry z twarzy zmarłego, gwałt na umierającej kobiecie, wyrwanie głowy (poza kadrem) i nade wszystko szaleńca zachowującego się tak jakby wypuszczono go na wolność po latach seksualnej abstynencji. Mamy też kilka atrakcji dla miłośników zwierząt (m.in. patroszenie żab), lecz całość dzięki czarnemu humorowi jest znacznie łatwiej przyswajalna niż realistyczny i poważny „The Untold Story’”. Film zresztą można potraktować jako makabryczną parodię hollywoodzkiej „Epidemii” z Dustinem Hoffmanem albo jak pastisz konwencji filmów Category 3 , których bohaterami są zabójcy („Dr Lamb”, „Red To Kll”). Obojętnie jak odczytamy film Yau, na pewno się nie rozczarujemy. Kawał mocnego, szalonego kina.

A drugi powód? Odpowiedź jest prosta: chińskie aktorki. :)

O gorączce krwotocznej i wirusie Eboli możecie poczytać sobie TUTAJ

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz