niedziela, 13 grudnia 2015

NA KRÓTKO: LISTOPAD 2015

Tag, reż Sion Sono, 2015


Listopadowa odsłona NA KRÓTKO to aż osiem filmów, które zdołałem premierowo obejrzeć. A wśród nich horrory, kino akcji, thriller, science-fiction oraz animacja. Waszej szczególne uwadze polecam jeden z najnowszych filmów niezawodnego Siona Sono, „Tag”, bo to być może jego najlepszy film od czasu „Cold Fish”. Miłym zaskoczeniem okazały się dla mnie dwa obrazy Dante Lama: „That Demon Within” oraz „Twins Effect”, których twórca praktykował u samego Johna Woo, a którego wpływów nie sposób nie dostrzec w filmach Lama. Niezłe wrażenie wywarły na mnie także dwie części „Parasyte”, przedstawiciela japońskiego horroru mainstreamowego,  opowiadającego o  tytułowych pasożytach pragnących przejąć kontrolę nad ludzkością. W kategorii ciekawostki/eksperymentu, ale całkiem udanego należy uznać też animowana mini-serię „Kowabon” zrealizowaną w technice rotoscopingu (konwertowania obrazu live action na animację).  Za to bardzo zawiódł mnie powszechnie wychwalany „The Assassin”: mimo wizualnego piękna, wielka nuda.  O „The Closed Door” w reżyserii słynnych, indyjskich twórców, braci Ramsay wspomnieć warto jedynie z obowiązku. Kto gustuje w złym kinie, będzie usatysfakcjonowany, dla pozostałych widzów to może być jedynie zły wybór.    





KOWABON
(reż Kazuma Taketani, Japonia, 2015) 


Horror, animacja. Z inspiracji: „The Ring -Krąg” i „Pulsu”. Sześć króciutkich, trwających 2.5 minuty animowanych filmików zrealizowanych techniką rotoscopingu opowiada sześć osobnych historyjek o osobach prześladowanych przez długowłosego upiora. Nie brzmi to zachęcająco, ale w przypadku „Kowabon” liczy się przede wszystkim sposób ich opowiedzenia. Wszystkie sześć epizodów ukazanych jest z perspektywy ekranu jakiegoś urządzenia: kamery przemysłowej, komórki, komputera, kamery cyfrowej itp. To ograniczenie perspektywy sprawdza się znakomicie w kontekście horroru: widz staje się bowiem bezradnym świadkiem rozgrywającego się koszmaru. Najbardziej pomysłowym pod względem inscenizacji wspomnianego koszmaru jest odcinek piąty (urodzinowe przejęcie przemienia się nagle w przerażający horror). Choć ciekawie, z inwencją i z zachowaniem należytej atmosfery narastającej grozy, ogląda się także odcinek trzeci (akcja rozgrywa się w biurze), czwarty (historia jest opowiedziana przez kolejne coraz bardziej szokujące... wpisy na forum społecznościowym) i szósty (duch w podziemnym garażu). Na horror pracuje także sam technika rotoscopingu: umożliwia ona tworzenie zakłóceń obrazu, co jeszcze bardziej wzmaga wrażenie niesamowitości. Jeśli „Kowabon” nie można ocenić zbyt wysoko, to tylko ze względu na zbyt krótkie, pretekstowe fabuły, ale cała reszta zadowoli każdego fana J-horroru. OCENA: 7/10


THAT DEMON WITHIN
(reż. Dante Lam, Hongkong, 2014)


Thriller, kino akcji. Dante Lam, reżyser „That Demon Within” wiele lat spędził na planie filmowym jako asystent Johna Woo, nic dziwnego zatem, że gdy rozpoczął samodzielną karierę reżyserską, wyspecjalizował się w kinie akcji (choć w dorobku ma też horrory i filmy sportowe).  Filmem akcji, ale ubogaconym o thriller, film policyjny i przede wszystkim o dramat psychologiczny jest także „That Demon Within”. To historia Dave Wonga, niezwykle sumiennego i obowiązkowego policjanta, który pewnego razu ratuje życie brutalnego bandyty. Ten ludzki gest Dave`a wyzwala w policjancie wewnętrznego, tytułowego demona związanego z jego traumatyczną przeszłością. Dave zaczyna tracić panowanie nad sobą, staje się coraz bardziej brutalny i coraz bardziej... szalony. Intrygująca fabuła niezwykle sprawnie opowiedziana i efektownie zrealizowana (spektakularnego finału z płonącą stacją benzynową nie powstydziłby się sam John Woo), ale nade wszystko zapięty na ostatni guzik scenariusz sprawiają, że ogląda się ten film z wielkimi emocjami i prawdziwą przyjemnością. OCENA: 7/10


THE ASSASSINS
(reż. Hou Hsiao-hsien, Tajwan/Chiny/Hongkong/Francja, 2015)


Dramat. No i mam najpoważniejszego kandydata na filmowe rozczarowanie roku. Powszechnie chwalony (choć ocena na IMDB nie porywa), reklamowany i nagradzany obraz Hou Hsiao-hsiena to właściwie anty-wuxia. Niemal pozbawiony fabuły, z luźną epizodyczną fabułą, naszpikowany montażowymi elipsami, z ledwie naszkicowanymi postaciami i ze scenami walki: krótkimi i  urwanymi - jest najdalej od tego, co możemy sobie wyobrazić pod pojęciem „kina sztuk walki”. Może i w tym podejściu do konwencji tkwiłaby jakaś wartość, gdyby nie fakt, że problemem „The Assainss” jest to, że właściwie nie wiadomo czym on jest lub czy miał być. Poza dopieszczoną, ładną stroną wizualną nie ma on nic do zaoferowania widzowi, bo filozofię taoistyczną o wiele lepiej wyrażał – przy całej mojej niechęci dla tego filmu - „Grand Master” Wong Kar-waia. Przykro mi bardzo, ale dla mnie „The Assassin” to artystowska, przeraźliwie nudna wydmuszka.  OCENA: 4/10


TWINS EFFECT
(reż. Dante Lam, Hongkong, 2003)


Horror, kino akcji, sztuki walki. Jeden z pierwszych filmów Dante Lama: wybuchowa mieszanka gatunkowa, zgrabnie łącząca elementy kina akcji, sztuk walki, komedii romantycznej i horroru. Czy tego chcemy, czy nie wampiry są wśród nas. Od tego założenia wychodzi fabuła „Twins Effect”, ale scenarzyści do tego mało odkrywczego punktu wyjścia, dokładają kilka zbawczych dla konwencji odstępstw (wampiry posługują się komórkami, śpią w klimatyzowanych trumnach, a swe ofiary wybierają spośród bywalców modnych klubów). W fabularne szczegóły nie ma powodu zbytnio się zagłębiać, bowiem „Twins Effect” to kino wybitnie rozrywkowe, zrealizowane przede wszystkim z myślą o fanach niezwykle popularnego duetu Twins, który tworzą dwie siostry Charlene Choi i Gillian Chung – obie zresztą dość dobrze znane fanom horroru, gdyż często w tym gatunku się pojawiały. Mimo jednak raczej konfekcyjnego wymiaru filmu Lama ogląda się go bezproblemowo. To zasługa efektownej, niezwykle dynamicznej realizacji, sprawnego opowiadania, umiejętnego przeplatania wampirycznej konwencji elementami innych gatunków, ironicznego potraktowania tematyki krwiopijców czy też sporej dawki humoru. Słowem: solidna porcja rozrywki!  OCENA: 7/10

PARASYTE PART I
(reż. Takashi Yamazaki, Japonia, 2014)


Horror, science-fiction. „Parasyte” czyli japońska wersja „Inwazji porywaczy ciał”? Niekoniecznie, choć w ogólnym zarysie obraz Takashiego Yamazakiego wpisuje się w nurt horrorów science fiction o kryptoinwazji. W szczegółach jednak nie jest to taki film, jakbyś mogli się domyślać. Nie wiadomo skąd bowiem przybyły tytułowe pasożyty, wiadomo jednak, że po dostaniu się do mózgu człowieka przyjmują kontrolę nad jego umysłem, a także nadają ciału niezwykłych, makabrycznych właściwości. Najważniejszym daniem w menu obcych jest bowiem... drugi człowiek, którego pożerają... głową, przeobrażającą się w wielką paszczę. Prawdopodobnie takim potworem stałby się także główny bohater filmu, Shinichi Izumi, gdy w porę nie uwięził pasożyta w swojej ręce. Z tego  powodu intruz przekształcił prawa ręką chłopaka w osobny żyjący organizm zdolny przybierać różne kształty. Chcąc nie chcąc Shinichi z czasem zaprzyjaźnił się ze swoją nad wyraz inteligentną i gadatliwą „ręką”, która siebie samą nazwała Migii. Elementy humoru (trochę w stylu „Facetów w czerni” ) to kolejny element warty zauważenia, podobnie jak groteskowe efekty CGI, kilka całkiem mocnych scen gore (włącznie ze sekwencją szkolnej masakry), żywe tempo, sprawny sposób opowiadania i niezła realizacja. Chyba jednak najbardziej wartościowym odstępstwem od konwencji filmów o kryptoinwazji jest sposób przedstawienia obcych. Okazuje się, że są oni zróżnicowani pod względem funkcji ale także charakteru. Ryoko, nauczycielka biologii Shinichiego, a tak naprawdę jeden z najpotężniejszych pasożytów, opowiada się za pokojową koegzystencją i stopniową asymilacją z ludźmi (być może dlatego, że została matką ludzkiego dziecka?). Konflikt postawy Ryoko z pozostałymi pasożytami nastawionymi na siłową konfrontację jest zasadniczym wątkiem „Parasyte Part II”. OCENA: 7/10



PARASYTE II
(reż. Takashi Yamazaki, Japonia, 2015)


Horror, science-fiction. Bezpośrednia kontynuacja części pierwszej (podział jednej historii na dwa filmy zdecydowanie podyktowany względami komercyjnymi i pewnie dlatego wypada tak sztucznie). Na szczęście jest to także kontynuacja poziomu fabularnego, jak i realizacyjnego z pierwszej odsłony zmagań Shinichiego i Migiego z pasożytami. Pojawiają się jednak nowe wątki (detektywa Kumanoriego), znacznie bardziej rozbudowany zostaje wątek Ryoko i jej konfliktu z pozostałymi obcymi. Więcej czasu poświecono również motywowi macierzyństwa Ryoko i pozytywnego wpływu, które na nią wywiera. Druga część to także decydujące starcia Shichiegio i Migiego z pasożytami zwłaszcza z najpotężniejszym z nim: Gotuo stworzonym przez Ryoko z pięciu różnych obcych. Z jednej strony „Parasyte II” jest filmem jeszcze bardziej efektownym, z drugiej strony trochę za wiele w nim melodramatycznych uniesień i patetycznych monologów bohaterów o ludzkości. Wydaje mi się również, że zakończenie jest niepotrzebnie przeciągnięte i z pewnością można je było wymyślić lepsze. Niemniej jako całość oceniam„Parasyte” pozytywnie: to solidne kino rozrywkowe, swobodnie balansujące między różnymi gatunkami, z interesującą, zaskakującą fabułą i sympatycznymi postaciami (w roli głównej ulubiony aktor Siona Sono i Takashiego Miike – Shota Sometani).  OCENA: 7/10


TAG
(reż. Sion Sono, Japonia, 2015) 



Horror, science-fiction, dramat. Ten film mógłby nakręcić Takashi Miike, gdyby był w lepszej formie niż ta z ostatnich filmów. Na szczęście z utrzymaniem wysokiego poziomu nie ma problemów Sion Sono. „Tag” zaczyna się więc, jak mistrz Hitchcock nakazał, czyli od trzęsienia ziemi - reżyserskiego majstersztyku w postaci sceny masakry uczennic, podróżujących szkolnymi autokarami, a potem, rzecz jasna, napięcie rośnie. Okazuje się bowiem, że jedyna ocalała z rzezi bohaterka, Mitsuko śni niekończący się koszmar, w którym budzi się tylko po to, aby się przekonać, że wciąż śni przerażający sen, w którym nauczyciele strzelają do uczniów jak do kaczek, ślub przemienia się w orgię zniszczenia, a maratoński bieg staje się biegiem po życie. Fabularnym uzasadnieniem dla koszmaru bohaterki są nawiązania do popularnej teorii alternatywnych rzeczywistości, którą Sono gatunkowo osadza w  ramach krwawego, pełnego przemocy horroru, ale która wykorzystuje do snucia opowieści wykraczającej poza doraźną rozrywkę. Ten efektownie zrealizowany obraz to w istocie przejmująca, punktowana momentami zaskakującej poezji, opowieść o desperackiej próbie odnalezienia siebie w płynnej, złowrogiej rzeczywistości. To także opowieść o tym, że wszyscy żyjemy w wielkim matrixie, w którym przeznaczenie – z góry narzucone, wtłacza nas w życiowe role, odbiera wolność, zabiera nam naszą tożsamość, nie pozwala być sobą. Być sobą to pragnienie wielu bohaterów filmów Sono, którego realizacja jest możliwa tylko za ogromną, największą cenę. Atrakcyjny, ale niegłupi, brutalny, ale poetycki, ironiczny, ale prawdziwy …piękny film od mistrza Sono. OCENA: 8/10

RECENZJA: http://strachmaskosneoczy.blogspot.com/2015/11/tag-riariu onigokko-japonia-2015.html
   


THE CLOSED DOOR
(reż. Tylsi & Shyama Ramsay, Indie, 1990)


Horror. Trudno sobie wyobrazić kino azjatyckie, zwłaszcza te na ostatnie litery alfabetu, bez pochodzących z Indii braci Ramsay. Byli oni nie tylko pionierami indyjskiego kina grozy, ale nadto wywarli znaczący wpływ na rozwój kina grozy w Indonezji i Malezji. Ich życiowym mottem, które towarzyszyło mi podczas ich długiej kariery, była fraza „ jak najwięcej za jak najmniej”, przez co należy rozumieć, jak największy zysk przy jak najmniejszych kosztach. Kręcili więc filmy szybki i bardzo tanio, dla masowego odbiorcy, nie oglądając się na logikę, wrzucali do wątłych fabuł włochate upiory, bijatyki, seksowne dziewczyny, ruiny świątyń, miłosne westchnienia, przepastne lochy oraz rzecz jasna numery wokalno-taneczne (wszak to Bollywood!), podlewając to wszystko gęstym sosem kiczu i tandety. I takim właśnie filmem jest „The Closed Door” - bollywoodzka przeróbka Hammerowskiego „Draculi” (1958) z wampirem w gumowej masce, niebieskimi mgłami i tekturowymi ścianami. Dla miłośników złego kina jedna z obowiązkowych pozycji dla pozostałych widzów – niekoniecznie. OCENA: 4/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz