piątek, 29 marca 2013

PIETA (Pieta, Korea Płd, 2012)





O co chodzi?

Kang-do jest samotnym, młodym mężczyzną, który zajmuje się ściąganiem długów. Jest w tym naprawdę dobry, ponieważ nie zna litości dla dłużników. Nie robi na nim żadnego wrażenia, że większość dłużników, to żyjący na skraju nędzy rzemieślnicy, ledwo wiążący koniec z końcem. Ponieważ ci, którzy zaciągnęli dług nie są w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań, Kang-do okalecza ich, aby mogli spłacić dług z polisy ubezpieczeniowej. Obciąć dłonie czy połamać nogi to dla Kang-do żaden problem. Bezduszny egzekutor długów budzi wśród dłużników nie tylko autentyczne przerażenie, lecz także szczerą nienawiść. Pewnego dnia Kang-do spotyka na swej drodze dziwnie się zachowującą nieznajomą kobietę. Chociaż mężczyzna stara się ją przepędzić wyzywając od najgorszych, ona wciąż za nim chodzi. Jest wytrwała, znosi obelgi i upokorzenia. Ma na imię Mi-son i twierdzi, że jest zaginioną matką Kang-do.

Na kłopoty realizm

Przyznam szczerze, że gdy dotarła do mnie wiadomość, iż najnowszy film Kima Kim-duka, „Pieta” został uhonorowany Złotym Lwem festiwalu filmowego w Wenecji, nie kryłem swego zaskoczenia. Koreański reżyser, znany z takich znakomitych, a dla wielu kultowych obrazów, jak „Wyspa”, „Pusty dom”, „Łuk”, czy „Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna” ostatnie lata twórczej działalności nie mógł zaliczyć do udanych. „Czas”, „Oddech” i „Sen” to filmy, które zraziły do reżysera nawet najwierniejszych fanów, a z całą pewnością zraziły mnie. Pretensjonalne, wydumane, bełkotliwe, irytujące – jakby Kim znalazł się naraz w ciemnym pokoju i po omacku szukał włącznika światła. To był trudny okres dla reżysera także, ze względów osobistych. Na planie „Snu” artysta przeżył groźny wypadek samochodowy, który wywołał kryzys twórczy (dla mnie zaczął się on już wcześniej). Próba wyrwania się z artystycznej niemocy w postaci zrealizowanego w 2011 r., filmu „Amen” odbiła się bez większego echa. Kim wpadł jednak na prosty, ale skuteczny pomysł. Skoro czuje się artystycznie wypalony, dlaczego nie nakręcić o tym filmu? I tak powstał bardzo dobrze przyjęty, autobiograficzny dokument, „Arirang”, o tym jak trudno jest przezwyciężyć twórczy kryzys. „Pieta” to kontynuacja drogi zapoczątkowanej przez dokumentalny obraz Kima.

Zacznę od tego, co się w „Piecie” udało. Przede wszystkim niezwykle trafnym posunięciem jest postawienie na brutalny realizm (a momentami naturalizm), który charakteryzował wczesne filmy reżysera: ”Wyspę”, „Strażnika wybrzeża”, „Bad Guy`a” a zwłaszcza, ze względu na ponurą, przytłaczającą wizję świata, „Adresat nieznany”. Realizm sprawia, że opowieść o okrutnym egzekutorze długów, zostaje osadzona w konkretnym tu i teraz. Filmowe „tu” i „teraz” to dzielnica Seulu, Cheonggyecheon, na chwilę przed wdrożeniem wartego dziewięćset milionów dolarów planu rewitalizacji. Oglądając film Kima trudno uwierzyć, że w stolicy jednego z najbogatszych krajów świata można natrafić na … dzielnicę slumsów. A jednak. Wąskie zaśmiecone i zagracone uliczki, stłoczone jeden przy drugim parterowe domki, a czasem zwyczajne baraki, a w nich wciśnięci rzemieślnicy, prowadzący swe manufaktury, które są dla nich jedynym źródłem utrzymania. Nie sposób jednak utrzymać się z własnej, ciężkiej pracy, gdy na świecie kryzys, ceny surowców rosną a zamówień jak na lekarstwo. Realizm scenerii, w której toczy się fabuła „Piety” to jego najmocniejsza strona, a przy okazji potwierdzenie, iż Koreańczyk wyciągnął nauczkę z poprzednich nieudanych filmów, które rozgrywały się w świecie na pozór realnym, ale w istocie abstrakcyjnym. Bohaterowie tych obrazów żyli w społecznej próżni. Bardziej byli symbolami niż postaciami z krwi kości, których losami bylibyśmy się w stanie autentycznie przejąć. Na szczęście tego błędu Kim nie powtarza w „Piecie”.

Jeśli ludziom przyszło żyć w spsiałej, sczerniałej od brudu rzeczywistości, nic dziwnego, że w parze z nędzą materialną idzie nędza moralna. Jej dzieckiem jest Kang-do. Bezlitosny i okrutny egzekutor długów, dla którego stosowanie przemocy jest tak naturalne jak oddychanie. Drugi element filmu Koreańczyka, który zasługuje na uznanie to właśnie dwoje głównych protagonistów. Być może Kang-do nie jest postacią, która zaskoczyłaby fanów reżysera, bowiem brutalni, niemal zwierzęcy w swym zachowaniu mężczyźni wielokrotnie pojawiali się w filmach Kima. Główny bohater „Piety” przywołuje na myśl zwłaszcza Han-ki`ego z „Bad Guy`a”, milczącego brutala, który w okrutny sposób traktuję, Sun-hwa, bohaterkę filmu, zmuszając ją do prostytucji. Kang-do w nie lepszy sposób postępuję z Mi-son, kobietą, która twierdzi, że jest matką mężczyzny. Ale podobnie jak w „Bad Guy`u” w bohaterze, który zdaje się być pozbawiony wszelkich uczuć, pod wpływem poświęcenia kobiecej bohaterki, coś pęka. Kang-do uznaje Min-son za swoją matkę i rzuca profesję egzekutora długów.

Znamienne dla twórczości Kima, że związek pomiędzy mężczyzną i kobietą ma specyficzny charakter, w którym przeplata się okrucieństwo, czułość, miłość i nienawiść. Kang-do nie szczędzi Mi-son obelg, zmusza do zjedzenia kawałka jego ciała wyciętego z tułowia, w końcu próbuje ją zgwałcić. Kobieta w „podzięce” za pełne okrucieństwa potraktowanie ją przez mężczyznę wprowadza się do niego, przyrządza mu posiłki, opiekuje się mieszkaniem a nawet służy własną dłonią podczas masturbacji Kang-do. W filmach Kima ten dziwny, o wyraźnym podłożu sadomasochistycznym związek bohaterów, czasem mnie irytował, bo zdecydowana większość ludzi, niezależnie od kręgu kulturowego, zachowuje się w zdecydowanie w mniej skrajny sposób. Oczywiście za tego rodzaju przedstawieniem relacji męsko-damskich skrywa się głębszy sens. Miłość i nienawiść jest jak para tancerzy splecionych w ognistym tangu – mówi nam reżyser „Bad Guy`a”. Ale w „Piecie”, oparty na wzajemnym poniżaniu i poświęcaniu układ, posiada dodatkowo uzasadnienie fabularne.

Emocje w cenie

Trzeci aspekt filmu Kima, który uznaję za jego istotny pozytyw, to historia, którą nam przedstawia. Żadnych wydumanych, pretensjonalnych fabularnych pomysłów. „Pieta” opowiada prostą historią o złym facecie, który za sprawą kobiecej ofiarności, przechodzi wewnętrzną przemianę, wydobywając się z moralnej nędzy. Za tę prostą historią ukrywa się jednak druga; historia zemsty. Azjatyckie kino zemsty uwielbiam, ale wspominam o tym motywie nie tylko dlatego. Fundamentami revenge movie są bowiem krzywda i odpłata za jej wyrządzenie. Oba te elementy wiążą się ze szczególnie intensywnymi emocjami, bez tych zaś żaden film czy w ogóle sztuka nie jest w stanie zainteresować odbiorcę. Być może właśnie autentyczne emocje, które towarzyszą widzom podczas seansu „Piety” są największym atutem filmu. „Czas” i „Oddech” cierpiały na deficyt prawdziwie intensywnych emocji, dlatego poległy u większości odbiorców.

Emocjonalny charakter filmu nie byłby możliwy do wyrażenia, gdyby nie gra aktorska. Miarą kreacji aktorskich jest stopień ich wiarygodności. Jeśli na czas trwania seansu filmowego fikcyjna postać staje się nam bliska do tego stopnia, że przeżywamy razem z nią wszystkie jej wzloty i upadki, znaczy to, że aktor odniósł sukces. W „Piecie”, zarówno Lee Jeong-jin (rola Kang-do) oraz Jo Min-soo (rola Mi-son) osiągają stuprocentową wiarygodność, którą wzmacniają końcowa sceny, ujawniające sekret bohaterki. Nic nie ujmując kreacji Lee, objawieniem filmu jest Jo. Aktorka, która do tej pory znana była głównie z małego ekranu, wykorzystała swoją szansę w sposób rewelacyjny. Na ekranie jest bowiem na przemian szaloną, zwyczajną, zrozpaczoną, radosną, mściwą i czułą i w żadnym ze swych wcieleń ani na sekundę nie przestaje być przekonująca. Może i miała efektowniejszą rolę do zagrania, ale gdyby nie niewątpliwy talent aktorski, nawet z tak dobrze napisanej roli niewiele by wyszło. Zasłużenie nagrodzono Jo za wybitną kreację w „Piecie” Wielkim Dzwonem, prestiżową nagrodą przemysłu koreańskiego oraz Asia Pacific Screen Award.

Światełko, ale jeszcze nie światło

Obraz Kim Ki-duka wśród fanów reżysera został przyjęty różnie. Pojawiły się głosy, że film nadmiernie epatuje przemocą, cierpieniem, brzydotą, że przygnębiająca atmosfera jest trudna do wytrzymania i że... „co za dużo to niezdrowo”. Nie podzielam tej opinii. Może i mam specyficzny gust, ale wspomniana atmosfera jest dla mnie wielką zaletą filmu, ponieważ, zaglądając w otchłań nie można nie poczuć jej lodowatego powiewu. Film, który opowiada o okaleczonych (dosłownie i w przenośni) bohaterach nie może być obrazem sielankowym czy zwyczajnie łagodniejszym w ukazywaniu ludzkiej nędzy. Gdyby Kim przedstawił obraz mniej brutalny i bardziej akceptowalny w treści, zgrzytałby on wówczas z estetyką realizmu, w której jest zrealizowany. Poza tym emocje wybrzmiewają tak intensywnie i ostro tylko na tle ponurej rzeczywistości, która zmusza ludzi do skrajnych, dramatycznych wyborów.

Niemniej jeśli porównamy „Piete” z najlepszymi dokonaniami Koreańczyka, to zauważymy różnicę i to niekoniecznie na korzyść. Wciąż bowiem drży Kimowi ręką, wciąż jeszcze popada chwilami w pretensjonalność, a symbolika nie do końca współgra z treścią. Najsłabiej wypada jednak warstwa znaczeniowa filmu. Zachodni recenzenci dopatrują się w „Piecie” bezkompromisowej krytyki kapitalizmu, ja natomiast znajdują w filmie ulubiony temat twórczości Kima Ki-duka – miłość jako cierpienie, Tym razem chodzi o cierpiącą matkę, ale także o cierpiącego Kang-do, którego postawa bezwzględnego, pozbawionego emocji egzekutora wydaje się być wyrazem rozpaczy za utraconą matczyną miłością. Pozostawiony samemu sobie bohater nie nauczył się, że ludzi można kochać a nie tylko ich okaleczać. Cierpią także ofiary Kang-do: fizycznie z powodu bólu, nędzy, beznadziei, ale także psychicznie bezradni wobec krzywdy, którą im i ich rodzinom się wyrządza. Niestety ani w tych spostrzeżeniach nic nowego, ani odkrywczego. Jeszcze nie udaje się Kimowi wspiąć się w swej historii na poziom wyższy: głębokiej, wieloznacznej metafory, jak czynił to w „Pustym domu”, „Samarytance” czy „Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna”.

Ale ja nie narzekam. Pojawiło się światełko w tunelu. Jest moc w tym przejmującym filmie, jest prawda, są emocje. Reżyser, którego spisałem na straty znów odzyskał moje zaufanie. Na jak długo? Weryfikacji dostarczą następne filmy Kima Ki-duka.

Pieta (2012) on IMDb
MOJA OCENA: 7 + /10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Gdy bezskutecznie próbujesz wyrwać się z twórczego kryzysu, nie kombinuj, tylko wyjrzyj przez okno. Tam, w realnym świecie czeka rozwiązanie twoich problemów. Kimkidukowy realizm znów się sprawdza.
Z kamerą wśród koreańskich slumsów i okaleczonych ludzi. W świecie bez miłości jedyną sprawiedliwością jest zemsta a jedynym ukojeniem – śmierć. O matczynej miłości całkiem nietypowo.
Miłość jest cierpieniem. Im bardziej cierpisz, tym bardziej kochasz. Ale czy to już nie było?

   

1 komentarz :

  1. Zgadzam się całkowicie z tym zdaniem:
    "Wciąż bowiem drży Kimowi ręka, wciąż jeszcze popada chwilami w pretensjonalność, a symbolika nie do końca współgra z treścią". Odniosłam podobne wrażenie. Tendencja wyznaczona przez ten film na przyszłość dobra, zamysł dobry, ale z realizacją różnie. Dlatego chętnie poczekam, co będzie dalej, bo uwielbiam "Pusty dom", "Czas", lubię "Łuk", "Sen", "Wiosnę..." i kilka innych starszych filmów.

    OdpowiedzUsuń