środa, 5 stycznia 2011

XIU XIU: THE SENT DOWN GIRL (Tiān Yù, Chiny, 1998)



UWAGA ! MOŻLIWE SPOILERY

O co chodzi?

Piętnastoletnia XiuXiu w ramach akcji integrowania się młodzieży z miasta z chłopstwem wysłana zostaje na prowincję. Przydzielona zostaje do zajmującego się hodowlą koni doświadczonego przez los, mającego opinię odludka i dziwaka, Lao Jina. Xiu Xiu jest przerażona warunkami, w jakich przyszło jej żyć. Lao Jin niewiele mówi, mieszka w namiocie i rzadko bierze kąpiel. Mimo to dziewczyna powoli zaczyna dostrzegać, że milczący, dorosły mężczyzna jest sympatycznym i życzliwym człowiekiem. Pociesza ją także fakt, że po upływie sześciu miesięcy ma dołączyć do grona dziewcząt, które będą przyuczać „nowicjuszki”. Kiedy jednak po upływie pół roku nikt nie przyjeżdża po Xiu Xiu, dziewczyna zaczyna rozumieć, że utknęła na dobre z Lao Jin pośród bezkresnego pustkowia. Spotkanie z młodym mężczyzną uświadamia Xiu Xiu, że bez wpływowych rodziców i układów w Siedzibie Głównej, zarządzającej akcją przesiedlenia młodzieży, nigdy nie wyrwie się z tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca. Jedyny atut jaki posiada Xiu Xiu to młode, ładne i nad wiek dojrzałe ciało. Zaczyna uprawiać seks z mężczyznami, mając nadzieję, że pomogą jej załatwić wymagane dokumenty, dzięki którym będzie mogła wrócić do rodziców. Xiu Xiu jest tak bardzo zajęta sobą, że nawet nie zauważa, iż Lao Jin jest beznadziejnie w niej zakochany. Dla dziewczyny zniesie każde upokorzenie i zrobi wszystko.

Miłość w czasach zarazy

Z napisów początkowych “Xiu Xiu: The Sent Down Girl“ w reżyserii popularnej aktorki Joan Chen („Ostatni cesarz”, serial „Miasteczko Twinpeaks”) dowiadujemy się, że w latach 1967-76 prawie siedem i pół miliona chińskiej młodzieży wysłana została w ramach koedukacji i wyrównywania różnic między miastem a wsią na prowincję. W istocie akcja ta była zakamuflowaną formą represji, służąca rozbijaniu rodzin przez rozdzielanie dzieci i rodziców. Wielu bowiem z młodych ludzi nie powrócił do swych rodzin – utknęli na prowincji na dobre. Tak jak nastoletnia bohaterka filmu, Xiu Xiu. Jednak reżyserski debiut Chen nie jest opowieścią o polityce, choć stanowi ona niezwykle znaczący kontekst dla przedstawionych wydarzeń. Historia, którą oglądamy przypomina  nieco te znane z obrazów reżyserów zaliczanych to tzw. Piątego Pokolenia. W filmach Zhanga Yimou, Chena Kaige czy Tian Zhuangzhuanga losy pojedynczych jednostek wpisane były w dramatyczną, często tragiczną historię współczesnych Chin. Akcja filmów rozgrywała się albo w czasach historycznych („Zawieście czerwone latarnie”), ale z wyraźnymi aluzjami do czasów komunistycznej dyktatury przewodniczącego Mao Zedonga albo w czasach współczesnych, zazwyczaj w najbardziej krwawym i brutalnym okresie rządów komunistów – rewolucji kulturalnej (1966-76) tak, jak w „Błękitnym latawcu”. Również w czasie rewolucji kulturalnej rozgrywa się akcja “Xiu Xiu: The Sent Down Girl“. Jednak w przeciwieństwie do obrazów opowiadających o tym ponury okresie historii Chin, Chen nie eksponuje fanatyzmu i brutalności Czerwonogwardzistów - terror czasów rewolucji jest ukazany poprzez skutki, które niesie dla bohaterów. Xiu Xiu zostaje uwieziona na odludziu, pośród bezkresnych stepów, z małomównym Tybetańczykiem Lao Jinem. Ale to nie wszystko. Skutkiem rewolucji jest gigantyczna biurokracja i korupcja. W pewnym momencie zakochany w Xiu Xiu jej opiekun proponuje dziewczynie, że zawiezie ją do pobliskiego miasta. Ale samotna nastolatka, bez dokumentów, bez urzędowych zezwoleń i pieniędzy najpewniej trafiłaby do wiezienia. Widz otrzymuje czytelny sygnał – w państwie totalitarnym jednostka jest przedmiotem a nie podmiotem, jest całkowicie podporządkowana władzy, która tworzy biurokratyczny system by ją zniewolić, stłamsić, zniszczyć. A jednak  “Xiu Xiu: The Sent Down Girl“ nie jest wariacją na temat słynnej powieści George`a Orwella, „Rok 1984”. To, co najbardziej i przede wszystkim interesuję reżyserkę to miłość w czasach komunistycznej zarazy.

“Xiu Xiu: The Sent Down Girl“ jest niezwykle piękną, urzekającą opowieścią o miłości. Rodzi się ona pomiędzy dwojgiem ludzi, których zdawałoby się, różni wszystko. Ona (czyli XiuXiu – w tej roli zjawiskowa szesnastolatka, Li Xiaolu ) jest pełną życia i wdzięku dziewczyną, on (czyli Lao Jin – znakomity Lapsong) dojrzałym mężczyzną, ciężko doświadczonym przez los. A jednak konieczność znoszenia własnej obecności rodzi również konieczność otwarcia na drugiego człowieka. I wtedy okazuje się, że energiczną nastolatkę i zgorzkniałego mężczyznę łączy ta sama rozpaczliwa, ślepa żądza bliskości i bycia kochanym. Ale ludzie to skomplikowany gatunek, zwłaszcza jeśli chodzi o wyrażanie uczuć. Xiu Xiu, z czasem zaczyna darzyć sympatią nieokrzesanego Lao Jina, lecz jest zbyt pochłonięta pragnieniem wyrwania się z bezludzia, na którym się znalazła się, by dostrzec nieśmiałe uczucie miłości, które zakiełkowało w sercu mężczyzny. On zaś jest zbyt zamknięty w sobie, zbyt doświadczony przez okrucieństwo ludzi, by odważyć się otwarcie wyrazić swe uczucie. Znaczna różnica wieku mogłaby sugerować, że historia ma nieco skandaliczny posmak, a jednak Chen z niebywałą delikatnością opowiada o uczuciach bohaterów. Miłość, w tym niebywale subtelnym delikatnym filmie, rozgrywa się w ukradkowych spojrzeniach bohaterów, na pozór przypadkowych gestach czy słabo słyszalnych szeptach. Zamiast dosadności i banału w opowiadaniu o miłości Chen z godną podziwu konsekwencją stosuje emocjonalną i estetyczną powściągliwość. Dość powiedzieć, że dopiero w końcowej scenie Xiu Xiu zostawia dziewczęcy pocałunek na ustach Lao Jina. Przez pozostały czas trwania filmu reżyserka każe się nam jedynie domyślać łączących bohaterów więzów. Dopiero w końcowych partiach filmu dla widza staje się jasne, że Lao Jin jest zakochany do szaleństwa w Xiu Xiu (scena w szpitalu).

Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał kiedyś: „Miłość równa się poświęceniu i zatraceniu w sobie". Film Chen tak przejmuje, bowiem opowiada, że miarą miłości jest zdolność do poświęceń. Opowiada, że kochać to znaczy poświęcać siebie w całości, w każdej sekundzie swego życia dla drugiej osoby i niczego w zamian nie oczekiwać. Tak kocha Lao Jin. Lao Jin kocha Xiu Xiu miłością nie narzucającą się, bezinteresowną i cierpliwą. Nie zatrzymuje dziewczyny, gdy ta che odejść. Wyrusza na ratunek, gdy Xiu Xiu gubi się wśród okolicznych bagien. Towarzyszy jej, gdy dziewczyna decyduje się na aborcję i czuwa przy niej jak wierny pies, gdy dochodzi do siebie po zabiegu usunięcia ciąży, który omal by jej nie zabił. Znosi w milczącym cierpieniu nawet poniżający Xiu Xiu seks z podejrzanymi typami, dzięki któremu dziewczyna ma nadzieje wyrobić sobie „układy”. Lao Jin kocha Xiu Xiu, taką jaką jest, a nie taką, jaką chciał, żeby była.  Kocha ją tak mocno, że…

Finał

Napiszę wprost – finał tej pięknej, przejmującej opowieści wprawił w mnie w konsternację. Wielką zaletą filmu Chen była wspominana przez mnie emocjonalna i estetyczna powściągliwość. Zamiast krzykliwego dramatyzmu, subtelny, szepczący dramat skazanych na siebie ludzi, którzy rozpaczliwie starają się kochać i być kochanym. Unikanie dosłowności, patosu i sentymentalizmu czyniło z historii ukazanej w filmie rzecz niezwykle przejmującą i wzruszającą. Nie czułem się, że ktoś szantażuje mnie emocjonalnie, że wzrusza na siłę, zwalając na bohaterów hiobowe nieszczęścia w ilości przytłaczającej. Aż to nagle, zupełnie niespodziewanie Chen, dowala finałem, w którym Xiu Xiu pozwala się zastrzelić Lao Jin, a ten nie mając dla kogo żyć, popełnia samobójstwo. Prawda, że nie brzmi to dobrze?

A jednak wszystko się zgadza. Czyż nie pisałem, że miarą prawdziwej miłości jest poświecenie? Anthony de Mello powiedział niegdyś: „Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że naprawdę możecie kochać tylko wtedy, gdy jesteście samotni? Zapytacie, jakie to ma dla miłości znaczenie. Oznacza to widzenie osób, sytuacji, rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości, a nie takimi, jakimi sobie wyobrażacie, że są”. Właśnie wtedy, kiedy Xiu Xiu poczuła się bezgranicznie samotna i bezradna wobec swej samotności, dostrzegła zakochanego Lao Jina. Nie mogła jednak z nim zostać, ponieważ nie była w stanie odwzajemnić jego miłości. Mogła jedynie zginąć. Lao Jin, zrozumiał ukochaną bez słów, a ponieważ był gotów dla niej zrobić wszystko, zastrzelił ją. Bez niej jednak życie Lao Jina nie miało sensu. Interpretacji jest wiele i nawet jeśli mam rację, to nie czuje się przekonany. Zastanawia mnie, dlaczego bohaterowie wielu azjatyckich filmów muszą tragicznie skończyć, by potwierdzić wartość swego uczucia? Czasami trudniej jest żyć i kochać niż kochać i umrzeć.

MOJA OCENA: 7,7/10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
„Woman touch” – przyszło mi do głowy podczas oglądania filmu Joan Chen.
Co to znaczy? Odpowiedź zawarta jest w filmie.
Miłość w czasach komunistycznej zarazy.
Nie ma miłości bez poświecenia. Ale czy koniecznie trzeba umierać dla miłości?
   
>

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz